Rozdział 36

9.2K 660 632
                                    

Po tak pełnym wrażeń weekendzie dziwnie było wrócić do normalnych zajęć, ale Harry już przywykł do takich sytuacji. Mimo to wspólny weekend ze Ślizgonami nie był dla Harry'ego rutyną i nie wiedział jak o tym myśleć. Na pewno wolał to niż walkę z Bazyliszkiem. Ale z ulgą powitał otoczenie współdomowników.

Miło był zjeść z nimi śniadanie i posłuchać żartów Rona, zamiast ciągłych narzekań Malfoy'a, choć pewnie, gdyby wystarczająco długo z nim przebywał, to by przywykł. Parkinson wydawała się nie mieć z tym problemu, a z tego, co Harry zauważył, była osobą, którą łatwo zirytować.

Choć Gryfoni też miewają swoje wkurzające momenty, pomyślał, gdy omal nie oberwał kawałkiem ziemniaka, rzuconym przez Seamusa.

Zaraz po tym, jak Ginny walnęła Seamusa w tył głowy(to ona oberwała w końcu ziemniakiem), Harry poczuł jak łapie go za ramię.

-Co jest Neville?

Chłopak przybliżył się do niego, ściszając głos.

-Zauważyłeś, że Malfoy cały czas się na ciebie gapi? Znaczy, zawsze się gapi, ale dziś przechodzi samego siebie. Coś się stało? Chyba nie chce znów ci czegoś zrobić-zaczął nawijać zmartwiony.

Ta definitywnie chce mi coś zrobić, ale nie to o czym myślisz, chciał powiedzieć.

-Musi być w złym humorze. Zignoruj go, w końcu mu się znudzi-powiedział zamiast tego.

Neville nie wyglądał na przekonanego, ale odpuścił.

-O czym tak szepczecie?-włączył się Ron.

-Mówiłem tylko Harry'emu-

-Że to fajny dzień, żeby polatać-przerwał mu głośno Harry-Kto się pisze?

Ginny i Ron zgodzili się entuzjastycznie, tak samo Seamus.

Neville rzucił Harry'emu skonfundowane spojrzenie.

-Ale ja nie-

-Możemy, zamiast tego zrobić razem zadanie na eliksiry na trybunach-włączyła się Hermiona-Słyszałam, że masz z nim problem. Świerze powietrze dobrze nam zrobi.

Mina Nevilla od razu zmieniał się ze zmieszanej w zrezygnowaną.

-Jeszcze, że to na jutro...-wymamrotał-Dzięki Hermiono.

Gryfonka uśmiechnęła się i pisnęła zaskoczona, gdy Ron złapał ją nagle w pasie.

-Możesz też nam pokibicować skoro już się wybierasz-powiedział do niej z wielkim, wesołym uśmiechem.

Hermiona prychnęła rozbawiona.

-Raczej śmiać się, gdy będziecie się obijać o bramki.

Harry patrzył z uśmiechem, jak jego przyjaciele droczą się ze sobą.

Zerknął ciekawy w stronę stołu Ślizgonów na Malfoy'a. Wyglądał, jakby odpierał ataki, a nie rozmawiał ze współdomownikami, choć może to po prostu ślizgońska rzecz. Harry był wdzięczny za swoich przyjaciół. Nie mógł wyobrazić sobie siebie w Slytherinie. Mimo że jego towarzystwo było głośne i przeważnie nierozsądne to wolał, je sto razy bardziej niż to ślizgońskie.

Choć musiał przyznać, są pewne wyjątki, pomyślał, patrząc na Parkinson i Malfoy'a jak wymieniają między sobą dyskretne spojrzenia.

Ślizgońska przyjaźń najwidoczniej też istnieje.

***

Po zajęciach tak jak zostało ustalone, poszli na stadion. Zaczynało się już robić zimno. Grudzień już dawno się zaczął, ale większość miała na sobie jedynie grube swetry.

Nie wiem co robię-DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz