∆17∆

495 21 0
                                    

*RONNIE POV*

- Auuu... - wyrwało mi się, gdy poderwałam głowę do góry.
Zerknęłam na szafkę nocną, na której leżał dzwoniący telefon.
- Halo? - spytałam słabo, sycząc cicho, gdy padły na mnie promienie słońca.
- Co? - zaśmiała się Olivia po drugiej stronie. - Kac morderca nie ma serca?
- Livvy, jak bardzo cię uwielbiam, tak teraz się pogrążasz. Naprawdę czuję się beznadziejnie.
- Mówiłam ci, że będziesz tego żałować kochana.
To zdanie sprawiło, że w głowie zapaliła mi się czerwona lampka.
- Coś odwaliłam? - zapytałam, bojąc się odpowiedzi. Zwykle się nie upijałam, prawdę mówiąc, to był chyba pierwszy raz, kiedy tak się załatwiłam.
- Niee, właściwie to nie, wiesz, tylko prawie przelizałaś się z Jake'iem, dzięki bogu się opamiętałaś, bo zrobiło ci się niedobrze i pobiegłaś do kibla, ale tam uznałaś, że jednak jest okay...
- Boże czemu ja tego nie pamiętam...
- Na twoim miejscu nie chciałabym tego pamiętać.
- Dzięki - stwierdziłam z przekąsem. - Coś jeszcze?
- Nie chyba... Aaa no tak, jeszcze miałaś bardzo emocjonalną konwersację z Cameronem.
- Co?! - Ukryłam twarz w poduszce. - Jezu...
- No tak, wiesz, na chwilę straciłam cię z oczu, a jak cię znalazłam, to się kłóciliście i płakaliście, i ogólnie wyglądaliście jak siedem nieszczęść - mówiła całkiem radosnym tonem, a ja gapiłam się w sufit, słuchając tych rewelacji.
Nigdy więcej nie piję alkoholu.

***

Odpisałam chłopakom na wszystkie wiadomości (a było ich naprawdę sporo) i postanowiłam oddzwonić do Jonah, żeby się już nie martwił.
Wybierając numer, zerknęłam na zegarek, wskazujący godzinę 13.30. No nie, oni pewnie jeszcze śpią, nie będę ich budzić.
Mój problem rozwiązał się sam, bo po chwili rozległy się pierwsze dźwięki Trust Fund Baby, które ustawiłam na dzwonek i na ekranie pokazała się twarz braciszka. No jakbym go wezwała myślami normalnie.
- Hej Jonah - przywitałam się, licząc, że opieprz nie będzie duży.
- No hej. Nadal leczysz kaca? - odezwał się kpiący głos.
- Dla twojej wiadomości już mi lepiej - odparowałam. - Miło, że pytasz.
- Wiesz, jak się martwiłem? A teraz, młoda damo, wszystko mi opowiesz.
Westchnęłam.
- Na pewno chcesz słuchać? Nie bardzo to interesujące, raczej od razu zaśniesz... O właśnie - oświeciło mnie. - Czemu ty nie śpisz o tej godzinie?
- Jesteśmy na lotnisku, za godzinę mamy samolot. - Ach no tak, zaczynają trasę. - Ale nie zmieniaj tematu. Gadaj.
- Ehhh...

***

- Cóż... - rzekł ostrożnie po tym, jak wyśpiewałam mu wszystko z poprzedniej nocy - i to, co powiedziała mi Olivia, i to, co sama pamiętałam, choć tego było mniej. - Masz nauczkę.
- Mam - potwierdziłam.
- No to chyba nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć ci powodzenia we wracaniu do żywych.
- Pffff dzięki. Pozdrów chłopaków.
- Okay. To do usłyszenia - pożegnał się.
- Paaaa.
Dobra, pomyślałam, trzeba by się zwlec i coś ze sobą zrobić. Nie, żebym była jakoś bardzo zmotywowana, po prostu zrobiłam się głodna.
Uznałam, że piżama może zostać, przecież jestem w pustym domu. Umyłam dokładnie zęby, potem włosy i, jeszcze wilgotne, spięłam w nieogarniętego koczka. Przemyłam wodą twarz i spojrzałam w lustro. Nie zobaczyłam powodów, żeby krzyczeć ze strachu. Czyli jest dobrze.
Zeszłam na dół.
Wstawiłam wodę na pierogi, w międzyczasie wyjmując paczkę z zamrażarki. Nie umiem gotować i chyba nigdy się nie nauczę. Mój przyszły mąż nie będzie miał ze mną łatwo.

***

Po posiłku zmyłam naczynia i lekko ogarnęłam kuchnię. Od mamy przez telefon dowiedziałam się, że jadą dziś z tatą do babci odebrać Louisa, ale zostają u niej na noc i wrócą dopiero jutro. Nie narzekałam.
Już miałam iść z powrotem na górę, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Zaintrygowana, wróciłam się do przedpokoju i otworzyłam je.
I opadła mi szczęka.
- Cameron?

***

Faktycznie. Na progu mojego domu stał Cameron Evans z bukietem słoneczników w jednej ręce i czymś innym w drugiej.
- Mogę wejść? - odezwał się niepewnie.
Chyba z powodu szoku, ale przesunęłam się i przepuściłam go dalej. Czego on tu szuka?
- Co tu robisz? - spytałam go, nie rozumiejąc nic.
- Dużo myślałem nad tym, co powiedziałaś wczoraj - przyznał, nie patrząc mi w oczy. - Zawaliłem, wiem. Mówiłaś mi to tyle razy, a ja nic z tym nie robiłem.
Rzuciłam mu sceptyczne spojrzenie.
- Jest jakiś konkretny powód, dla którego mi to mówisz?
- Przyszedłem cię przeprosić. Aha - zreflektował się. - To dla ciebie. - Podał mi kwiaty. - Twoje ulubione, prawda?
Pokiwałam lekko głową. Zdziwiło mnie, że pamiętał.
- Nie oczekuję, że mi to wszystko ot tak wybaczysz, ale to chyba na dobry początek... Mam nadzieję, że dasz nam jeszcze jedną szansę. - Uniósł na mnie wzrok.
- Nie wiem, wiesz, rok to naprawdę dużo. Tak bardzo się od siebie oddaliliśmy... Myślałam, że ta relacja była silniejsza.
W mojej głowie toczyła się wewnętrzna walka. Z jednej strony naprawdę pozytywnie zaskoczyło mnie, że nadal mu zależy i chce wrócić do tego, co było. Jednak z drugiej, to właśnie głównie z jego winy nasza przyjaźń się rozpadła, przysparzając mi tyle bólu. Nie byłam pewna, czy zdołam przez to przejść ponownie.
- Cam... Nie wiem. Naprawdę nie jestem w stanie ci teraz czegokolwiek obiecać.
Pokiwał poważnie głową. Nie wyglądał na zdziwionego, jakby właśnie tego się spodziewał.
- Będę czekał Vee.
Wziął moją rękę i coś w nią włożył. Potem wyszedł, zostawiając mnie skonsternowaną na środku mojego salonu.

The Unexpected || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz