Rozdział 17

9.8K 746 268
                                    

Choć lochy były ulubionym miejscem Draco w zamku, zaraz po boisku do Quidditch'a, były również dość chłodne i najprościej mówiąc niezapraszające. Blondyn miał już dość mocno zszargane nerwy po kłótni z członkami Slytherinu i perspektywa siedzenia w ciemnych lochach nie poprawiała mu humoru.

Kiedy wrócił do pokoju wspólnego po ,,sesji naukowej'' z Potter'em, Blaise zapytał go, gdzie znowu był. Na ogół jego współdomownicy nie zawracali sobie głowy, gdzie znika Draco, ale od dłuższego czasu blondyn musiał odmawiać Blaise'owi spędzania z nim popołudnia, które zwykle poświęcali na szachy czy straszenie maluchów. Nott oczywiście musiał wtrącić swoje trzy grosze i zasugerować, że Draco ma jakąś dziwkę na boku. Normalnie Draco jedynie by odgryzł się jakimś paskudnym komentarzem, ale to z Potter'em spędzał dziś popołudnie i to jak nazwał go Nott, ku jego zaskoczeniu, niezmiernie go rozjuszyło.

Nie wiedział, nawet kiedy, wyciągnął różdżkę i przystawił ją Nott'owido gardła.

-Jestem ciekaw, czy powiesz to samo, gdy dostaniesz ode mnie Crucio i będziesz rzucał się pod moimi nogami-wysyczał.

Na szczęście Pansy szybko zareagowała i podeszła do nich.

-To ze mną Draco spędzał dziś popołudnie. Poprosiłam go, by pomógł mi z eliksirami-wyjaśniła spokojnie.

Wszyscy Ślizgoni wiedzieli, że jego i Pansy dzielą wręcz bratersko-siostrzane relacje i zapewne nikt nie był zaskoczony, gdy Draco zezłościł się, że Nott ją tak nazwał. Pomimo że sama tak o sobie często mówiła.

Nott podniósł spłoszone spojrzenie z wbijanej mu w krtań różdżki.

-Przepraszam w takim razie...-powiedział cicho.

Draco opuścił różdżkę i przeszedł do swojego pokoju, emanując zdenerwowaniem. Pansy przyszła zaraz po nim i usiadła obok niego na łóżku.

-Hej co to miało być?-zapytała zdezorientowana.

-Nic po prostu...eliksir.

Dziewczyna westchnęła.

-Nie martw, się niedługo znajdziemy antidotum. Mam nadzieje, że zanim rzucisz się na kogoś z mordem w oczach za obrażenie Złotego Chłopca-zachichotała cicho.

-To nie jest śmieszne-nachmurzył się i szturchnął ją.

-Może dla ciebie, ale mnie ta ironia bawi. Kiedyś chciałeś mu wepchnąć różdżkę do gardła teraz...chcesz tego samego tylko inną różdżkę-mrugnęła do niego z szerokim uśmieszkiem na twarzy.

Draco zarumienił się wściekle i popchnął ją na łóżko, a ta zaczęła się śmiać.

-Jesteś najgorsza, nie widzisz jaka ta sytuacja jest do bani?

-Ej przynajmniej nie będzie z tego dzieci-podsunęła, wciąż się uśmiechając.

Blondyn posłał jej zdegustowane spojrzenie. Pansy podniosła się znów do siadu, trochę bardziej poważna.

-Szczerze, co jest takiego złego w tej sytuacji? Znaczy, różowo nie jest, ale mogło być dużo gorzej.

Draco spojrzał na nią z niedowierzaniem.

-Czy ty siebie słyszysz? To Potter!

-Taaa właśnie o to mi chodzi. To nie tak, że wygląda źle, uwierz, żadna sława nie mogłaby sprawić, żeby dziewczyny latały za nim, tak jak robią to teraz, gdyby nie był atrakcyjny.

Zanim Draco zdążył otworzyć usta i zacząć się z nią spierać ta kontynuowała.

-Poza tym chyba wolałbyś jego od Granger czy Weasley'a?

To zamknęło Draco usta, bo...tak, wolał nieogarniętego Potter'a od Panny Przemądrzałej i Zdrajcy krwi. Brzydził się wszystkiego, co rude i szlamowate.

-Poza tym-mówiła dalej-Ktokolwiek inny na miejscu Potter'a na pewno wykorzystałby sytuację i odegrał się na tobie. Powinieneś być wdzięczny, że to nasz święty Zbawca jest twoim celem. Nie dość, że nie chce wykorzystać tego przeciw tobie, to ci jeszcze pomaga.

-Tego nie wiesz, w końcu może coś szykować i takie stwarza tylko pozory.

Po tym, jak Draco to powiedział, zamarł, bo do tej pory nie przyszło mu to do głowy. Co, jeśli Potter faktycznie z nim pogrywa?

-O tak, bo w końcu Potter jest zły i przebiegły, a jego gra aktorska na najwyższym poziomie-sarknęła.

Tak Pansy ma rację, pomyślał, rozluźniając się. Potter nie byłby w stanie go oszukać.

-Ale wiesz...-zaczęła znowu-Myślałam, że ten eliksir nie sprawia, że ktoś staje się tak...opiekuńczy.

Draco zwęził oczy.

-Coś sugerujesz?-zapytał zdenerwowany.

-Nie, nic-odparła z uśmiechem-Pewnie nikt nie wspomina o tego typu skutkach ubocznych-dokończyła.

-Pewnie tak-zgodził się, uspokajając się.

-No dobra, ja lecę, Dafne chciała, żebym jej pomogła z Transmutacją. Masz czas wieczorem?

-Nie, ja...

-No tak, randka-uniosła kącik ust-Więc baw się dobrze i nie daj się złapać.

Wybiegła z chichotem za drzwi, zanim Draco zdążył ją przekląć, zostawiając go samego w pokoju.

Aktualnie Draco stał w lochach i opierał się o zimną ścianę, czekając już piętnaście minut na Potter'a. Zdążył go już przekląć w umyśle kilkanaście razy za tę zniewagę, a ten matoł jeszcze się nie pojawił.

Zaczął się zastanawiać nad wróceniem do pokoju wspólnego i przesiedzeniem reszty wieczora ze swoimi współdomownikami, ale nagle poczuł jak coś, szturcha go w bok. Odskoczył przestraszony, ale nic nie zobaczył.

Rozglądnął się zdezorientowany i usłyszał parsknięcie. Przewrócił oczami.

-Potter ściągaj ten szlafrok niewidzialności, nie mam dla ciebie całej nocy.

Brunet ściągnął z siebie pelerynę, a Draco mógł go w końcu zobaczyć.

-Wybacz, że tak późno. Ginny chciała ze mną zagrać kolejną partię szachów-wyjaśnił ze skruchą.

Draco zdusił w sobie palące uczucie zazdrości i przywołał na twarz lekceważący grymas.

-Nie obchodzi mnie to, co ty i Wiewióra robicie, następny razem nie będę tyle czekać i zostawię to wszystko tobie-zagroził.

-Równie dobrze mógłbym zostać w wieży i ci nie pomagać. Nie oczekuje wdzięczności, ale chociaż mógłbyś nie być cały czas takim kutasem-powiedział zdenerwowany.

-Oh wybacz, pewnie masz dużo na głowie-zaczął ze sztucznym przejęciem-To musi być ciężko cały dzień się obijać, podczas gdy ja muszę znosić skutki uboczne eliksiru, z każdą sekundą coraz bardziej chcą rzucić się w paszcze smoka lub wydłubać sobie oczy. Ale HEJ to w końcu ty masz ciężko, bo zabieram ci twój cenny czas, który mógłbyś poświęcić na durne zabawy z mugololubami i łaszeniu się u stóp Weasley'ówny. Więc zrób nam przysługę i zacznij traktować to poważnie, żebyśmy mogli jak najszybciej znaleźć antidotum i skończyć te idiotyczne spotkania-ostatnie słowa wręcz wypluł.

Po swojej przemowie Draco ruszył w stronę komnat Mistrza Eliksirów, będąc pewnym, że Potter pójdzie za nim.

Jak ten bezmózg śmie narzekać, kiedy to Draco jest najbardziej poszkodowany?! To on za każdym razem, kiedy chociażby stanie blisko Potter'a musi zaciskać ręce w pięści i wbijać sobie w nie paznokcie, by powstrzymać się przed dotknięciem go. To on za każdym razem, gdy usłyszy jego głos, traci kontakt ze światem i to on, gdy spojrzy w jego oczy, musi uważać, by szaty zakrywały mu krocze, bo inaczej musiałby się tłumaczyć, dlaczego mu stanął w środku uczty w Wielkiej Sali. A Potter co?! Siedzi i gra w szachy!

Blondyn przyspieszył kroku.

Musi jak najszybciej znaleźć antidotum, bo skończy w Świętym Mungu.

***

1084 słowa.

Nie wiem co robię-DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz