Rozdział 8: Przepis na nieszczęście

2.6K 214 123
                                    

(Uwaga! W tym rozdziale znajduje się nawiązanie do poprzedniego opowiadania, więc jeżeli jeszcze go nie czytałeś/aś jest to bardzo dobry moment :D )

 Rozdział 8: Przepis na nieszczęście

Poranek po raz pierwszy od kilku dni był dla Jerzego przyjemnością. Obudził się wyspany i zrelaksowany, na dodatek nic go nie bolało. Gdy wygrzebywał się z kołdry, czuł, jak mocno rozgrzane jest jego ciało w porównaniu do temperatury, która panowała w pokoju.

Miał dobry humor. To nie zdarzało się często. Postanowił dzisiaj z tego skorzystać.

Stan ten utrzymywał się do momentu, w którym podjechał pod biuro. Ale tylko do niego, bowiem kiedy tylko otworzył drzwi samochodu, przed wejściem zobaczył Słowińskiego.

Przez chwilę się wahał, lecz w momencie, w którym Marcin podniósł głowę i go dostrzegł, bezzwłocznie wysiadł z auta. Przeczesał dłonią włosy, a potem sztywnym krokiem zbliżał się metodycznie do mężczyzny, który, niech się Bóg nad nim zlituje, posłał mu jeden ze swoich rozbrajających, pełnych uśmiechów.

– Dzień dobry – przywitał się z nim swobodnym tonem. Jerzy przystanął.

– Dzień dobry – odparł beznamiętnie, nie wiedząc, czy wyminąć faceta czy zostać na miejscu. Miał wrażenie, jakby Marcin chciał coś powiedzieć, ale szczerze nie bardzo go to interesowało, o ile w ogóle. Na sam widok jego twarzy robiło mu się gorzej, nie mówiąc już nic o słuchaniu go.

– Dobrze wyglądasz – rzucił Słowiński, patrząc mu w twarz. Nie robił tego tak nachalnie jak chociażby Łukasz, a w jego głosie nie dało się wyczuć kpiny czy sztucznej słodyczy. Mimo to wargi Jerzego wykrzywiły się w kwaśnym grymasie.

– To tak jak ty – odrzekł, obrzucając go kolejnym, niechętnym spojrzeniem. W jego tonie nie było za grosz sympatii i Marcin doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Uśmiechnął się samymi kącikami ust i spojrzał gdzieś dalej, poza ramię Jerzego, jakby się nad czymś zastanawiał. – Myślę jednak, że to nie pora na wzajemne kółko adoracji – zakpił, wsadzając dłonie głębiej w kieszenie. Na dworze było zimno, Jerzy czuł powstające na jego twarzy wypieki, ale Marcin oczywiście stał niewzruszony z nie mniej niewzruszoną na warunki pogodowe cerą.

– Żeby stworzyć kółko przydałoby się tu trochę więcej osób, na razie mamy tylko trójkąt – kpiący głos Łukasza doszedł zza niego i Jerzy cały skamieniał, a Marcin... Marcin uśmiechnął się na chwilę na ten głupi żart, po czym spoważniał od razu, widząc mordercze spojrzenie Gosa. Chociaż on miał odrobinę wstydu! Bo przeklęty Nakonieczny nie miał go za grosz! Uśmiechał się tak ironicznie, że Jerzy aż miał ochotę wrócić się do samochodu i, przez przypadek, śmiertelnie go potrącić. Zwłaszcza że ostatnio trochę sobie popraktykował z fajnymi prędkościami... Wizja ta jednak rozmyła się przed jego oczami, kiedy Łukasz stanął tuż przy Marcinie i objął go w pasie.

Ciało Jurka skostniało. Nie wiedział, co takiego działo się z nim w tym momencie, ale widział niemal w zwolnionym tempie, jak na twarzy Słowińskiego wykwita zadowolony uśmiech, a twarz Łukasza rozpromienia się.

To było... obrzydliwe. I bardzo, bardzo nieprofesjonalne.

A Jerzy bardzo cenił sobie profesjonalizm. I bardzo nie cenił Marcina i Łukasza w tym momencie. Uczucia, które przez ostatnie dni trochę przyblakły, zagościły w nim ze zdwojoną mocą. Obrzydzenie, złość, pogarda... Aż nim zatrząsnęło. Łatwiej było funkcjonować, kiedy Słowińskiego nie było w pobliżu.

– Co jest, Jerzy? Nie jesteś chętny? – drążył Łukasz prześmiewczo, a Gos skoncentrował na nim chłodne spojrzenie. Starał się być opanowany, mimo że w środku cały buzował, a na samą myśl robiło mu się słabo.

Zostań o poranku | bxb |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz