Rozdział 20: Mikołajki

2K 182 143
                                    

Kolejne dni leciały tak szybko, że Jurek nawet nie zorientował się, a był już grudzień. Jego „ulubiony" miesiąc. Taki rodzinny, świąteczny, radosny... I ciepły, mimo mrozu panującego za oknem.

Tak... Gówno prawda.

Jurek nienawidził grudnia. Głównie dlatego, że był to miesiąc spędzany z najbliższymi, a on po prostu ich nie posiadał. Miał rodziców – temu nie mógł zaprzeczyć, tyle że jego rodzice nawet nie byli razem. Ich święta były dwuosobowe. Jeden dzień z jednym, drugi z drugim, czasami spotkali się we trójkę na koniec i to było tyle. Oczywiście do świąt było jeszcze daleko. Grudzień niedawno się zaczął, ale świadomość tego, co nadchodziło już nie dawało Jurkowi spokoju.

Mimo to teraz było trochę lepiej. Miał Janka, przyjaciela, którego zawsze mógł do siebie zaprosić, gdy dopadało go przygnębienie i samotność. Takiego, który poprawiał mu humor i sprawiał, że pomimo szarości na dworze, jego życie stawało się odrobinę bardziej kolorowe.

W pracy natomiast... To było śmieszne, ale miał Łukasza. Zwłaszcza od czasu ich wspólnej „nocy", ich relacje jeszcze bardziej się zacieśniły, rozmowy wydłużały, a nadgodziny spędzane w gabinecie zaczynały stawać się czymś oczywistym i naturalnym, zwłaszcza kiedy Nakonieczny siedział obok.

Na początku to było dziwne. Ich wspólne popołudnia – chociaż przez ciemność panującą za oknem Jurkowi bardziej przychodziły na myśl wieczory. Lubili spędzać je przy jego dębowym biurku, Jurek z odpalonym programem graficznym, a Łukasz z plikiem dokumentów przed nosem; czasami rozmawiając, a czasami nie.

Było w tym coś specyficznego, coś co sprawiało, że Jurek niemalże czekał aż wybije szesnasta, by móc spędzić czas z Nakoniecznym. To była jego odskocznia po często nerwowym dniu, nerwowym ze względu na ludzi, którzy go otaczali. Co prawda nic nieprzyjemnego się już nie wydarzyło, a przynajmniej nic, czym Jerzy mógłby się przejmować, ale za każdym razem, kiedy wychylał się ze swojego pokoju czuł na plecach palące, nienawistne spojrzenia. Czasami słyszał kpinę, a raz nawet po raz kolejny usłyszał za sobą wypowiedziane pełnym jadu tonem „skurwiel".

Wbrew temu nie czuł się skurwielem. Nastały inne, lepsze dni – może nie tyle lepsze dla Jurka, co dla ludzi wokół niego. Już nie traktował ich tak jak wcześniej. Teraz podchodził do nich przyjaźniej, z ciekawością, bez ironii – na równi... Przynajmniej do tych, którzy nie mieli go za najgorszego chama. Dla takich nie miał żadnej litości i był tak uszczypliwy, jak tego od niego oczekiwali.

Prawie każdą przerwę spędzał z Małgosią. Na początku źle się czuł otoczony przez tych wszystkich ludzi, ale szybko się przyzwyczaił i przestawił myślenie – w końcu nie był tam dla nich, tylko po to by spędzić miło czas ze swoją koleżanką. Tyle.

Z początku byli obiektem nieprzychylnych spojrzeń i głupich plotek, ale Małgosia nie wydawała się tym przejmować. Miała własny rozum i nie zawracała sobie głowy opiniami innych. Dwa dni później dosiadła się do nich Julia, jej koleżanka.

Jeremi spoglądał na nich czasami, a Jurek od czasu do czasu życzył sobie, by po prostu się dosiadł. Chłopak tego nie zrobił.

Małgosia za to zaprosiła go do siebie po raz trzeci – na mikołajki – i tym razem Jurek nie miał zamiaru tego ignorować. Postanowił, że przyjdzie. Wieczorem, bo przecież wcześniej koniecznie musiał się zobaczyć z Jankiem.

Było poniedziałkowe, śnieżne popołudnie. Wbrew temu, o czym ostatnio myślał, grudzień przywitał ich śniegiem i piękną pogodą. Za oknem świat wyglądał bajkowo. Chodniki były przykryte kilkucentymetrową warstwą puchu, tak samo jak drzewa, które stanowiły największą ozdobę. Jurek uwielbiał je w zimie. Mógłby szkicować je cały czas, a i tak by mu się nie nudziło.

Zostań o poranku | bxb |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz