Epilog

4.7K 134 69
                                    

Kilka miesięcy później

- Charlotte, denerwuje się - westchnęłam, przymierzając białą sukienkę.

- Jak zwykle panikujesz. Nie masz się czym stresować, a poza tym nie będziesz tam sama. Arthur też się pewnie teraz denerwuje - odpowiedziała spokojnie, poprawiając ostatnie detale mojej fryzury. - Teraz powinno być okej - uśmiechnęła się do mnie ciepło.

- Dziękuję - tylko tyle zdążyłam powiedzieć. Mój głos nieco zaczął się załamywać.

- Ej co jest? - spytała, kucając przy mnie.

- Ja nie wierzę, że to wszystko się dzieje - wyszeptałam, przytulając moją przyjaciółkę.

- No już, już, bo zaraz ci się makijaż popsuje - zachichotała.

- No tak, racja - przytaknęłam.

Arthur

Dawno się tak nie denerwowałem. Chodziłem z kąta w kąt, cały czas poprawiając ostatnie detale. Mój tata jak zwykle mówił mi, że Lily denerwuje się tak samo, jak ja. Chciałem, aby wszystko się udało, a jednocześnie miałem już z tyłu głowy, że to właśnie Lily będzie moją żoną, że wszystko już się ułożyło. Całe zło jakby nagle odpłynęło. Cisza i spokój zawładnęła nad moim sercem.

- Nadal się tak denerwujesz? - spytał Igor, marszcząc brwi.

- Może trochę - przyznałem, chowając wzrok w podłogę.

- Ej spokojnie to nie żaden wstyd. Ja jak miałem żenić się z twoją siostrą chodziłem cały dzień jak bomba - zaśmiał się na samo wspomnienie.

- Wiesz, kocham Lily i nie chce jej stracić. A myśl, że to ona jest tą jedyną, sprawia, że czuję uczucie, którego nie jestem w stanie opisać - wypowiedziałem te słowa z szerokim uśmiechem.

- Cieszę się stary - zamknął mnie w uścisku - trafiłeś na tą jedyną, więc nie zepsuj tego - powiedział poważniejszym tonem.

- Nie zepsuje - odpowiedziałem czując jak, przyjemne ciepło unosi się na moim sercu.

Lily

Stałam przy ołtarzu, patrząc w jego oczy. Przysięgę, jaką składałam, płynęła prosto z serca. Podczas składania przysięgi mój głos cały czas drżał, ale nie obchodziło mnie to, ważne, że on wiedział, co czuje. Wiedział, iż to, co mówiłam było, czystą prawdą.

- Ja Arthur, biorę ciebie Lily za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że nie opuszczę cię aż do śmierci - jego głos drżał, a wzrok cały czas był zagłębiony w moich oczach.

W pewnym momencie usłyszałam huk. Strzał. Upadł. Szok malujący się na twarzach całej rodziny i ból pamiętałam do teraz. Leżał zakrwawiony, a przeraźliwy pisk uwolnił się z moich ust. Siedziałam przy jego ciele i cały czas trzymałam za dłoń.

- Niech ktoś zadzwoni na pogotowie - powiedziałam przerażonym głosem.

Zanim się obejrzałam całą rodziną była przy nas. Widziałam ból w jego oczach i łzy spływające po polikach. Rana coraz bardziej krwawiła.

- Wuja! - krzyknął siostrzeniec Arthura i zaraz znalazł się przy nas. Camilla chwyciła go za małą rączkę i starała się go odciągnąć. Mały płakał i się wyrywał.

- Dostałeś, na co zasłużyłeś! - krzyknął John i wyszedł z kościoła. Miałam ochotę go zabić. Zniszczyć mu życie.
Czułam, jak moje policzki są już opuchnięte od płaczu, a oczy zbierają coraz więcej łez.

- Gdzie jest to cholerne pogotowie?! - krzyknęłam.

- Lily... - powiedział zdławionym głosem, a na jego twarzy malował się ból. Rękę trzymał przy ranie, która nie przestawała krwawić. Krwawiła coraz mocniej, a jego oddech stawał się coraz płytszy - Kocham cię. Jeśli umrę... - kontynuuje słabym głosem, wiedząc, co chce powiedzieć, natychmiast przerywam mu.

- Będziesz żył. Wszystko będzie dobrze - szepce cicho, delikatnie głaszcząc jego polik, po którym spływa pojedyncza łza. Z ust mamy Arthura wydobywa się szloch i smutek. Wtula się w swojego męża, nie mogąc na to wszystko patrzeć, bo wiedziała, że gdyby zobaczyła chociaż trochę jego cierpienia, jakaś jej cząstka umarłaby.

- Nie zostawiaj mnie - wyszeptałam, a jego oczy powoli się zamknęły. Z moich ust wydobył się głośny, a zarazem rozpaczliwy szloch.

***

Pogotowie reanimowało go, ale bez skutku. Jego rana ciągle krwawiła, a serce słabło. Zabrali go do najbliższego szpitala.

Siedząc, przed salą operacyjną czułam strach i bezsilność. Wszystko we mnie umierało. Wszystko zdawało się snem... Jednym zwykłym, głupim snem, który złamał mnie całą.
Widząc lekarza wychodzącego z sali, pooperacyjnej od razu wstałam z miejsca i zmierzyłam w jego kierunku.

- Co z nim? - spytałam bez najmniejszego zawahania. Na jego twarzy pokazał się ból i współczucie.

- Bardzo mi przykro - powiedział - Pan Arthur nie przeżył operacji. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy - kontynuował, patrząc na mnie zbolałym wzrokiem.

Poczułam ukłucie w sercu. Wszystko we mnie umarło, na nowo. Zabiło cząstkę mnie. Moją jedność. Moją miłość. Mój tlen. Światło w tunelu, które nagle zgasło. Zgasło i już nigdy nie powróci. Łzy jakie spływały po moich polikach, płynęły niepohamowanie. Osunęłam się o ścianę, a z moich ust wydobył się szloch. A każde wspomnienie raniło mnie na tysiące kawałków, każdą spędzona chwila przepłynęła mi przed oczami niczym płynący wodospad... a ogień rozżarzony w moim sercu? Zgasł... Zgasł razem z nim.

Kochani dobrnęliśmy do końca. Zapewne teraz za takie zakończenie zabijcie mnie.
Ta książka była moją pierwszą, ale nie ostatnią. Zapraszam was do mojej drugiej książki "Pomóż mi odnaleźć siebie", a tym czasem niedługo będę się musiała zabrać za korektę tej książki. Wiele z was nie rozumiało zachowania Lily jak i jej niektórych reakcji. No cóż, ta książka ma jeszcze jedną warstwę, która nie każdemu udało się odczytać. Jest coś do czego muszę wam  się przyznać, choć pewnie o tym wiecie. czas w książce  płynął niesamowicie szybko, co mi się nie  spodobało i  nie chciałam kontynuować tego opowiadania, sądząc, że jest ono jednym słowem do dupy. Nie raz miałam ochotę  je usunąć i zacząć pisac nowe, ale kto nie popełnia błędów? W końcu pierwsza książka nie musi być idealna. Staram się coraz lepiej pisać co wydaje mi się, że widać to w moim drugim opowiadaniu. Z tą książką   mam na prawdę masę wspomnień i tych dobrych jak i tych złych. Miałam mały kryzys jeśli chodzi o kontynuacje tej  książki, ale ostatecznie dobrnęłam do końca. Dziękuję wam za wszystkie wyświetlenia i gwiazdki. Wszystkie miłe komentarze jakie od was dostałam dawały mi niesamowitego kopa do pisania. Dziękuję za ogromną motywację Bubledor, Kapik_girl, Ania01011987 i mika1997r jak i innym moim wspaniałym czytelnikom.

Jeśli ktoś dotarł do tego momentu i jest chętny zapraszam do popisania na Private. ❤️

Nie zostawiaj mnie [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz