*VERONICA POV*
- O MÓJ JEZU!!! - Mój pisk słyszało chyba całe miasteczko. - Mówisz serio?!
Jonah tymczasem odsunął się nieco i profilaktycznie zatkał uszy, kiedy zaczęłam piszczeć. Teraz się śmiał.
- Jestem całkowicie poważny. Powinnaś zacząć się pakować. Za dwa dni wylatujemy.
- Aaaaaa uwielbiam cię dziękuję! - wykrzyczałam na jednym wydechu i mocno go przytuliłam.
- Po...wiet...rzaaa - wydusił brunet. - Bo mnie udusisz i nigdzie nie pojedziesz.
Zachichotałam i wypuściłam go z objęć.
- Nadal nie wierzę.***
- Tylko ostrożnie mi tam. Pilnuj się i uważaj na chłopców...
- Dobrze tato - przerwałam jego litanię z uśmiechem.
- Pewnie, pewnie - Ojciec nie odpuszczał. - A ty - zwrócił się do stojącego obok mnie chłopaka - lepiej mi tam na nią uważaj.
- Oczywiście - Jonah wydawał się traktować obawy mojego taty bardzo poważnie. - Obiecuję, że będzie bezpieczna.
- Oby. - Przytulił mnie tak, że prawie połamał mi żebra. - Dzwoń codziennie - nakazał jeszcze i wyszliśmy, bo taksówka podjechała.***
Przeszliśmy przez odprawę i po dłuższym czasie zajęliśmy już swoje miejsca.
Cieszyłam się, bo siedziałam przy oknie. Jonah siedział obok mnie.
Samolot zaczął kołować, a mi nagle zaczęły się trząść ręce. Brunet to zauważył i szybko nakrył moje dłonie swoimi.
- Wszystko okay? - spytał. Sprawiał wrażenie naprawdę przejętego.
- Tak, tak - mam nadzieję, że mój głos się nie trzęsie. - Po prostu nigdy w życiu nie leciałam, więc lekko się stresuję.
- Nie ma czym - uspokoił mnie.
Samolot wzniósł się już w powietrze i wyjrzałam przez okno. O rany. Nie spodziewałam się takich widoków. Ziemia z tej wysokości wyglądała wspaniale.
Reszta lotu minęła bardzo przyjemnie. Większość czasu spędziłam słuchając muzyki. Trochę spałam i obejrzeliśmy kilka odcinków Gry o Tron. Rozumiem, sława, wywiady i koncerty, ale nigdy nie oglądać tego serialu to już jakaś przesada! Mam chociaż nadzieję, że będzie kontynuował.
Po kilku minutach rozległ się głos pilota, oznajmiający, że za około pół godziny będziemy lądować.
Zebraliśmy się więc, żeby nic nie zostawić, a resztę czasu przegadaliśmy. Miałam naprawdę dużo pytań.***
- Myślałam, że przyjedzie po nas tylko Corbyn - zagadałam Jonah zdziwiona. - Nie tak mówiłeś?
- Tak mówiłem, bo tak mnie poinformował, pewnie specjalnie - odparł Jonah, ciągnąc za sobą walizkę i obserwując czterech chłopaków w tłumie. Jeszcze nas nie zauważyli. - Najwidoczniej mała zmiana planów.
- Mała? - prychnęłam. - Ja tam zginę! Śmiercią towarzyską! Mam zero przygotowania i okropnie mi idą kontakty z ludźmi.
- Och daj spokój, Panno Panikaro - zbył moją paranoję śmiechem, w potem pomachał do reszty zespołu, która w końcu ogarnęła, że już się zbliżamy. - Nie umrzesz.
- A coś ty taki pewny, Panie Mądraliński?
- Nie marudź, tylko chodź. - Pociągnął mnie delikatnie do swoich przyjaciół i zbył śmiechem moje "phi!".
Gdy podeszliśmy do chłopaków, przywołałam na twarz swój firmowy uśmiech nr 5 i starałam się nie pokazać jak bardzo się denerwuję.
Jonah przywitał się z resztą, a potem objął mnie i przedstawił.
- Mam język, braciszku - odpysknęłam, na co chłopcy parsknęli śmiechem. - Veronica - odwróciłam się do nich.
- Jack - odezwał się ten stojący najbliżej mnie, z fryzurą niebezpiecznie przypominającą zupkę chińską. Pozytywnie, oczywiście.
- Corbyn - przedstawił się wysoki blondyn.
- Miło mi, Zach - zaczął trzeci i złożył na mojej dłoni pocałunek. Zaśmialiśmy się, podczas gdy Jonah mierzył go wzrokiem.
- Jest od ciebie starsza, kretynie.
Herron wzruszył ramionami.
- Tylko rok - rzekł z rozbrajającym uśmiechem.
- Przypominasz mi mojego młodszego brata - stwierdziłam ze śmiechem, bo ta niewymuszona pewność siebie z nutą arogancji i humoru naprawdę sprawiała, że przed oczami stawał mi Louis. Zachowi od razu zrzedła mina, a reszta rechotała na cały głos.
Gdy się uspokoili, podszedł do mnie ostatni z nich.
- Zach jak zwykle musi być w centrum uwagi - poskarżył się z uśmiechem. - Daniel - przedstawił się, a mi (uczciwie przyznaję) zmiękły kolana, kiedy spojrzałam w te cudne oczy.
Oczywiście Jonah musiał to przerwać.
- Dobra, koniec flirtów, pakujemy się do samochodu.
Słyszałam tylko jak Corbyn śmieje się pod nosem i klepie Daniela po ramieniu. Zach z kolei wymamrotał coś w stylu "opiekuńczy starszy brat", za co oberwał od najstarszego po głowie. Sprawiali wrażenie piątki rozwydrzonych braci.
Zapakowaliśmy się do samochodu. Jonah kierował, obok niego usadowił się Jack. Siedziałam między Corbynem a Danielem za nimi, a biedny Zach został oddelegowany na sam koniec.
- Too - zaczął Jack z przedniego siedzenia - skąd właściwie jesteś? Bo Jonah nie chciał nam powiedzieć.
Zerknęłam na brata, a on mrugnął do mnie w lusterku. Jak z dzieckiem.
- A jak myślisz? - spytałam chłopaka.
- Zgadujemy! - wykrzyknął Corbyn.
Pokręciłam głową. Nie mogę uwierzyć, że na serio są tacy normalni. Dobra, normalni to złe słowo.
- Proszę bardzo - zgodziłam się z uśmiechem. - Niech każdy z was rzuci po jednej propozycji, a ja wam potem powiem kto miał rację. O ile ktoś będzie miał - dodałam przekornie.
- Przyjmujemy wyzwanie - odezwał się pewnym tonem Zach z tyłu. - Tylko powiedz kontynent.
- Pfff. Europa.
- Zaczynam - wtrącił blondyn. - Wielka Brytania.
Uniosłam brwi, ale nic nie powiedziałam. Zrobiło mi się jednak miło, bo ćwiczę brytyjski akcent.
- Moja kolej - powiedział Daniel z mojej drugiej strony. - Więc... Francja?
Głowa Zacha ukazała się między fotelami.
- Obstawiam Rosję.
Parsknęłam śmiechem. Cóż za pewność.
- Jack?
Chłopak zastanowił się chwilę.
- Hmmm... Hiszpania.
- A teraz mów kto trafił! - Corbyn ekscytował się jak dziecko, któremu obiecali lizaka.
- Skąd wiesz, że ktoś trafił? - droczyłam się. - Już mówię, mówię, ale potem wyjaśnicie mi swoje strzały. Otóż.... uwaga, uwaga werble proszę - Jack zaczął wybijać rytm na udach. - Zwycięzcą dzisiejszego odcinka zostaje.... Daniel Seavey!
- Co wygrałem? - spytał, wykrzywiając usta w uśmiechu.
- Nagroda nie była przewidziana w kontrakcie. Jeśli chcesz się odnieść, proszę zostawić podanie pod drzwiami. Zostanie rozpatrzone w ciągu trzydziestu dni. Albo więcej.
Chłopcy roześmiali się po raz kolejny tego dnia.
- Dobra. To tłumaczyć się. Corbyn, czemu Wielka Brytania?
- A nie wiem. To chyba ten akcent mnie tak naprowadził.
- Zawsze chciałam pojechać do Londynu. Mój tata pochodzi z Ameryki, więc mówię po angielsku, ale wolałam się uczyć brytyjskiego. Bez urazy, chłopcy - zaśmiałam się widząc, jak ich twarze zastygły w wyrazie śmiertelnej obrazy. - Jack?
- Chyba patrzyłem na wygląd. Ciemne włosy i oczy kojarzą mi się z Hiszpanią, poza tym jesteś lekko opalona, więc strzeliłem tam.
- Okay. Zach, czemu Rosja? - spytałam ze śmiechem, zaciekawiona.
- Szczerze? To było pierwsze, co mi przyszło do głowy.
Dam głowę, że nasz rechot było słuchać na ulicy.
CZYTASZ
The Unexpected || ZAKOŃCZONE
Fanfiction- Żartujesz sobie, prawda? Musisz sobie żartować. Haha mamo, wszystko super, ale już odpuść. Spojrzała na mnie z poczuciem winy. - Skarbie... Ale to nie jest żart... grudzień 2020 (coś dobrego w tym szatańskim roku😂❤️) #1 - zachherron #4 - whydont...