Około godziny czwartej po południu, chłopcy zajechali pod rodzinny dom bruneta z głośno bijącymi sercami. W zasadzie to tylko te należące do Harry'ego łomotało jak szalone. Nie wiedział, czy kiedykolwiek stresował się mocniej niż w tym momencie. Wysiedli powoli z samochodu i przeszli kawałek przez podjazd posesji. Zauważył jak ogromne, dębowe drzwi otwierają się ukazując w nich jego babcię, która najprawdopodobniej odwiedzała Anne oraz Kath na weekend. I normalnie uśmiechnąłby się szeroko na widok staruszki, jednak teraz posłał jej tylko słaby grymas i wczepił się w czułe ramiona. Kobieta przygarnęła wnuka pocierając jego plecy i zaśmiała się radośnie.
-Harry, słoneczko. Tak rzadko nas odwiedzasz, ostatni raz widziałam cię w Boże Narodzenie! - Słowa babki jeszcze bardziej dobiły bruneta, ponieważ zdał sobie sprawę z tego, że naprawdę odwiedzał je bardzo rzadko, a przecież zostało mu tak niewiele czasu. Po chwili usłyszał również donośny głos swojej matki oraz chichotanie Kath.
-Harry! - Anne pisnęła krótko przytulając syna, a łzy zaczęły zbierać się pod jego powiekami. Postanowił nie rozklejać się przed mamą, zwłaszcza, że to ona musiała pozostawać silna. - Nie mówiłeś, że przyjeżdżasz. Tak dobrze Cię widzieć. - W tym momencie odwróciła się zauważając szatyna i podeszła również do Tomlinson'a rozkładając swoje ramiona.
-Louis. - Uśmiechnęła się i powitała także z nim, a następnie wszyscy skierowali się do środka, aby wypić ciepłą herbatę nagietkową. Harry czując zapach ciasta dyniowego, rozchmurzył się lekko. Babcia zawsze była mistrzynią wypieków.
-A więc?- Anne spojrzała wymownie na ich dwójkę podając im ciepłe napoje. - Jaki był powód takiego nagłego przyjazdu? - Uśmiechnęła się gładząc dłoń Kath pod stołem. Harry spuścił głowę czując narastające napięcie, a Louis widząc jego skołowanie położył swoją dłoń na udzie bruneta chcąc dodać mu otuchy. Jednak to było o wiele trudniejsze niż kiedykolwiek sobie wyobrażał. Trzy ważne dla niego kobiety wpatrywały się wyczekująco w jego osobę. Tomlinson tak bardzo pragnął zdjąć cały ciężar z chłopaka i przełożyć go na swoje ramiona, jednak to było zadanie Harry'ego, to on musiał im powiedzieć.
-J..ja. Um, to trudne, możliwe, że uh. Ja sam nie wiem jak wam to powiedzieć. Mam mętlik w głowie. Jesteście dla mnie najważniejsze i chcę, abyście wiedziały, że najprawdopodobniej nie zostanę z wami na długi czas i...- Wszystkie trzy zmarszczyły brwi w niezrozumieniu.
-Chcesz się wyprowadzić? Harry. - Anne westchnęła patrząc na syna. - Wystarczy, że Gemma jest gdzieś za oceanem. Poza tym, to bardzo nieodpowiedzialne, zwłaszcza w tym momencie twojego życia. Zbierałeś na studia. Czy nie o tym marzyłeś? - Mruknęła, jednak widząc łzy w oczach Harry'ego, spoważniała i ponownie zamilknęła dając mu możliwość wypowiedzenia tych słów.
-Nie chodzi o wyprowadzkę. Ja..nie zostanę z wami na długo, ponieważ...jestem chory. - Wydukał spuszczając wzrok i przecierając oczy, w których ponownie zebrały się słone krople. Nie potrafiłby znieść ich reakcji.
-Na co chory, kochanie? - Babcia zapytała drżącym głosem, jakby obawiając się najgorszego.
-Rak, rak trzustki. Możliwe, że nie będzie mnie już za kilka tygodni, lekarze nie przewidują cudów. Dają mi bardzo mało szans na przeżycie dłuższego okresu, dlatego, przyjechałem tu i... - Przerwał czując matkę przylegającą do jego ciała opanowaną przez spazmy płaczu. Do uścisku dołączyły się również Kath oraz babcia, które z powagą i zmartwieniem wpatrywały się w chłopca.
Louis poczuł ucisk w sercu na widok sceny odbywającej się w domu Styles'ów. Nie dziwił się kobietom. Harry był ich oczkiem w głowie, poza tym, był synem, wnukiem oraz przyszywanym dzieckiem. Czuł się jak piąte koło u wozu, ale wiedział, że Harry właśnie tak go potrzebował. Aby po prostu był.
-Od kiedy wiesz? - Wymamrotała rozsypana matka.
-Od półtora miesiąca. - Zaszlochała nie dowierzając temu, co właśnie się stało. Jej jedyny synek miał oddać się w ręce okrutnej choroby. - Mówię wam dopiero teraz, ponieważ sam przez długi czas nie potrafiłem pogodzić się z tym faktem, czasem nadal nie mogę. Musicie jednak wiedzieć, że kocham was najmocniej i ta choroba tego nie zmieni. Czy będę to robił stamtąd. - Wskazał palcem do góry imitując niebo, lub cokolwiek, co odbywało się po śmierci. - Czy stąd. - Wyszeptał spoglądając na poruszone kobiety, które najprawdopodobniej pierwszy raz mógł widzieć w takiej rozsypce.
-Harry, słońce. Nie mogę w to uwierzyć, nie zasługujesz na to. Jesteś taki dobry, dlaczego to spotyka Ciebie. - Anne z drżącymi dłońmi podeszła do bruneta i położyła swoje ręce na jego policzkach, aby choć przez chwilę poczuć jego satynową skórę pod tą swoją.
-Nie powinnaś tak myśleć. To spotyka tysiące ludzi każdego dnia. Wiesz, że zawsze będę się o was troszczył. Wierzę, że będziesz mogła to odczuć. - Potarł jej ramiona czule się uśmiechając. Wiedział, że w tym momencie musiał być silny, aby mama poczuła jak dobrze radzi sobie z tym wszystkim.
Przez kilka godzin rozmawiali o wszystkim i o niczym praktycznie zapominając o wyznaniu bruneta. Anne zdała sobie sprawę z tego, że musiała sprawić, aby jej syn zapomniał o chorobie i poczuł absolutny komfort. Dlatego zdarzyło im się nawet żartować tego dnia bez żadnych ograniczeń. Louis również sprawiał, że śmiech Harry'ego stawał się głośniejszy z każdym kolejnym, głupim, ojcowskim żartem.
Postanowili także połączyć się z Gemmą, aby o wszystkim dokładnie jej opowiedzieć. Brunet nie chciał już więcej tajemnic. Zwłaszcza przed rodziną. Oczywiście jej reakcja była zupełnie podobna do tej matki, Kath oraz babci. Rozpłakała się i obiecała, że jak najszybciej przyleci do Londynu, aby wesprzeć brata. Poczuła wtedy ogromne wyrzuty sumienia, ze względu na tak rzadkie odwiedzanie bliskich i ostatnio lekko porzucony kontakt z brunetem. Postanowiła wspierać go i pomagać we wszystkim.
Wieczorem Anne zaproponowała tej dwójce zostanie na noc, ponieważ na dworze było już ciemno, a chłopcy byli naprawdę zmęczeni całym tym dniem. Dlatego około godziny dziesiątej Harry leżał na swoim starym łóżku czekając aż szatyn wyjdzie spod prysznica. Ponownie oglądał z radością stare fotografie oraz plakaty wykonawców, których słuchał w liceum. Widząc zdjęcie z Nick'iem na ogromnej tablicy korkowej nad biurkiem, podszedł tam i zerwał je z ogromną satysfakcją. Nie odczuwał już smutku na myśl o brunecie, jednak irytował go całym sobą, więc po kilku minutach z jego ścian zniknęło około piętnastu fotografii, a sam Harry uśmiechnął się na ten widok z myślą, że właśnie zakończył pewien rozdział w swoim życiu.
Po kilku minutach wpatrywania się w pomarańczowe ściany, usłyszał odgłos otwierających się drzwi i zauważył Louis'a stojącego przed nim w samym ręczniku przepasanym w biodrach. Kłamstwem byłoby to, że chłopaka nie podniecił widok, który zobaczył. Wyrzeźbiony brzuch szatyna oraz jego ciemne w tym momencie spojrzenie sprawiło, że Harry podszedł do niego zachłannie wpijając się w jego usta.
Louis przyciągnął go za biodra następnie ściskając delikatnie jego pośladki. Harry jęknął cicho na tak upragniony dotyk. Po chwili poczuł jak starszy pcha go na łóżko i usadawia się na jego kolanach nadal namiętnie go całując.
-Pragnę Cię, Harry Styles'ie. - Wypowiedział cicho prosto w jego wargi nie zwracając uwagi na to, że za ścianą znajdowała się sypialnia matki bruneta. W tym momencie czuł tylko rytm ich ciał, a reszta przestała mieć jakiekolwiek znaczenie.
Brunet zaczął wiercić się pod uciskiem Tomlinson'a, co spowodowało krótkie otarcie się o siebie ich kroczy.
-Ja też Cie pragnę, Louis'ie Tomlinson'ie.
CZYTASZ
You remind me of better memories / larry stylinson
FanficHarry traci kontrolę nad autem i trafia do szpitala zapadając w śpiączkę na dwa tygodnie. Obudził się nie pamiętając niczego, prócz jednego niebieskookiego psychologa. Chcąc poznać szatyna rozpoczyna terapię, która ma na celu przywrócić chłopakowi p...