27.

3.5K 225 75
                                    

Dylan:
Od kiedy powiedziałem Thomasowi o mojej chorobie minęły dwa dni. Miałem wrażenie, że nasze relacje znacznie się poprawiły. Na początku myślałem, że może dlatego bo jestem chory i się nade mną lituje, ale on był już zazdrosny zanim się dowiedział o wszystkim. Zresztą w pamięć mi zapadło jak na mnie naskoczył, że go zdradzam ze Scottem, i to dało mi do myślenia.

W redakcji dzisiaj było wyjątkowo spokojnie. Było mało pracowników, bo większość była w terenie. Chociaż raz panowała tu cisza, a jedynym głośniejszym dźwiękiem, który dał się słyszeć była drukarka.

Wiedziałem, że Tommy jest na miejscu, miałem ochotę go pomolestować. Rano wpadłem na dość głupi pomysł, ale nie mogłem się oprzeć, by go nie wdrożyć w życie.

Zobaczyłem, że Thomas siedzi u siebie i rozmawia z jakimś mężczyzną. Był może z pięć lat starszy ode mnie i dość przystojny. Poczułem potrzebę wejścia do środka, w końcu to moja gazeta i mogę sobie robić co chcę. Wpadłem natychmiast do środka. Thomas popatrzył na mnie zdzwiony.

- Ee to jest właściciel gazety - powiedział do mężczyzny, który wstał i podał mi rękę.

- Pan jest ofiarą tej fałszywej firmy ubezpieczeniowej o której robię artykuł - usprawiedliwił się Thomas, ale mi nie podobało się to w jaki sposób ten facet patrzył na blondyna. I chociaż wiem, że moje zachowanie było żałosne, bo sam mu powiedziałem żeby sobie kogoś znalazł i nie trwał ze mną w tej dziwnej relacji, to byłem bardzo zazdrosny. Byłem zazdrosny o niego w każdej sekundzie gdy ktoś na niego patrzył.

- Aha, to ja posłucham - powiedziałem i dostawiłem sobie krzesło do biurka, siadając tuż obok blondyna.

Popatrzył na mnie niezbyt zadowolonym wzrokiem, ale nie skomentował mojego zachowania tylko dalej przeprowadzał wywiad.

Dyskretnie położyłem dłoń na kolano chłopaka, na co głos mu się nieco załamał. Próbował strącić moją dłoń, tak aby mężczyzna siedzący na przeciw nic nie zauważył.

- A mogę prosić numer do pana? Bo możliwe, że uda mi się jeszcze znaleźć osobę która została oszukana - powiedział mężczyzna i tutaj ja przystąpiłem do akcji, nadal trzymając mojego ulubionego pracownika za kolano. Po jaką cholerę Thomas ma mu dawać swój numer.

- Niech pan dzwoni ogólnie do redakcji, albo do mnie - powiedziałem i wręczyłem mu moją wizytówkę.

Mężczyzna popatrzył zdziwiony, ale nic nie powiedział tylko skinął głową i zostawił nas samych.

- Co ty odkurwiasz? - zapytał.

- Po co masz mu dawać numer. Niech dzwoni tutaj - powiedziałem i wzruszyłem ramionami.

- A siedziałeś tu bo? - spytał z rękami skrzyżowanymi na piersiach.

Widziałem, że jest zdenerwowany i naburmuszony, jednak było to urocze jak się denerwował.

- Chciałem posłuchać - powiedziałem i puściłem mu oczko.

- No pewnie, uważaj bo ci uwierzę - powiedział.

- Jakby co jestem u siebie - powiedziałem i wyszedłem, bo widziałem że jest trochę zły.

Czułem, że on sam zaraz do mnie przyjdzie, i się nie pomyliłem. Nie minęło dziesięć minut aż ktoś zadzwonił do mojego gabinetu i była to ta naburmuszona księżniczka.

- Byłeś zazdrosny? - zapytał.

- Może - powiedziałem wymijająco na co chłopak rozpiął guzik w koszuli.

- Sam mówiłeś, że sobie mogę kogoś znaleźć - wypomniał mi, a ja wstałem i popchnąłem go w stronę biurka, tak że się o nie opierał.

- Ale nie rób tego na moich oczach  - powiedziałem mu do ucha.

Pieprz i sól [DYLMAS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz