26. Before I die

332 26 7
                                    

Louis przejął kontrolę nad kolejnymi pocałunkami łapiąc za ręce bruneta i umieszczając je nad jego głową. Podgryzał lekko szyję Harry'ego, który cicho pojękiwał w jego ramionach. Louis usłyszał skomlenie chłopaka i przeniósł swoją uwagę z powrotem na jego pełne usta, które smakiem przypominały maliny. Trwali w tym momencie dopóki Harry nie podniósł się na łokciach wzdychając przeciągle i spoglądając prosto na sporych rozmiarów wybrzuszenie w spodniach szatyna. Był zdumiony tym do jakiego stanu potrafił go doprowadzić. Wspiął się na klatkę piersiową Tomlinson'a i zaczął z bliska przyglądać się tatuażom na jego ciele, których miał pełno. Harry nie zdawał sobie o nich sprawy, ponieważ nigdy nie miał przyjemności widzieć chłopaka bez koszulki, a kiedy nagle nadarzyła się okazja, nie mógł oderwać wzroku od poplątanych bazgrołów na ciele Louis'a.

-Freddie? - Zapytał zauważając imię wyryte gdzieś pod jego obojczykiem, tuż obok serca. Poczuł lekkie ukłucie zazdrości, ponieważ nie miał pojęcia kim był Freddie, ani co sprawiło, że był Louis'owi tak bliski, aby umieszczać go zaraz obok własnego serca. Spostrzegł również jak szatyn spina się na dźwięk tego imienia, dlatego zmarszczył swoje brwi kompletnie nie rozumiejąc sytuacji, która miała właśnie miejsce.

-To... Pamiętasz jak wspominałem o tym, że trudno mi ufać ludziom, ponieważ zawiodłem się kiedyś na najbliższej mi osobie? - Brunet pokiwał głową, a jego ciekawość dała się we znaki, kiedy patrzył wyczekująco w stronę Tomlinson'a. - To imię. - Wskazał na miejsce pod obojczykiem. - Jest związane z tą historią. Jednak jeszcze nie jestem gotowy, aby się nią podzielić. Przepraszam, jeśli czujesz się urażony, jesteś dla mnie ważny, ale ja..ja potrzebuję trochę więcej czasu. - Odparł, a Harry pokiwał głową w zrozumieniu i objął powoli szatyna wkładając w ten uścisk jak najwięcej emocji. Chciał pokazać mu jak wielkie ma w nim wsparcie.

-Rozumiem i poczekam tyle ile będziesz chciał. Ale. - Popatrzył uważnie w jego wciągające tęczówki zatracając się w ich kolorze. - Pamiętaj, że ja również nie posiadam wiecznego czasu. Obiecaj, że opowiesz mi co się stało zanim... umrę. - Uśmiechnął się, jakby nie słysząc kompletnie tego, co właśnie powiedział. Harry z dnia na dzień czuł się coraz silniejszy i wiedział, że walka z chorobą dobiega końca, choć nie trwała wcale długo. I możliwe, że pogodził się już z faktem umierania. Louis pokręcił głową poruszony jego słowami.

-Nie mów tak. Na pewno poznasz prawdę. Już niedługo. - Uśmiechnął się i ponownie zbliżył swoją twarz do tej bruneta i trącił swoim nosem jego policzek, co spowodowało mały uśmiech na twarzy Harry'ego. Jednak po chwili odsunął się prześwietlając dokładnie całe ciało Tomlinson'a.

-Louis? - Zapytał z nadzieją.

-Tak?

-Co to jest? - Wskazał na przestrzeń między nimi. - Nasza relacja? Czym jesteśmy?

-Uh.. - Szatyn westchnął pocierając swoje czoło oraz jak najbardziej próbując unikać przenikliwego wzroku zielonookiego. - Harry.. ja. Wiesz, że to trudne. Ja.. nie potrafię określić tego czym dokładnie jesteśmy, ale wiem, że czuję do Ciebie coś więcej niż zwykłą sympatię. Sprawiasz, że się uśmiecham, a wszystko dookoła staje się bardziej.. kolorowe. - Odparł spoglądając ukradkiem na lokowanego, który ze spuszczoną głową wpatrywał się w swoje paznokcie. - Nie myśl, że nie biorę tego na poważnie, ponieważ, uwierz, jesteś pierwszą osobą, z którą mam ochotę stworzyć coś poważniejszego. I to wszystko jest tak odległe i dziwne, bo.. bo ja tak dawno nie czułem nic. Myślałem, że nie jestem w stanie poczuć cokolwiek. Ale z dnia na dzień, ty zjawiłeś się w moim życiu i przekręciłeś je do góry nogami. - Podsunął się do zawstydzonego chłopaka ujmując jego dłoń w swoją, a następnie splatając razem ich palce. Harry podniósł głowę i spojrzał głęboko w jego oczy nie mogąc oderwać od nich wzroku.

-Ja również chciałbym czegoś poważniejszego właśnie z Tobą, Louis. - Odrzekł biorąc w objęcia jego usta, a następnie cmokając je kilka razy w bardziej romantyczny sposób. Zapomniał już nawet, że jeszcze kilkanaście minut temu chcieli zrobić coś więcej oprócz niewinnych pocałunków, ale ogromne rumieńce pojawiły się na jego policzkach od razu po tym jak przypomniał sobie o całej sytuacji i okolicznościach jej sprzyjających.- Co myśmy zrobili? - Zaśmiał się lekko spoglądając na wpół rozebranego szatyna. Harry gdzieś głęboko cieszył się, że nic nie wyszło z tego, co miało miejsce jeszcze przed chwilą. Nie był gotowy na takie zbliżenie. Jeszcze nie teraz.

-Przepraszam, sam to zainicjowałem. Nie powinienem. - Odezwał się czując napływające wyrzuty sumienia.

-Nie, to nie twoja wina. Ja po prostu... byłem spragniony czegoś takiego, ale cieszę się, że nie doszło do niczego więcej. To mogłoby zburzyć coś między nami, huh? - Louis pokiwał ostatecznie głową i położył się na wygodnym łóżku małżeńskim, na którym mieli spędzić dzisiejszą noc. Harry przysunął się do szatyna, a czując oplatające go szczelnie ramiona, uśmiechnął się wesoło.

-Jesteś wyjątkowy. - Odezwał się spoglądając w stronę zwiniętego w kulkę chłopca, który najprawdopodobniej już dawno odpłynął w jego objęciach. Taki już był, potrzebował tylko ciepła oraz czyichś rąk, które mogły go przytulać, a zasypiał jak niemowlę.

-Dziękuję. - Szatyn wzdrygnął się na nagłe słowa chłopca i podniósł krótko swoją głowę, aby móc spojrzeć prosto w jego oczy.

-Za co?

-Za twoją obecność, troskę oraz za te wszystkie miłe słowa. Myślę, że to Ty jesteś wyjątkowy. - Louis uśmiechnął się cmokając bruneta w czoło i ponownie układając swoją głowę na poduszkach.

-Dobrej nocy, maluchu.

***

Następnego dnia zaraz po pełnowartościowym śnidaniu przygotowanym przez babcię Styles, chłopcy siedzieli już w samochodzie odjeżdżając z posesji przy okazji wesoło machając kobietom, które żegnały ich radosnymi uśmiechami. Harry poczuł ulgę ze świadomością, że jego rodzina wiedziała o chorobie. Jednak, zdawał sobie sprawę z tego, że Anne najprawdopodobniej będzie zamartwiać się niepotrzebnie całą tą sytuacją. Oczywiście, takie było zadanie matki, ale brunet zdecydowanie nie chciał dokładać jej niepotrzebnych problemów. Spojrzał ostatni raz na kobiety i uśmiechając się szeroko odjechali z podjazdu. Louis włączył któryś z albumów trzymanych orzez niego w specjalnym schowku, a kiedy usłyszał pierwsze dźwięki Dancing Queen od ABBY, uśmiechnął się szeroko. Zdecydowanie zbyt często słuchali razem muzyki, ale żaden z nich się tym nie przejmował. Wręcz przeciwnie, traktowali to jako swojego rodzaju ich wspólny moment, kiedy siadali i po prostu wsłuchiwali się w coś, co oboje uwielbiali.

Dwa dni wcześniej chłopcy przewieźli rzeczy Harry'ego do domu Louis'a, tak, aby zaraz po powrocie z Holmes Chapel mogli od razu udać się do apartamentu Tomlinson'a zamiast dodatkowo męczyć się z kartonowymi pudełkami i innymi szpargałami należącymi do zielonookiego.

Na miejscu byli około godziny dwunastej, więc postanowili przygotować razem niedzielny obiad. No, możliwe, że tylko Harry cokolwiek przygotowywał, ponieważ Louis od kiedy pamiętał nie zaglądał do swojej kuchni, a większość pułek świeciła pustkami. Jednak zdążył się już przekonać, że brunet potrafi wyczarować coś z niczego.

-Pięknie pachnie.- Powiedział Louis stając za krzątającym się po pomieszczeniu Harry'm oraz zaglądając przez jego ramię do garnka, w którym gotował się ryż z jakimś sosem warzywnym. -Gdybym tylko wiedział, że jesteś takim specjalistą, od razu zaproponowałbym Ci przeprowadzkę. - Uśmiechnął się cmokając go w policzek, co spowodowało pojawienie się dwóch czerwonych plamek na policzkach bruneta.

Po kilku minutach dokładnego mieszania składników, brunet mógł swobodnie nałożyć im dwie porcje świeżego lecho. Ułożył talerze na stoliku w kuchni oraz do dwóch kubków ze słonikami nalał im gazowanej wody z cytryną, którą tak uwielbiał. Szatyn uśmiechnął się uprzejmie zaczynając posiłek.

-Oh, niebo w gębie. - Uznał zajadając swoją porcję.

You remind me of better memories / larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz