7. Rockin' around

447 39 7
                                    

Szatyn kolejny raz spudłował rzut papierową kulką do kosza stojącego w rogu jego gabinetu. Westchnął głęboko i popijając gorącą kawę z cynamonem wcisnął ikonkę snake'a na monitorze. Po kilku minutach fascynującej rozgrywki do środka weszła pani Wild.

-Zostawiam klucze na recepcji Louis. - Oznajmiła z lekkim uśmiechem. - Oh, wiesz, że zawsze jesteś u mnie mile widziany. Mógłbyś wpaść do nas zamiast siedzieć tu sam jak palec, z resztą jak co roku. - Mruknęła z nadzieją, że tym razem Tomlinson ulegnie i w końcu spędzi Święta w towarzystwie, a nie siedząc sam w klinice do późnej nocy następnie kierując się do baru, aby wszystko zalać alkoholem. Taki właśnie był Louis Tomlinson, od kilku lat na Święta nie wyjeżdżał do rodziny, ponieważ nie był tam mile widziany. Nie miał również znajomych, którzy mogliby ten czas spędzić właśnie z nim, dlatego rytuał Świąt Bożego Narodzenia u Pana Louis'a Tomlinson'a był niezmienny.

-Dziękuję Pani Wild, ale wolę być sam. Dobrze się bawimy razem ze Snake'iem. - Odparł śmiejąc się na końcu z własnego dowcipu. - Naprawdę, dam sobie radę. Proszę już iść, dochodzi piąta, nie zdąży Pani zapiec ziemniaków.

-Wesołych Świąt Lou. - Uśmiechnęła się i pomknęła szybko do swojego różowego fiata stojącego przed budynkiem. Ta kobieta była najbardziej kolorową osobą, jaką Louis kiedykolwiek znał. Sprawiała wrażenie wiecznie wesołej. Nic dziwnego skoro ma wszystko co do szczęścia potrzebne. Rodzinę, dobrą pracę, znajomych. Louis często marzył o tym, aby mieć tak szczęśliwe życie.

-Wesołych Świąt.

***

-Halo? - Odezwał się przytłumiony zachrypnięty głos po drugiej stronie.

-Harry? Jesteś w Londynie? - Spytał gorączkowo szukając swojego płaszcza w szatni przy klubie, do którego wybrał się po tym jak zamknął klinikę, tak jak miał w zwyczaju. Nie wypił dużo, nie znalazł też osoby, z którą mógłby spędzić dzisiejszą noc, więc postanowił porozmawiać z Harry'm.

-Niestety Lou, nadal w Holmes. Potrzebujesz czegoś?

-Czuję się czasem jakbyś to ty był moim terapeutą Styles. Oh, możliwe, że lekko się uchlałem i chciałem wpaść, ale zapomniałem, że jesteś z rodziną. Kto by nie był. - Prychnął.

-Samotne Święta? - Harry od początku uważał, że psycholodzy nie posiadają własnych problemów, a już na pewno nie rodzinnych problemów. Zdziwiło go to, że Louis nie wyjeżdżał, sam kiedyś trochę opowiadał mu o swojej rodzinie.

-Jak widać.- Szepnął. - Harry, chciałem tylko powiedzieć, że jesteś dobrym kolesiem. W chuj dobrym kolesiem, wiem, że to ja jestem tym, który ci pomaga, ale czasem działa to na odwrót i wcale nie jest mi z tym źle. Teraz potrzebuje twojej pomocy, może nawet samego towarzystwa, ale potrzebuję Cię. - Wszystko co mówił brzmiało jak totalny bełkot, ale Harry zrozumiał każde słowo i uśmiechał się lekko pod nosem na wiadomość o tym, że w pewien sposób jest potrzebny Tomlinson'owi.

-Niestety, dzisiaj nie mogę Ci pomóc Louis, jestem z bliskimi, przepraszam. - Odezwał się nagle przypominając sobie w jakiej sytuacji właśnie się znajduje.

-Ach, jasne. Słuchaj, zapomnij o tym, okej? Nie ważne, muszę kończyć. - Wyszeptał i rozłączył się jak najszybciej wychodząc z zatłoczonego baru na zewnątrz, gdzie już od kilku godzin sypał śnieg. 

Louis mijał zakochane pary, które nie hamowały się ze swoimi czułościami, pełne rodziny oraz zapracowanych ludzi spieszących się na wieczorną mszę. On jednak, mimo, iż wokół tysiąca przechodniów, czuł się niesamowicie samotny. Oglądał kolorowe szyldy powieszone na wysokich budynkach przypominające o świątecznym okresie, który panował. 

Jednak ostatecznie usiadł na jednej z ławek w parku i zaczął cicho szlochać. Nie potrafił poradzić sobie z własnym życiem, dlaczego pomagał innym? Nie robił tego co roku, nigdy nie zdarzało mu się płakać, ale czuł, że wszyscy dookoła niego zaczęli powoli układać swoje zagmatwane życie, jednak on ciągle tkwił w punkcie wyjścia. Nie czuł się na siłach, aby cokolwiek zaczynać. Uważał siebie za nieudacznika.

Otrzepując swoje prawie zamarznięte łzy wstał z siedzenia i udał się do swojego mieszkania z myślą o gorącej, rozluźniającej kąpieli. Chciał w końcu zacząć układać sobie życie. 



krótszy i smutniejszy troche )):

You remind me of better memories / larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz