Od czasu pierwszego spotkania Nick'a Grimshaw'a, Louis nie miał przyjemności widzieć go ponownie. Jednak nie ubolewał nad tym za bardzo, zdawał sobie sprawę z małego napięcia między ich dwójką spowodowanego najprawdopodobniej tym słodkim, lokowatym chłopcem, jednak stwierdzenie, że Louis się tym przejmował było kompletnym kłamstwem. Otóż doktor Louis Tomlinson twierdził, że nieuprzejmy i mało empatyczny Nick totalnie nie pasuje do uroczego i delikatnego chłopca, jakim był Harry. Za każdym razem, gdy brunet na wizytach opowiadał mu o swoim chłopaku, ten wewnętrznie wywracał oczami i prychał pod nosem. Dobrze wiedział, że łączenie tego co sądzi o jakiejś osobie z tym co powinien o tej osobie sądzić obiektywnie było słabym pomysłem, więc zręcznie omijał temat Nick'a Grimshaw'a.
-Chcesz trochę ciastka z cynamonem? - Louis spytał bruneta podczas krojenia jednego z wypieków przyniesionego przez panią Wild poprzedniego dnia.
-Nigdy nie odmówię słodkości, znasz mnie. - Harry zaśmiał się słodko odbierając od Louis'a talerzyk z drożdżówką.
-Taak, czasem mam wrażenie, że cukier przechodzi Ci do charakteru. - Louis zarechotał krótko, mimo że głęboko wierzył w to co właśnie powiedział.
-Przestań, zawstydzasz mnie. - Harry zatrzepotał rzęsami biorąc do ust małego gryza.
-No więc, opowiadaj. - Szatyn usiadł przed chłopakiem posyłając mu lekki uśmiech.
-Bo ja... Ja od zawsze marzyłem o studiach aktorskich. Zbierałem pieniądze, aby mieć za co je spłacać i wynajmować mieszkanie. Ostatnio postanowiłem w końcu je podliczyć. - Harry przerwał na chwilę mrużąc w skupieniu powieki. - Okazało się, że jest tego sporo. Pieniądze z odszkodowania, większość pensji od Claire's oraz jak się również dowiedziałem - alimenty od ojca. Des wysyłał mi dużo szmalu, jednak dopiero dziś się o tym dowiedziałem, ponieważ informacje o alimentach przychodzą do drugiego rodzica dopóki nie ukończysz dwudziestu jeden lat. Tak się składa, że dziś mam urodziny. Dwudzieste pierwsze. Dzwonili z banku i ja sam w to nie wierzę, nie wiem dlaczego mama to ukrywała, o ile w ogóle o tym wiedziała.
-Myślisz, że ukrywałaby przed tobą te pieniądze ze świadomością, iż aktorstwo jest twoim odwiecznym marzeniem?
-Nie wiem, możliwe, że nie to było jej intencją. No wiesz, niszczenie mi planów, może zrobiła to z innego powodu? - Harry w skupieniu przyglądał się pogodzie za oknem. Dzisiejsze słońce wprawiało go w melancholijny nastrój. Cieszył się z wietrznego oraz ciepłego popołudnia, którego brakowało od kilku tygodni. Zwłaszcza, że był dzień jego urodzin.
-Wszystkiego najlepszego Harry. - Louis wyszeptał po chwili załapując temat, który brunet beznamiętnie wplótł w ostatnią wypowiedź, tak jakby jego święto nie było ważne.
-Huh?
-Masz urodziny. Wszystkiego najlepszego! - Louis powtórzył swoje słowa i poklepał chłopaka po ramieniu. - Jesteś już naprawdę stary. - Odchrząknął powoli sięgając po swój notatnik.
-Oh, dziękuję. To nie takie istotne, ja nigdy nie obchodziłem hucznie swoich urodzin. Uważam to za zwykły dzień, taki jak inne. Do tego dochodzą te wszystkie liczby. Ja naprawdę się starzeję. - Szatyn zaśmiał się cicho na słowa Styles'a ukazując tym małe, urocze zmarszczki przy powiekach. Gdzieś w głębi serca, Harry'ego bardzo urzekały te słodkie kurze łapki należące do Tomlinson'a.
-No co ty, to jedyny taki dzień. Jestem pewien, że to dzisiejsze słońce jest specjalnie dla ciebie. - Odparł szatyn wskazując na lekko otwarte okno w rogu pomieszczenia.
-Nick uparł się, że musimy urządzić mi przyjęcie. Wiesz, coś spektakularnego, ale z pomysłem. Ma bzika na punkcie urodzin. - Brunet zaśmiał się dźwięcznie patrząc na zdziwionego Louis'a.
-Oh, to super. Nick jest dobrym chłopakiem.
-Tak... Jest naprawdę w porządku. Do tego często przynosi mi kwiaty i jest bardzo... uroczy?
-Uh, to dobrze, że się dogadujecie. No wiesz, dogadywanie się to podstawa dobrego związku. - Louis przegryzł wargę połykając ślinę lekkiego dyskomfortu. Był zazdrosny, a nie zdawał sobie nawet sprawy dlaczego. Miał dość tego, że nie potrafi rozmawiać z brunetem o jego ukochanym ze względu na swoje chorobliwie ciążące uczucie zazdrości, którego kompletnie nie rozumiał.
-Myślisz, że powinienem urządzić przyjęcie? - Zapytał po chwili niezręcznej ciszy.
-Um, to nie jest zły pomysł. Myślę, że powinieneś rozerwać się raz na jakiś czas. No wiesz, przestać być takim sztywniakiem. - Szatyn dogryzł mu w śmiechu i lekko szturchnął jego ramię swoim, co brunet po chwili oddał. Możliwe, że siedzieli tak przepychając się nawzajem nawet kilkanaście minut. I możliwe, że Louis wcale nie chciał, aby ta chwila kiedykolwiek się kończyła. Ale czy Harry tego chciał?
Nie.
On chciał zostać w tym momencie na zawsze dokładnie tak, jak jego terapeuta.
Po kolejnym pchnięciu ze strony szatyna, Harry poderwał się lekko i przybliżył znacznie sprawiając, że im obu zrobiło się niesamowicie ciepło.
Cóż, możliwe, że żadna z tych rzeczy nie powinna się wydarzyć.
Jednak żaden z nich nie trzymał się zasad w tamtym momencie.
Louis przysunął się tak, że ich nosy zaczęły stykać się czubkami. Potarł tym swoim o nosek młodszego, a brunet uśmiechnął się lekko na tą czułość.
Dlaczego wtedy się nie opamiętali?
Harry musnął lekko usta szatyna przymykając oczy. Ciepłe całowanie dość szybko zamieniło się w rytmiczny taniec ich ust. Louis złapał za talię bruneta i przysunął go tak, że teraz siedział na jego kolanach.
Toczyli zgraną bitwę między własnymi językami nie potrafiąc ani na chwilę powrócić do rzeczywistości. Zatracali się w sobie kompletnie zapominając o tym jaka relacja powinna łączyć ich dwójkę. Ich światy zdawały się zejść na drugi plan. Głównym wątkiem stało się uczucie. Uczucie skrywane od tak dawna.
Czy ktoś mógłby się do niego przyznać?
CZYTASZ
You remind me of better memories / larry stylinson
FanfictionHarry traci kontrolę nad autem i trafia do szpitala zapadając w śpiączkę na dwa tygodnie. Obudził się nie pamiętając niczego, prócz jednego niebieskookiego psychologa. Chcąc poznać szatyna rozpoczyna terapię, która ma na celu przywrócić chłopakowi p...