Rozdział 1: Słońce i księżyc

9.5K 274 335
                                    

Siedzenie w domu na obiedzie u swojej matki nie było czymś, nad czym Jurek Gos często się zastanawiał – on po prostu to robił praktycznie każdej niedzieli. Siadali wtedy do suto zastawionego stołu, wymieniając się grzecznościami i lakonicznymi odpowiedziami na pytania.

To przecież nie było nic złego – takie odwiedzanie własnej matki.

Starsza kobiecina, której włosy już dawno zdążyły pokryć się siwizną z utęsknieniem wypatrywała syna z okna już od szesnastej. Jurek czasami zjawiał się wcześniej, a czasami później, ale zazwyczaj jednak przychodził. Nie mógłby jej zostawić takiej osamotnionej, bo by się zapłakała na śmierć. Była bardzo wrażliwą kobietą. Jerzy przekonywał się o tym za każdym razem, kiedy przechodził przez niski, pomalowany na biało płotek i dostrzegał ją w oknie.

Wyglądała różnie w zależności od pogody.

Kiedy świeciło słońce, jej włosy mieniły się niczym czyste srebro, oczy przybierały kolor mlecznej kawy, a krągłe policzki wyróżniały się na tle beżowej skóry mocnym, czerwonym pigmentem; kiedy padał deszcz albo świat spowijała mgła, jej obraz blaknął, tak jakby potrzebowała promieni, by je odbijać i lśnić. Jurek czasami przez to myślał, że była jak księżyc.

Wracając, Jerzy starał się o nią dbać.

Chociaż był facetem podchodzącym pod czterdziestkę, miał swoje lata na karku, to jednak zjawiał się tutaj pod tym domkiem z białym płotem, witając ją kwiatami, w których jako jeden z wielu elementów musiał znajdować się rumianek. Jego matka go uwielbiała. Czasami śmiali się nawet z jej żółtej sukienki, w którą tak bardzo lubiła się ubierać i żartowali, że jakby patrzeć po włosach i ubraniu, nie wyróżniałaby się za bardzo na tle ulubionych kwiatów.

Nie było w tym nic złego.

Dlatego teraz, kiedy Jurek siedział już przy stole zaciskając dłoń na posrebrzanym widelcu, chciał się należycie odprężyć i skupić na rodzicielce, ale nie mógł. Miał o wiele ważniejsze spraw na głowie, niż to.

Firma ostatnio waliła mu się na głowę, a wszystko to za sprawą jego ojca, który był bowiem również jego szefem. W przeciwieństwie do matki, był jak słońce. Kiedy zbliżał się za bardzo potrafił człowieka spalić na wiór tak, że jedynie popiół uniósłby się za nim w powietrze.

– Och, Jureczku, znowu się zadręczasz pracą? – zagadnęła jego matka, ubrana w ulubioną żółtą sukienkę. Na środku stołu w wazonie stały świeże kwiaty.

– To nic takiego – rzucił, chociaż słowa te były niezgodne z prawdą. Ostatnio nie było niczego poza pracą... chociaż jakby się tak zastanowić, to od wielu lat nie było niczego innego poza nią.

– To przez ojca? Popatrz tylko jaki jesteś bladziutki! Nie tknąłeś prawie sałatki. – Zmartwiła się, wykrzywiając twarz. Jej pucołowate policzki zapadły się odrobinę.

– Co tam ojciec – odparł, zbywając te słowa machnięciem ręki. – Cała firma ledwo zipie – dodał, wbijając widelec w kurczaka, którego chwilę potem przeżuł gniewnie. Ostry smak przypraw zapiekł go w język.

– To niedobrze. – Jerzy przytaknął jej niemrawo głową. Nie wydawał się zbytnio rozmowny. – To dlaczego tak jest, kochanie? – dopytała zaraz, kiedy przez dłuższą chwilę przy stole zapadła cisza.

– Konkurencja – prychnął i poczuł, że ochota na jedzenie przechodzi mu jeszcze bardziej. Aż się wzdrygnął na samą tę myśl, a po jego plecach przebiegły ciarki obrzydzenia.

– Ach! – sapnęła z ekspresją, której mógłby jej pozazdrościć niejeden młodzieniaszek. – Ci dwaj tam? – Tym pytaniem zasłużyła sobie na przeciągłe spojrzenie własnego syna, a także spowodowała nagły przypływ negatywnych emocji, które dusiły Jerzego od środka. – Te pedały? – dodała dla ścisłości przyciszonym głosem, chociaż jej syn doskonale wiedział o kim była mowa.

Zostań o poranku | bxb |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz