Rozdział 12: Niewinne kłamstewko

2.3K 192 182
                                    

Jerzy wyszedł z pracy dwie godziny później. Był wymęczony, chociaż zdecydowanie bardziej psychicznie niż fizycznie. Spędzić tyle czasu z Nakoniecznym, to było prawdziwe wyzwanie, zwłaszcza że mężczyzna za cel obrał sobie męczenie go w każdej chwili i na dodatek nazywał to „swobodą", dobre sobie! Jerzy nie wiedział, jak miał to niby znosić. A znosić, najwyraźniej, na razie będzie musiał, bo jego plan zwolnienia się z pracy nie wypalił koncertowo.

To nie tak, że nie mógłby odejść. Mógłby. Mógłby już jutro się tu nie pojawić, olać to, w dupie mieć jakieś nagany, dyscyplinarkę, tyle że co wtedy? Naprawdę znalazłby coś innego? Po tym, jak rano widział te wszystkie nienawistne spojrzenia? Miał reputację taką, jaką miał... I to nie tylko w tej firmie, był raczej znany w ich środowisku, tak samo jak Łukasz czy Marcin, więc nie wyobrażał sobie...

Zresztą, nie chciał pracować u kogoś!. Praktycznie całe życie był dla siebie szefem – w końcu ojca nie liczył, bo ten dawał mu wolną rękę. Nakonieczny chociaż był mądry, Jerzy to w nim doceniał, mimo że brzydził się jego choroby. Bo przecież to była choroba. Jakby się z niej wyleczył, to może i by był z niego w miarę porządny mężczyzna, myślał Jerzy, podchodząc w stronę swojego samochodu. Był inteligentny, złośliwy i po prostu... Nie taki płytki jak większość. Nie bał się mówić tego, co myśli.

No i był godnym rywalem. Lepszym rywalem, pomyślał ze złością, ale i rozgoryczeniem.

A kiedy stał już przy samochodzie, kątem oka wyłapał przy sobie jakiś ruch. Odwrócił się w prawo i dostrzegł tę dziewczynę z portierni. Szła szybko, zaciskając ręce na ramionach, a jej długie, kasztanowy włosy powiewały na mocnym wietrze.

– Hej! – zawołał, podbiegając do niej. Ta cała Patrycja odwróciła się zaszokowana i wlepiła w niego zdziwione spojrzenie. Miała wilgotne oczy i zaczerwienione policzki. Była młoda. – Czekaj. Chciałem tylko zapytać, co zrobiłaś, że Nakonieczny chce cię zwolnić? – wypalił na żywca. Jej powieki rozchyliły się szerzej.

– Spieprzaj, pieprzony homofobie! – warknęła, przyśpieszając kroku. Jerzy stanął jak wryty i patrzył przez chwilę, jak kobieta oddala się szybkim tempem.

...To było dokładnie to, o czym myślał.

Zasępiony wrócił do samochodu. Usiadł za kierownicą i odchylił się na siedzeniu. Czuł przytłoczenie i ucisk w sercu, bo wszystko zaczynało mu się sypać na raz, a przecież miało być w porządku. Musiało być w porządku. Całe życie się o to starał! I powinien postarać się dalej.

Zignorował mętlik w głowie, tak jak robił to od lat, i odpalił auto. Miał przecież sprawy do załatwienia, chciał wykupić parking i pojechać na przegląd, poza tym skończył mu się żel pod prysznic, więc koniecznie musiał też odwiedzić jakąś drogerię...

Tak, Jurek był dobry w udawaniu, w spychaniu dręczących go myśli na samo dno świadomości i trzymaniu ich tam pod kluczem. Tym razem nie było inaczej.

Do domu wrócił wieczorem. Zmęczony, głodny i zły – bo parking okazał się droższy niż zakładał, zakupy również nie należały do najtańszych, a Leon wciąż stał na jednym z gdyńskich parkingów. On natomiast nie miał pomysłu, jak miałby go stamtąd sprowadzić. Nie, żeby podróż pociągiem w jedną stronę była dla niego problemem, problemem był raczej brak czasu, bo przecież nie wyrwie się z pracy, albo nie zrobi sobie wolnego, chociaż... Może Łukasz by na to poszedł?

Nie, nie miał zamiaru go o nic prosić. Załatwi sobie kogoś, kto przyprowadzi mu Leona z powrotem pod kamienicę, potem wystawi go na sprzedaż, żeby wpadło mu trochę grosza.

Tymczasem rozebrał się ze swoich eleganckich ubrań. Wrzucił je do kosza na pranie i założył na siebie dresowe spodnie. Drażniło go, że jego brzuch zrobił się taki płaski, niemal wklęsły – chociaż dla niektórych byłby to pewnie szczyt marzeń – dlatego też chwilę później nałożył na siebie białą, bawełnianą koszulkę. Tak było lepiej.

Zostań o poranku | bxb |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz