Rozdział 10

11.3K 814 792
                                    

Draco obudził się ponownie, tym razem zrelaksowany i wyspany. Nie miał tak miłego i bezbolesnego snu od kilku dni i teraz cieszył się jak dziecko, mogąc rozprostować mięśnie pozbawione ostatnio ciągle towarzyszącego mu napięcia.

Usłyszał obok siebie, szuranie i brzęk szkła, które przerwały idealną ciszę. Uchylił nieznacznie powieki i zobaczył, pielęgniarkę stawiającą na stoliku obok jego łóżka małą niebieską buteleczkę.

Dopiero teraz sobie przypomniał, gdzie jest i co się wczoraj stało. Zajęczał zirytowany, przypominając sobie, że zgodził się na pomoc od Pottera. Szczątki jego przodków przewracają się w swoich grobach na ten dyshonor.

-Oh obudził się pan panie Malfoy-powiedziała matrona, gdy zobaczyła, że Draco zaczyna się wiercić-Boli coś pana?

-Nie, jest dobrze.

I faktycznie nic go nie bolało. Lekko piszczało mu w uszach i był trochę rozgrzany, ale nic go nie bolało. Pottera nie było nigdzie w pobliżu, więc musiał wyjść, zanim Draco się obudził.

-To dobrze, wszyscy bardzo się zmartwiliśmy, gdy upadł pan na środku sali-Wskazała ręką na niebieską butelkę, leżącą na stoliku-Tutaj jest eliksir wzmacniający i gdy pan go wypije, będzie mógł pan wyjść. Ah i profesor Snape kazał przekazać, że ma pan przyjść do niego po opuszczeniu skrzydła szpitalnego.

Draco wzdrygnął się, nie mając najmniejszej ochoty rozmawiać ze Snapem. Miał nadzieje, iż ten nie odkryje, że włamał mu się do pracowni i w tak żenujący sposób został otruty.

-Dobrze, dziękuje za-

-Draco!-przerwał mu krzyk dochodzący od drzwi.

Blondyn i pielęgniarka odwrócili się, by zobaczyć zdenerwowaną Pansy idącą szybkim krokiem w ich stronę. Pielęgniarka ulotniła się przezornie, a Draco przygotował się na litanie narzekań, którą zaraz miał usłyszeć.

-Ty kretynie! Mówiłam ci byś, nie wstawał sam i patrz, jak się to skończyło! Czy nie możesz mnie choć raz posłuchać i nie zachowywać się jak kompletny głupek?! Jeśli jeszcze raz coś takiego zrobisz, to sama cię ogłuszę, zanim zdążysz zemdleć!

-Pansy-starał się jej przerwać.

-Nie pansjuj mnie tu! Wiesz jak źle sie to mogło skończyć?! Baran! Idiota! Półmózg!-zaczęła go wyzywać, szarpiąc jego koszulę.

Draco złapał za jej ręce, odciągając od swojego ubrania.

-Przepraszam-powiedział w końcu.

Oczy Pansy nabiegły łzami i zanim Draco mógł zareagować, przyciągnęła go do siebie i przytuliła.

-Martwiłam się-wyszeptała.

-Wiem.

Zaczął ją głaskać uspokajająco po plecach, dopóki go nie puściła, ocierając oczy.

-Draco, naprawdę, co się dzieje?

Chłopak spojrzał na nią smutno.

-Prawda jest taka, że miałem mały wypadek, ale uporam się sam z jego skutkami, nie martw się. Będzie dobrze.

Pansy spojrzała na niego zraniona tym, że nie chce jej powiedzieć szczegółów, ale nie zamierzała naciskać.

-Obiecujesz?

-Obiecuje.

Dziewczyna skinęła głową i oboje siedzieli chwilę w ciszy, dopóki pani Pomfrey nie wróciła.

-Myślę, że może pan już iść. Czuje pan jakieś zawroty głowy lub dyskomfort?

Tak czuł, ale taki jaki zawsze towarzyszył mu przez kilka ostatnich dni, tylko tym razem w małej dawce, co akurat było do zniesienia w porównaniu z resztą.

Nie wiem co robię-DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz