Rozdział 16

3.4K 140 47
                                    

Arthur
- Charlotte proszę cię pozwól mi do niej jechać. Ja muszę przy niej być - mówiłem, ale nadal była nieugięta.

- Spieprzyłeś wszystko. Po co chcesz do niej jechać? Po raz kolejny ją zranić? - szeptała z żalem.

- Kocham ją. Ja naprawdę nie chciałem tego wszystkiego powiedzieć - patrzyłem na nią wręcz błagalnym wzrokiem.

- A co samo się powiedziało? Myślisz, że machniesz różdżką i wszystko odwrócisz? - krzyczała.

- Czasu nie cofnę, ale pozwól przynajmniej mi z nią porozmawiać - westchnąłem.

- Ona nie chcę cię widzieć. Zniknij raz na zawsze z jej życia - powiedziała - pójdę już - dodała i powoli wychodziła z mojej posesji.

Wiem, że spieprzyłem. Lily miała rację nic o niej nie wiedziałem. Może mój brat słusznie kazał mi się z tego wyplątać? Że powinienem się z tego wszystkiego wykręcić. Dać jej spokój, odejść.

***

Nie wytrzymałem. Musiałem pojechać do niej do szpitala. Miałem gdzieś co myślała o tym Charlotte. Tym razem nic nie chciałem od Lily. Chciałem się tylko pożegnać. Zniknąć z jej życia raz na zawsze. Powiedzieć jak bardzo ją kochałem, a potem odejść. Kiedy dojechałem na miejsce, wysiadłem z auta trzymając w ręku bukiet czerwonych róż.

- Dzień dobry. Dzisiaj do tego szpitala przywieziona została Lily Moore - powiedziałem w pośpiechu.

- Trzecia sala na trzecim piętrze - odpowiedziała recepcjonistka nie wychylając nosa spod kartek.

- Dziękuję - mruknąłem i ruszyłem. W kierunku windy.

Idąc zielonym korytarzem miałem przed oczami Lily kiedy po raz ostatni się widzieliśmy. Wyraz jej twarzy będzie mnie prześladował w snach, a jej opuchnięte policzki będą przypominały mi o tym jaki ból jej wyrządziłem. Cholera przecież ona chciała się przeze mnie zabić. Nie mogłem znieść tej myśli. Powoli czułem, że to wszystko mnie przerastało. Problem za problemem, kłótnia za kłótnią. Gdy zobaczyłem Lily moje serce momentalnie zabiło. Wpadłem do sali nie zwracając na to czy jest lekarz, czy go nie ma.

- Lily - wyszeptałem i usiadłem przy jej szpitalnym łóżku.

- Proszę pana pozwolił panu ktoś tu wejść? - spytała pielęgniarka.

- Niech pani da mi tylko 5 minut - poprosiłem patrząc na nią wzrokiem pełnym żalu i bólu.

- Dobrze. Tylko 5 minut nie więcej - westchnęła i wyszła z sali.

- Lily tak bardzo chciałbym abyś mi wybaczyła. Spieprzyłem wszystko, ale chciałbym powiedzieć ci, że cię kocham. Kocham cię jak wariat. Pamiętasz jak tańczyliśmy wieczorem pod gwiazdami? Tylko ty i ja. Byłaś taka piękna i delikatna. Kocham cię aniołku - szeptałem nad jej łóżkiem trzymając ją za jej delikatną dłoń. Spała.

- Proszę pana. Proszę już wyjść - weszła do sali, po czym zaczęła zawieszać świeżą kroplówkę.

- Mam prośbę - wstałem z miejsca - niech pani włoży te kwiaty do wazonu. Jeśli się obudzi niech pani jej powie, że tutaj byłem - ostatni raz spojrzałem na nią i ruszyłem w kierunku wyjścia.

Szybkim krokiem starałem się jak najszybciej opuścić to miejsce.
A jeszcze bardziej nie chciałem zobaczyć się z Charlotte. Jakby mogła to udusiłaby mnie gołymi rękami. Miała rację byłem dupkiem, pajacem i świnią. To przeze mnie Lily tu leżała. Cierpiała, a ja nic nie mogłem zrobić. Kiedy byłem już po za szpitalem wsiadłem do auta i odjechałem z piskiem opon.

***

Postanowiłem na chwilę pojechać do mojego rodzinnego domu. Musiałem się trochę odstresować. Jeśli miałem być szczery moją cichą nadzieją było tylko to żeby nie wypytywali o Lily. Póki co nie chciałem rodzicom mówić o tej całej sytuacji, która miała miejsce. Dojeżdżając na miejsce zgasiłem silnik i wyłożyłem kluczyk ze stacyjki. Zmęczonym krokiem ruszyłem w kierunku ogromnego budynku. Zanim zdążyłem zadzwonić w drzwiach stanęła mama.

- Hej mamo - uśmiechnąłem się smutno i przytuliłem moją rodzicielkę.

- Część synku - odwzajemniła uścisk i natychmiast zaprosiła mnie do środka.

- Hejka bracie - Camilla natychmiast zaczęła iść w moją stronę i zamknęła mnie w szczerym uścisku.

- Część siostra - westchnąłem z delikatnym uśmiechem.

- Gdzie mój siostrzeniec? - spytałem marszcząc brwi, a po domu rozeszło się schodzenie po schodach. O wilku mowa.

- Siemka młody - z ciepłym usmiechem poczochrałem jego czuprynę.

- Hej wujku. Pobawimy się robotami, które dostałem od taty? - spytał robiąc przy tym maślane oczy.

- Daj się najpierw wujkowi rozebrać - moja mama roześmiała się i zaczęła iść w kierunku kuchni.

***

Wszyscy siedzieliśmy w salonie oglądając telewizję. No prawie wszyscy, bo ja bawiłem się z moim siostrzeńcem. Ten maluch był po prostu cudowny. Wulkan energii, ale za to go lubiłem. Czasem gdy się z nim bawiłem byłem tak wykończony, że musiałem zostać u nas w domu, ponieważ nie byłem w stanie dojechać do własnego mieszkania.
Igor niedawno przyjechał z pracy więc miałem chwilę by z nim porozmawiać. Na szczęście nikt nie wypytywał o Lily. W pewnym momencie mama zawołała mnie do kuchni.

- O czym chciałaś ze mną porozmawiać? - spytałem marszcząc brwi.

- Synu matki nie okłamiesz - westchnęła - co się dzieje? - spytała z troską.

- Nic, co ma się dziać? - spytałem próbując się jakoś wykręcić.

- Chodzi o Lily. Mam rację? - spytała a mnie uratował telefon. Dzięki Bogu. Z ulgą westchnąłem - przepraszam cię muszę odebrać - dodałem i zacząłem iść w kierunku wyjścia.

- Halo? - niepewnie odebrałem.

- No nareszcie odebrałeś. Chyba mamy do pogadania - powiedział tajemniczy głos.

- O co chodzi? - spytałem zdziwiony.

- Jesteś nam coś winny. Spotkajmy się przy barze jutro wieczorem. Wyśle ci adres - odpowiedział, a w słuchawce nastała głucha cisza...

------------------------------------------

Hmm... Ciekawe co się wydarzy. Jak myślicie ten telefon będzie miał jakiś wpływ na dalszą akcje? Miłego czytania 😘❤️

Ps. Zapraszam do mojej nowej książki, która ukazała się już na moim profilu "Pomóż mi odnaleźć siebie"

Nie zostawiaj mnie [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz