Rozdział 24

8.6K 706 158
                                    

Harry nie musiał czekać długo na Parkinson. Nie zdążył nawet przyjrzeć się dokładnie Malfoy'owi, by sprawdzić, co jest nie tak, a dziewczyna już wybiegła do środka, powiewając dookoła swoim czarnym, w większości przeźroczystym szlafrokiem. Harry musiał odwrócić wzrok niegotowy na taką ilość jej gołej skóry.

Ślizgonka wręcz rzuciła się do łóżka, omal nie zwalając Harry'ego z krzesła w procesie. Jej rozczochrane włosy zakryły mu pole widzenia na chwilę, chciał jej coś powiedzieć na temat ślizgonów nieszanujących jego przestrzeni osobistej, ale zanim zdążył, ta złapała go mocno za ramiona i zaczęła nim trząść.

-Co mu jest do cholery?!

-Nie wiem!-odkrzyknął, próbując zdjąć jej dłonie z ramion, bo nawet przez szatę czuł jej długie ostre paznokcie wbijające mu się w skórę.

-Jak to nie wiesz, byłeś tutaj cały czas, prawda?!

-No tak wyszedłem tylko-

-Jak to wyszedłeś?!

-Do łazienki! No chyba tyle mi przysługuje!

Obydwoje dyszeli, patrząc na siebie ze zdenerwowaniem. Parkinson w końcu wzięła głęboki wdech, zerknęła na chłopaka leżącego nieruchomo w łóżku i z powrotem na Harry'ego.

-Dobra uspokójmy się, do niczego w ten sposób nie dojdziemy-powiedziała w końcu.

Harry chciał jej wytknąć, że to nie on to zaczął, ale powstrzymał się, patrząc, jak cała spięta siada na skraju łóżka i próbuje się uspokoić. Wzięła chusteczkę ze stolika i przyłożyła ją delikatnie pod nos Malfoy'a ocierając mu krew.

-Co mu się stało?-zapytała cicho.

-Um obudziłem się dość głodny, ale nie chciałem go tu zostawiać, więc poprosiłem skrzata, by przyniósł nam śniadanie, potem-ugh Malfoy miał mały problem z- w każdym bądź razie, zapytał o kolejną dawkę eliksiru uspokajającego em... Wtedy poszedłem do łazienki, a kiedy wróciłem, zjedliśmy śniadanie i-oh dałem mu jeden z eliksirów o których mówiłaś.

Parkinson zmarszczyła brwi i zabrała chusteczkę spod nosa blondyna i sięgnęła po kolejną, bo krwawienie nie ustępowało.

-Który to był eliksir?

Harry podał jej pustą butelkę. Dziewczyna znów zmarszczyła brwi.

-To nie jedna z butelek, które ci dałam.

-Jak to nie?

-Dałam ci tylko kilka mało inwazyjnych eliksirów pomagających odzyskać siły. Ten musiał być jednym z jego prywatnych-wymamrotała.

-A co to w ogóle za eliksir?

Dziewczyna spojrzała na niego niezainteresowana i okręciła butelkę w dłoniach. Przez chwilę była cicho, przez co Harry zaczął się trochę denerwować.

-Potter-powiedziała po chwili, niskim głosem.

-Ta?

-Czy ty serio, dałeś mu eliksir pobudzający zaraz po eliksirze uspokajającym?

-Um...

-Potter!

-Nie wiedziałem co to!

-To chyba powinien być wystarczający powód, by mu tego nie podawać!

-Sama mi kazałaś!

Parkinson spojrzała na niego jak wściekła niedźwiedzica i brunet aż odsunął się kawałek.

-Jeśli coś mu się stanie-wysyczała-Powieszę cię na sztandarze Gryffindoru i będę patrzeć, jak dusisz się czerwoną płachtą, aż twoja twarz nie stanie się fioletowa, a gały nie wyjdą ci na wierzch. Daje ci na to ślizgońskie słowo.

Nie wiem co robię-DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz