16. Not so happy birthday!

407 36 38
                                    

Następnego dnia Harry od samego rana przestawiał wszystko, co się dało w jego małym apartamencie. Chciał dopiąć każdy szczegół na ostatni guzik, mimo że nawet nie chciał tej imprezy. W końcu był tylko Harry'm Styles'em, nudnym chłopcem z południowego Londynu. Miał wrażenie, że Nick cieszy się przyjęciem tysiąc razy bardziej niż on sam. I szczerze mówiąc nie miał pojęcia, co sprawiało mu tak ogromną radość, ale od samego rana uśmiech nie schodził z jego twarzy.

Kiedy brunet przekręcał w dłoni świecznik, który ostatecznie ustawił na niebieskiej komodzie, usłyszał dość głośne i charakterystyczne pukanie. Podszedł do drzwi i zaśmiał się cicho widząc zadyszanego Louis'a z małą torebką w jednej ręce i różową stokrotką w drugiej.

-Zawsze musisz to robić? - Zapytał szczerząc się coraz bardziej.

-Co takiego? - Odparł szatyn nie rozumiejąc o, co mogło chodzić jego pacjentowi.

-Wystukiwać na drzwiach rytm ,,We will rock you" za każdym razem, kiedy do kogoś przychodzisz? - Tym razem oboje zaśmiali się cicho. Louis zdecydowanie był zbyt obsesyjnym fanem tego zespołu. 

-Mógłbym też śpiewać, ale postanowiłem nie drażnić twoich wrażliwych uszu. - Szepnął i podał brunetowi małą torebeczkę wraz z kwiatkiem. - To prezent... no wiesz na urodziny i... Po prostu mam nadzieję, że Ci się spodoba. - Uśmiechnął się nieśmiało drapiąc swój kark. Bardzo obawiał się reakcji bruneta na tak nic nieznaczący wisiorek, który wybierał aż dwanaście godzin, nie mogąc zdecydować się między motylem, a słonecznikiem. Z jednej strony Harry był jak motylek, który każdego dnia staje się coraz piękniejszy, ale jest również jak słonecznik, który twarzą zawsze jest skierowany do słonecznych promieni pomagających mu odzyskać siły i przygotować się na mrok.

-Oh, dziękuję, nie musiałeś. A ta stokrotka jest okropnie urocza. - Przytulił szatyna i ruchem dłoni zaprosił go do salonu, gdzie usiedli na kanapie. Wtedy właśnie każdy z nich ponownie poczuł duszący dyskomfort związany z ich ostatnim pocałunkiem. Właściwie to pierwszym pocałunkiem. - A więc...

-Gdzie zgubiłeś Nick'a? 

-Ah, chwilę temu pojechał po swoich znajomych z pracy, których zaprosiliśmy.- Szatyn pokiwał lekko głową próbując za wszelką cenę uniknąć przeszywających go szmaragdowych tęczówek. Czy on chciał go zamordować? Ponieważ tym spojrzeniem spokojnie mógłby go pogrzebać.

-Chciałeś rozmawiać. No wiesz o tym czymś.

-O całowaniu się? To nie powinno się wydarzyć Louis, to była chwila słabości. Nigdy nie powinienem był cię całować, nigdy. Zwłaszcza, że jestem z Nick'iem. Czuję się z tym okropnie, naprawdę. Nie dość, że jesteś moim lekarzem, to jest totalnie nielegalne. Do tego ja mam chłopaka i kocham go najmocniej. Nie zrozum mnie źle, mam nadzieję, że czujesz podobnie. Uh, obaj wiemy, iż było to kompletnie niepotrzebne. Musimy puścić to w zapomnienie, inaczej nie będziemy mogli spotykać się już na wizytach. - Harry westchnął głośno zaraz po tym jak wypowiedział wszystko to, co leżało na jego sercu od tych pięciu dni. Miał wrażenie jakby jego sumienie zjadało go od środka. Jednak podczas wypowiedzenia tego wszystkiego, sumienie nie odpuściło. Dlaczego? Czy nie tego właśnie chciał?

-Tak. - Kłamstwo. - Myślę tak samo. - Kolejne kłamstwo. Louis nie mógł przestać myśleć o pocałunku od tamtej niedzieli. Miał cichą nadzieję, że Harry rzuci mu się w ramiona i wcale nie będzie żałował tamtego wieczoru, jednak co było z nim nie tak. To tylko pacjent. Był taki sam jak Oscar, Simon czy Brianna, którzy leczyli się u niego od lat. Dlaczego właśnie musiał poczuć coś do tego kruchego bruneta. Sam nawet nie był pewien tego uczucia, jednak był pewien tego, że zdecydowanie chciał spróbować czegoś nowego. - Będzie najlepiej, jeśli puścimy to w niepamięć.

You remind me of better memories / larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz