Rozdział 9

5.1K 224 26
                                    

Ból, którego nie zapomnę do końca życia. Niekończące się problemy i strach każdego dnia. Leżałam, w szpitalu walcząc, o życie. Nie byłoby mnie tu, gdyby nie osoba, która wezwała pomoc. Wszystko potoczyło się tak szybko. Nigdy, przenigdy nie wybaczę sobie tego, co się stało. Straciłam moje maleństwo. Mój mały skarbek. Ono nie był niczemu winne. Dziecko to największy skarb na świecie, jaki może otrzymać każda kobieta. W życiu jest tak, że chcesz cofnąć czas, ale nie możesz. Już za późno. Ta myśl, że mogłaś coś zrobić, ale nie zrobiłaś tego. Obwinianie się każdego dnia, każdej nocy. Życie jest jak ocean, który musimy pokonać my sami. Sami bez niczyjej pomocy. To nam ludziom życie rzuca kłody pod nogi. Daje popalić, ale również poznać, jaka tak naprawdę jest rzeczywistość. To od nas ludzi zależy, jak tak naprawdę potoczy się nasza historia.
Leżałam, na szpitalnym łóżku czując, każdy obolały skrawek mojego ciała. Szpitalny zapach roznosił się po całym pomieszczeniu, a okno wypełniały promyki słońca, które ukradkiem prześwitywały przez szpitalne okno.

- Jak się pani dzisiaj czuje? - spytał doktor, wchodząc do sali. 

- Bywało lepiej - mój głos brzmiał jak źle nastrojona gitara.

- Niech się pani uśmiechnie. Miała pani dużo szczęścia - uśmiechnął się pogodnie i poprawił kroplówkę.

- Łatwo mówić, trudniej zrobić - cicho westchnęłam i odwróciłam głowę w stronę okna.

Już nie płakałam. Nie czułam takiego bólu jak tamtej nocy, gdy lekarz powiedział mi o moim maleństwie. Płakałam dniem i nocą. Gdyby nie Charlotte to już dawno popadłabym w depresję. A skoro już mowa o Charlotte, przychodzi tu niemal codziennie. Jak zwykle musiałam założyć na twarz maskę z napisem, że jest w porządku. Nie było tak. Czułam się okropnie. Na dodatek moje żebra oberwały chyba najmocniej. Przez to każdy najmniejszy ruch sprawiał grymas na mojej twarzy.

- Hej, jak się czujesz?-spytała dziewczyna, wyrywając mnie od rozmyślań.

- Hej - powiedziałam nadal nieco zachrypniętym głosem - trochę lepiej.

- Przyniosłam ci coś - uśmiechnęła się i usiadła na skrawku mojego łóżka.  Zaczęła wyjmować świeże owoce.

- Dziękuję, ale wiesz, że nie musiałaś? - spytałam, podnosząc się lekko, na co od razu syknęłam z bólu. Przeklęte żebra.

- Masz mi tu odpoczywać, nie wstawaj - przewróciłam oczami i wróciłam do wcześniejszej pozycji.

Arthur

Szedłem chodnikiem, wracając z wcześniejszego spotkania. Prowadzę dużą firmę, więc nie zdziwiłbym się, jakbym dostał dzisiaj masę telefonów. Obiecałem mamie, że zawiozę ją do szpitala na badania kontrolne. Od jakiegoś czasu miewała problemy z nogą. Robili jej jakieś badania i przeprowadzili leczenie. Teraz jest już dobrze. Przynajmniej miałem taką nadzieję. Nadal od mojej kłótni z Lily nie rozmawialiśmy. Chciałem zadzwonić, ale po prostu nie potrafiłem. No bo co ja miałbym jej powiedzieć? Nie mogę wyrzucić jej z głowy, a myślenie o niej jest jeszcze gorsze. Dochodząc, powoli do domu zacząłem szperać po kieszeniach, szukając kluczy od domu. Gdy znalazłem odpowiedni klucz, otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.

- Już jestem - krzyknąłem.

- Wuja! - krzyknął mój siostrzeniec z jak zwykle rozwianą na wszystkie strony czupryną. Uwielbiam tego smyka.

- No hej młody, a ty dzisiaj wcześniej wróciłeś? - spytałem rozbawiony i odłożyłem czarną, skórzaną teczkę na szafkę przy wejściu.

- Mama mnie dzisiaj odebrała wcześniej, bo jedziemy na szczepienie - powiedział z grymasem wymalowanym na twarzy.

- Ale chyba się nie boisz młody co? - spytałem, kucając przy nim z uśmiechem.

- No może trochę - przyznał niepewnie.

- Jak byłem w twoim wieku, też się panicznie bałem tego typu rzeczy - popatrzyłem na niego, z szerokim uśmiechem przypominając sobie sytuację z dzieciństwa.

- Oj tak. Twój wujek to nawet raz uciekł z gabinetu - z kuchni wyłoniła się moja mama, śmiejąc się na samo wspomnienie.

- Nie miałem wyboru. Byłem dzieckiem o bardzo silnej wyobraźni - zacząłem się bronić jak pięciolatek.

- I dlatego Panie pielęgniarki musiały cię szukać po całej przychodni? - spytała jak zwykle pogodnym głosem.

- Oj mamo nie przesadzaj. Ukryłem się za fotelem w poczekalni - maluch wybucha śmiechem i uważnie przyglądał się naszej rozmowie.

- Zanim cię znalazły, minęło dobre pół godziny. Oj synku - cicho westchnęła z ciepłym uśmiechem.

- Wujku, a pójdziesz z nami? - spytał, z nadzieją bawiąc się swoim robotem, którego trzymał w rączce.

- Obawiam się, że nie. Muszę zabrać twoją babcię do lekarza, ale obiecuje ci, że pójdę z tobą następnym razem - uśmiechnąłem się pocieszająco.

- Babciu, a co ci się stało? - spytał swoim, jak zwykle dziecinnym głosikiem.

- Trochę źle się czułam, a teraz będę musiała iść na kontrolę - uśmiechnęła się do wnuczka i wróciła do wcześniejszych zajęć - jak byś chciał, to jak wrócę, będziemy mogli przyrządzić jakieś pyszne ciasto. Co ty na to? - spytała, a młody szedł za nią krok w krok.

- Taaak, ale czekoladowe - wyszczerzył ząbki.

- Pewnie, zrobimy takie, jakie będziesz chciał - powiedziała i pogłaskała jego blond czuprynę.

***

Po obiedzie, który spędziliśmy w towarzystwie taty, Camilli, Adrianka, Igora i Chrisa nie obyło się bez śmiechu. Serio. Tata opowiadał o swoim pierwszym szczepieniu i o tym, jak dotąd boi się igieł. Mama zrobiła oczywiście jak zawsze pyszny obiad. Chris i Igor ciągle się śmiali ze mnie, bo oczywiście mój kochany brat opowiedział mu moją historię z pierwszym szczepieniem. Udawałem złego, ale długo nie wytrzymałem. Wszyscy się śmiali. Dosłownie.
Po jakże rodzinnym i pełnym śmiechu obiedzie pojechałem z moją mamą na umówioną wizytę. Mama zawsze była uparta i niechętnie chciała tu przyjechać. Sam nie jestem wielkim wielbicielem szpitali. Zielony kolor i ten okropny zapach. Na lekarza bym się nie nadawał. Wolę jednak swoje biuro. Tak, zdecydowanie.

- Więc tak badania wszystkie wyszły w porządku, nie powinno być jakichś powikłań - lekarz mówił już od kilku dobrych minut. Co doprowadzało mnie do snu. Boże ile można gadać o tym samym.

- A kiedy kolejna wizyta? - spytała moja mama, idąc powoli z lekarzem w kierunku wyjścia.

- Myślę, że dopiero za pół roku - odpowiedział z serdecznym uśmiechem- do widzenia -dodał

- Do widzenia - odpowiedzieliśmy w tym samym momencie i opuściliśmy gabinet.

Wychodząc zauważyłem, że lekarze wiozą jakąś dziewczynę. Stałem chwilę, jak słup soli przyglądając się jej. Chwila czy to nie Lily? Stałem wybity z rytmu. Nic się nie liczyło. W głowie nastały pytania. Dlaczego? Kto jej to zrobił bądź co się stało? Czy wszystko w porządku?

- Synku, wszystko dobrze? - spytała mama widocznie zmartwiona. No cóż, nie trudno się zdziwić stałem w bezruchu i wpatrywałem się w jeden punkt przez kilka dobrych sekund.

- Mamo poczekaj tu chwilę - powiedziałem i ruszyłem w kierunku dziewczyny, szybkim i stanowczym krokiem.

- Arthur? - spytała zachrypniętym głosem.

-Lily? - patrzyłem na nią, nic nie rozumiejąc. Gdy lekarze odwieźli ją, na jakieś badania usiadłem. Po prostu usiadłem i przetarłem twarz dłońmi. Chwilę później poczułem obecność mamy. Usiadła w ciszy i o nic nie pytając, po prostu usiadła i objęła mnie.

---------------------------------------------------------
I jak spodobał wam się rozdział? Liczę na jakiś fajny, miły komentarz z waszej strony :) miłego dnia/wieczoru :* ❤️

Nie zostawiaj mnie [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz