Rozdział 10: Kurtyna

1.9K 179 117
                                    

Ten czas, którego mieli mieć tak dużo, uciekał im przez palce, kiedy mknęli nowym samochodem wzdłuż asfaltowej drogi tuż przy morzu. Janek wlepiał spojrzenie w błękitne niebo, łączące się niemalże niewidoczną linią z bezkresem wody i rozkoszował się powietrzem; jakby świeższym, czyściejszym. Wpadł w nietypowy dla siebie stan zadumy i zamyślenia, nie odzywał się wiele, jedynie obserwował bijące o brzeg fale, a co jakiś czas spojrzenie kierował również na spacerowiczów, którzy szli nieśpiesznie po piasku. Jerzy nie wiedział, co myślał, ale podejrzewał, że najpewniej też chciałby się tak przejść. Mimo to siedział z nim w jego nowym samochodzie, milczący, ale zadowolony, a serce Jerzego biło w szaleńczym tempie z ekscytacji. Dłonie zaciskały się i rozluźniały na kierownicy, a nogi starały się wyczuć pedały. Prędkość rosła, szczęście również.

Nieważne, że chwilę temu wydał prawie wszystkie swoje oszczędności. Że zostawił Leona na parkingu w Gdyni... To nie miało znaczenia, będzie się tym martwił później. Teraz natomiast nie miał czasu na troski, nie kiedy podświadomie wszystko w nim buzowało ze szczęścia. Jego usta wykrzywiły się szeroko i nie była to krzywizna szpetna, tylko taka, która dodawała uroku. Oczy Jerzego lśniły. Były łagodne, wpatrywały się w drogę i w kołyszące się na wietrze świerki. Słońce świeciło na jego profil, przebijając się przez korony drzew, sprawiając, że wyglądał jakby był oblany czystym złotem.

– Mam wrażenie, że płynę w powietrzu – Jankowy głos przerwał ciszę, a jego głowa odkręciła się leniwie w stronę kierowcy, zaszczycając go uważnym spojrzeniem. Blond włosy z tymi śmiesznymi, niebieskawymi końcówkami, opadły mu na ramię, a palce zaczepiły o schowek, jak gdyby nie mogły poleżeć po prostu spokojnie na jego nogach.

Jerzy odpowiedział mu cichym, zadowolonym mruknięciem. Mknęli dalej.

Janek nie skarżył się, że cały ten swój pierwszy wyjazd nad morze spędza w samochodzie, chociaż spoglądał na nie z czymś na kształt tęsknoty. Ten bezkres, bijące o brzeg fale i słońce odbijające się w wodzie, skrzące się milionami iskier, sprawiały, że czuł w sercu coś takiego... czego nijak nie potrafił określić.

– Chciałbym tu kiedyś zamieszkać – westchnął ciężko.

– Możesz kiedyś to zrobić – odpowiedział mu Jerzy przyśpieszając. Na drodze było w miarę pusto, chociaż Jurek co jakiś czas wyprzedzał jadące samochody. W lusterkach za to widział, jak wzrok innych kierowców śledzi jego nowiutkiego Bentleya z zazdrością, co tylko poprawiało mu nastrój.

– Ta, łatwo to powiedzieć komuś, kto właśnie wydał tyle kasy jak drobne kieszonkowe – mruknął, zaciskając palce na schowku. Jerzy zmarszczył brwi.

– Jesteś młody, masz całe życie przed sobą... – odparł z wolna, nie odrywając spojrzenia od drogi.

– Ale nie mam bogatych rodziców z własną firmą – odpowiedział, na co Jurek posłał mu ostrzejsze spojrzenie.

– Jesteś bystry... – mruknął. Janek parsknął śmiechem.

– Dlatego rozwożę ludzi taksówką – sarknął.

Milczeli przez chwilę.

Z radia leciała powolna, klimatyczna piosenka jazzowa, która od razu przemówiła do Jerzego, brzmieniem kontrabasu i pianina, a potem niskim, zachrypniętym głosem wokalistki. Pogłośnił odbiornik, przyciągając tym samym uwagę Janka.

– Lubisz takie klimaty? – zapytał Czyżewski.

– Najbardziej ze wszystkich – przyznał z wolna, zerkając na chłopaka, który zmarszczył brwi. – Ty pewnie nie – założył, a Janek uśmiechnął się jakby przepraszająco.

Zostań o poranku | bxb |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz