12. I almost remember

418 32 17
                                    

Następnego dnia Harry od samego rana planował co powiedzieć Louis'owi. Jego matka miała rację, a on doskonale o tym wiedział. Musiał zadzwonić do Tomlinson'a i przynajmniej wytłumaczyć mu to co w tej chwili dzieje się w jego życiu. Czuł ogromne wyrzuty sumienia, że załatwił wszystko tak szybko, nie żegnając się z chłopakiem. Uważał, że jest mu winien wyjaśnienie całej sytuacji.

Siedział z komórką w dłoni oraz tak dobrze mu znanym wybranym numerem na wyświetlaczu. 

-Teraz, albo nigdy. - Wychrypiał następnie naciskając zieloną słuchawkę tuż obok zdjęcia Louis'a pobranego z oficjalnej strony kliniki. Nie, żeby Harry kiedykolwiek stalkował Tomlinson'a w internecie.

-Um, Harry? - Dość przygnębiony głos Louis'a kompletnie zdezorientował bruneta. - Coś się stało? Potrzebujesz rozmowy? 

-Właściwie to chciałem się spotkać. Uważam, że potrzebujesz wyjaśnień. Przepraszam, że tak nagle zrezygnowałem z wizyt, ja po prostu.. Um po prostu sporo się u mnie dzieje.- Wychlipiał zdenerwowany.

-Jasne, uh jeśli chcesz, wpadnij do mnie po pracy. Wziąłem urlop na kilka dni, ponieważ jestem lekko przeziębiony. 

-Oh, w takim razie może nie powinienem przychodzić? - Harry zaczął skubać skórki przy palcach jego lewej dłoni. Sam nie wiedział, co go tak stresuje. W końcu zna Louis'a od kilku miesięcy.

-Nie, nie jest okej. To żaden kłopot, a nawet jestem szczęśliwy, że będę mógł porozmawiać z kimś więcej niż James'em Dean'em.

-Buntownik bez powodu, huh?. - Brunet zaśmiał się lekko.

-Siostra dała mi go kiedyś na gwiazdkę, ponieważ wiedziała jak bardzo kocham Dean'a i od tamtej pory kiedy tylko rozłoży mnie choroba, włączam go na DVD. Zdecydowanie nigdy mi się nie znudzi. - Louis podniósł się na łokciu, tak, aby móc unieść kubek z herbatą stojący na szafce nocnej.

-Um, w takim razie przyjdę jutro zaraz po mojej zmianie. - Harry uśmiechnął się myśląc o spotkaniu z szatynem. Nawet nie zauważył, jak bardzo za nim tęsknił.

-Jesteśmy umówieni. - Odpowiedział Louis, a chwilę później rozłączył się i odłożył telefon na swoje miejsce.

-Jesteśmy umówieni.

***

Harry trzy razy zapukał w mocne dębowe drzwi kiedy Louis ostatecznie postanowił je otworzyć.

-Cześć Harry.

-Hej, przyniosłem ci trochę cudownego lekarstwa od Claire. - Brunet postawił na jego komodzie dość spory słoik domowego rosołu z marchwią.

-Rosół? To cudowne lekarstwo, Boże gdybym tylko wiedział wcześniej. - Szatyn zaczął cicho śmiać się z chłopaka.

-Hej myśl sobie co chcesz, ale ta zupa zawsze stawia na nogi.- Odgryzł mu się i wszedł do salonu szatyna, gdzie zdecydowanie było zbyt duszno, poza tym wszędzie walały się zużyte chusteczki oraz opakowania po lekach, wśród których zauważył również te wspomagające sen, ale postanowił się w to nie zagłębiać. - A więc jesteś typem przeziębionego bałaganiarza, huh?

-Oh, nie wiedziałem, że będziesz tak wcześnie, więc odłożyłem sprzątanie na ostatnią chwilę. - Mruknął zbierając śmieci z drewnianej posadzki.

-Zostaw, ja to zrobię. Ty się połóż, a ja zaraz podgrzeje Ci twoją kolacje.- Harry wziął z jego rąk wszystkie klamoty i zaniósł je do kosza, a następnie wlał rosół do małego garnka i zaczął powoli zagotowywać potrawę.

-Wiesz, że nie musisz tego robić. Jesteśmy tu z twojego powodu, nie potrzebuję opieki zdrowotnej. - Burknął szatyn, a następnie sięgnął po krople do nosa. Katar zdecydowanie nie był jego ulubioną dolegliwością.

-Oh, jasne panie sam sobie poradzę Tomlinson. Chwilę się Tobą zaopiekuję, a później porozmawiamy o mnie. - Harry nalał trochę zupy do sporej miski leżącej na suszarce, a następnie podał ją Louis'owi.

-Odzyskałeś pamięć? - Szatyn mruknął cicho popijając prawdopodobnie najzdrowszy posiłek jaki jadł od paru tygodni, zdecydowanie potrzebował kogoś kto się nim zaopiekuje.

-Pamiętam każdy najmniejszy szczegół z mojego życia, jednak nadal nie mogę rozgryźć liceum. Ten czas musiał mnie totalnie przytłaczać skoro nie potrafię sobie nic przypomnieć.

-Możliwe, że boisz się pamiętać o chwilach, które sprawiły ci ból. Liceum to największy koszmar jaki spotkał każdego człowieka pod wieloma względami i to, że i Ciebie dotknął ten okres jest raczej oczywiste. Martwi mnie, jednak twoja obsesja na punkcie tego wszystkiego. Może, jeśli nie będziesz pamiętał tego, co się wtedy działo będziesz czuł się lepiej. Czasem nie wiedza jest lepsza niż pełna świadomość. - wychrypiał cicho Louis.

-To nie wszystko. Ja, ja poznałem kogoś. Raczej ponownie kogoś poznałem. To przyjaciel ze szkoły średniej, który swego czasu był najbliższą mi osobą. Można powiedzieć, że zaczęliśmy ,,randkować''?

-Co masz na myśli?

-Nick jest wspaniały, napisał o mnie książkę, przynosi mi kwiaty oraz jest rozkoszny w najmniejszych czynnościach, ale...

-Ale co? Ma chorobę weneryczną, włosy na dupie, czy cztery sutki?

-Ma podły charakter.

-Oh, przepraszam to.. były żarty. - Louis zaśmiał się nerwowo nagle czując przypływ krępującej ciszy. - Dlaczego sądzisz, że ma podły charakter?

***
Wtorek, 4 stycznia

-Nick, dzwonili z Reymonds, chcą abyś wystąpił w jednym z ich talk show w ramach wywiadu. Umówiłam Cię ze stylistami na 10, a w studiu masz być na 14. - Młoda blondynka z ogromnymi okularami na nosie i dość wystraszoną miną wpatrywała się w Grimshaw'a czekając na jego odpowiedź.

-Nie powtarzałem Ci przypadkiem, abyś uprzedzała zanim cokolwiek załatwisz?! - Nick wymachiwał rękoma w złości.

-Ttak, przepraszam Nick, ale myślałam, że to dobra okazja do wypromowania nowej książki, nie sprzedaje się tak dobrze jak poprzednie i ...

-Masz mówić do mnie Panie Grimshaw, nigdy nie przeszliśmy na ,,Ty'', a poza tym książka sprzedaje się w swoim tempie i nie masz prawa podważać moich kompetencji oraz ośmieszać przy moich bliskich, rozumiesz?! - Dziewczyna pokiwała w pośpiechu głową i szybko wybiegła z pomieszczenia najprawdopodobniej płacząc już w połowie drogi. Nick zdecydowanie nie był tym łagodnym i miłym. Wręcz przeciwnie, czasem nawet przerażał Harry'ego.

***

-Jest miły tylko dla mnie, resztę traktuje jak marionetki, którymi może kierować. Uwielbiam go i myślę, że jesteśmy na dobrej drodze do zdrowego związku, ale mam pewne wątpliwości. Boję się powiedzieć mu o tym w twarz, boję się odrzucenia. - Coś w Louis'ie pękło pod wpływem słów bruneta. Możliwe, że to od dawna skrywane mocne uczucia względem niego kazały mu tak myśleć, jednak Tomlinson wiedział, że relacja romantyczna byłaby nie na miejscu.

-Myślę, że powinieneś powiedzieć mu jak się czujesz. ,,Zdrowy'' związek nie polega na ukrywaniu uczuć, ale na ich rozpowszechnianiu. - Szatyn westchnął ciężko widząc zawiedzioną twarz Harry'ego. Miał wrażenie, jakby ten liczył na coś cudownego, jednak Louis nie był czarodziejem, ani nawet wróżbitą. Był tylko psychologiem, który może pomóc, ale nic by nie zrobił gdyby nie sama wola pacjenta.

-Przepraszam, że wypisałem się z wizyt. Zdecydowanie nadal ich potrzebuję. - Mruknął Harry bawiąc się nerwowo swoimi palcami.

-Cóż, muszę przyznać, że zabolało mnie twoje odejście bez słowa, lecz za bardzo cię lubię, aby się nadal gniewać. Jeśli chcesz, spotkania możemy przenieść do miejsc prywatnych. Zauważyłem, że tutaj otwierasz się przede mną o wiele bardziej niż w klinice. Może ta atmosfera tak na ciebie działa, huh?

-Możliwe. Podoba mi się pomysł z domowymi wizytami, to nawet lepsze niż tamte sesje. Tutaj czuję swobodę. - Louis uśmiechnął się ciepło do młodszego, a następnie odłożył pustą miskę na stół przed łóżkiem.

-Oh, zdecydowanie potrzebujesz opiekunki.

You remind me of better memories / larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz