22.

3.6K 243 53
                                    

Thomas:
Dylan dotrzymał wczoraj obietnicy i widzieliśmy się wieczorem, spędziliśmy naprawdę fajnie czas i od rana miałem dobry humor. Nie mogłem się doczekać, aż się zobaczymy. Jeszcze miesiąc temu w życiu bym nie pomyślał, że będę wyczekiwał spotkania z nim i chodził od rana jak w skowronkach, jak jakaś zakochana nastolatka.

Gdy miałem już wychodzić z domu dostałem smsa, przez którego myślałem, że padnę w przedpokoju.

Dylan: musisz się zająć redakcją, mi coś wypadło i nie ma mnie w mieście. Nie wiem kiedy wrócę, w kalendarzu na moim biurku masz wszystko rozpisane co i kiedy, dasz radę.

Musiałem na chwilę usiąść. Zrobiło mi się słabo. Jakieś dziewięć godzin temu się widzieliśmy, dlaczego mi nie powiedział? Jak ja mam to sam ogarnąć? Złapałem za telefon i zadzwoniłem do niego, ale jego telefon był wyłączony.

Usiadłem i zastanawiałem się, czy to możliwe, że on wczoraj coś wspomniał, że go nie będzie, a ja nie usłyszałem.

Przecież ta gazeta jest dla niego taka ważna, i powierza ją mnie? Niby mi pokazywał co i jak, ale jak ja mam tym wszystkim zarządzać. Mój żołądek był dosłownie ściśnięty, nie pamiętam kiedy ostatnio doświadczyłem takiego stresu.

W drodze na metro dzwoniłem w kółko, ale bezskutecznie. Telefon był wyłączony. Nagrałem się na pocztę niezliczoną ilość razy.

Rozgorączkowany wpadłem do redakcji i wszedłem do biura Dylana. Opadłem na fotel i złapałem ten kalendarz. Pojutrze wychodzi nowy numer, przecież ja będę musiał to wszystko sam ogarnąć. Chwilę później zadzwoniła do drzwi sekretarka, której od razu otworzyłem.

- Dostałam wiadomość, że szefa dzisiaj nie będzie więc zadzwoniłam po edytora, który pod jego nieobecność poprawia wszystko, będzie jutro po południu więc do jutra musisz mieć wszystkie artykuły - powiedziała, a ja otworzyłem buzię.

Jak ja mam zarządzać tymi ludźmi? Chociaż z drugiej strony... Pokazanie im swojej wyższości musi być satysfakcjonujące.

Koło kalendarza leżała rozpiska kto o czym pisze do kolejnego numeru. Zerwałem się i pobiegłem do pokoju wspólnego, nie mogę pokazać po sobie jakiegoś zdenerwowania.

- Słuchajcie - powiedziałem głośno, a wszystkie oczy się na mnie skupiły

- Szefa nie będzie na razie, bo coś mu wypadło, a ja jestem jego zastępcą. Do jutra do dwunastej muszę mieć wszystkie artykuły, które piszecie do następnego numeru - powiedziałem.

Wszyscy po sobie popatrzyli zaskoczeni, zapadła cisza.

- Żartujesz? Ja dopiero na czternastą jutro mam umówiony wywiad, szef mi dał czas do jutra do późnego wieczora - oburzył się Carter.

- To załatw to jakoś, ja też nie wiedziałem, że go nie będzie. Jutro do dwunastej ma być wszystko gotowe, bo jeszcze musi to przejść przez ręce edytora, a później  Brett musie się tym zająć. I coś jeszcze Carter. Pamiętaj, że teraz chwilowo ja tu rządzę. I jeśli coś powiem, to tak ma być - powiedziałem stanowczo.

Po ich minach widziałem, że byli oburzeni. Też się trochę nie dziwię, Dylan wszystkich wystawił, może coś pilnego mu rano wypadło, ale co mu mogło wypaść?

Nie daje mi to spokoju, oczywiście nadal do niego się nie dodzwoniłem. Ale przyznam szczerze, że pokazanie swojej wyższości nad Carterem było cudowne.

Wróciłem do gabinetu Dylana, bo mówił, że mam w nim przebywać podczas jego nieobecności. Myślałem, że ta nieobecność nigdy nie nadejdzie. Chwilę później odwiedził mnie Liam.

Pieprz i sól [DYLMAS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz