9.

4.2K 254 36
                                    

Thomas:

Gdy uwolniłem się w końcu od tego psychola odetchnąłem z ulgą. Obejrzałem się za siebie, ale na szczęście mnie nie śledził. Jego chyba pojebało z jakimiś wspólnymi wyjściami. Jak ma ochotę mnie podrywać, to było nie zaczynać od zaciągnięcia mnie do łóżka, tylko od randki. A on postawił mi ultimatum. Albo zgadzam się na seks i mam pracę, albo się nie zgadzam i zostaję bez pracy. I to jaki seks. Nie dość, że jestem na dole, cierpię wewnętrznie przez dominację tego tyrana, to jeszcze jestem związany i muszę mu obciągać z jakimś korkiem w dupie.

Najgorsze jest to, że sam go poprosiłem jak przestał sprawiać mi przyjemność i się jeszcze oburzyłem na to. W ogóle on jest pojebany, za każdym razem jak wstawał do tej jebanej szafy bałem się, co stamtąd wyciąganie. Aż się boję co on tam ma, a jak wsadzi we mnie kiedyś wibrator, ogromne dildo lub zrobi mi fisting? Ja nawet nie mam nic do powiedzenia, zrobi ze mną co będzie chciał.

Pospacerowałem jeszcze po osiedlu i wróciłem do mieszkania. Nie chciało mi się jutro iść do pracy. Nawet w dzień wolny musiałem oglądać gębę tego zboczeńca. Siedziało we mnie tyle emocji, że usiadłem bezradnie w wannie z butelką wina. Niestety, ale chyba jestem skazany na Dylana, jeśli bym zrezygnował, mógłby mi zrobić jakąś antyreklamę i nigdzie by mnie już nie przyjęli do pracy.

Kilka dni później nastał piątek. Między mną i Dylanem nie było na szczęście nic więcej niż praca, bo był ciągle zajęty, co mi było na rękę.

Z samego rana pojechałem w miejsce, gdzie byłem umówiony na przeprowadzenie wywiadu, a potem pojechałem do redakcji. Niestety musiałem się naszykować na konfrontację z Dylanem. Gdy tylko wysiadłem z windy usłyszałem krzyki mojego szefa.

- Jeszcze jeden raz zrobisz coś takiego i wylatujesz! - usłyszałem Dylana i zobaczyłem jak z całej siły trzaska drzwiami od pokoju wspólnego.

Stałem nieruchomo przy windzie, bo bałem się, że i mi się oberwie. Popatrzył na mnie i jego złowrogi wyraz twarzy złagodniał.

- Masz ten wywiad? - zapytał.

- Mam - powiedziałem.

Wskazał na jego gabinet i weszliśmy do środka. Połknął jakieś tabletki i usiadł za biurkiem.

- To co udało mi się z niej wyciągnąć - powiedziałem i wręczyłem Dylanowi dyktafon.

- Przesłucham, a ty usiądź sobie i poczekaj tu - powiedział i wskazał na fotel naprzeciw biurka. Posłusznie usiadłem nie chcąc go denerwować, chociaż wizja siedzenia naprzeciw niego średnio mi się podobała, bo jeszcze kilka minut temu był w furii. Rozglądałem się po gabinecie, gdy Dylan słuchał nagrania. Wynotował na kartce co mam napisać, a co pominąć i podał mi.

- Tyle? Mogę już iść? - zapytałem.

- Tak - powiedział ze spokojem, wyglądał na jakiegoś zmęczonego, ale było to prawdopodobnie następstwem tej awantury z przed paru minut.

Gdy przechodziłem przez pomieszczenie wspólne słychać było tylko szepty, które zapewne dotyczyły wcześniejszych krzyków. Wróciłem do mojego biura i próbowałem coś pisać z tego co udało mi się uzbierać i co wynotował Dylan.

Sprawa rzeczywiście była ciężka, bo dotyczyła kobiety, która niesprawiedliwie przesiedziała trzy lata w więzieniu i wyciągnięcie coś od jej adwokata wcale łatwe nie było.

Siedziałem i głowiłem się jak to wszystko ładnie ująć, ale moją uwagę od pracy odwróciły krzyki dochodzące z pokoju wspólnego.

Czy w tej redakcji nie może być dnia bez jakiejś awantury?

Pieprz i sól [DYLMAS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz