To właśnie tego pamiętnego dnia moje życie obróciło się do góry nogami. To właśnie tego dnia, gdy poznałem tego dziwnego chłopaka, pojechałem do Hogwartu pociągiem, usiadłem przed Tiarą Przydziału i zostałem przydzielony do Gryffindoru, wszystko się zmieniło. Moje dotychczasowe życie uległo zniszczeniu, niezależnie od tego czy uważałbym je za złe, czy dobre, było to coś zupełnie nowego i przerażającego.
Moje nowe życie, które miało być lepsze niż wcześniej, bowiem właśnie teraz zacząłbym prawdziwą naukę i pojął czym tak naprawdę jest magia, w jednej chwili stało się kolejną obawą.
Usiadłem przy stole Gryfonów, czując, że kompletnie tam nie pasuję. Że popełniłem gdzieś błąd, który zadecydował o mojej przynależności do domu głupców, co zawsze zaznaczał w rozmowach mój ojciec.
Tak też będąc zmuszony przez parszywą, starą szmatę, musiałem przygotować się mentalnie do rozmowy z ojcem o tym, jak bardzo uraziłem dumny ród Malfoyów, nie będąc kolejnym, co u nas w rodzinie było mocno pożądane, Ślizgonem. Tak też wtedy usiadłem, obserwując z pożądaniem i posępnością, stół Ślizgonów.
Właśnie w tamtym momencie zrozumiałem jak bardzo nienawidzę tej szkoły.
Od tamtej pory minęły już cztery lata.
Tak jak się spodziewałem, nie będąc w Slytherinie, nie miałem co liczyć na przyjaźnie z dawnymi kolegami, co więcej, uznali, że Malfoy, wśród cholernych Gryfonów, nie jest prawdziwym dzieckiem czystokrwistego rodu i traktowali mnie jak innych "nie-ślizgonów", o ile nie gorzej. Docinki, głupie żarty, niekiedy bolesne uderzenia, gdy mój charakter nakazał mi się odszczekać za uszczypliwości tych idiotów, których wcześniej nie raz zapraszałem na urodziny. Z innymi nie było lepiej. W obecnym domu zapanowała już od pierwszej klasy Potteromania, wszyscy byli nim zachwyceni, a mnie, jako wroga ich wspaniałego Chłopca, Który Przeżył, traktowano jak vampira wśród wilkołaków. Wszystko przez krótkie wymiany, co muszę przyznać, złośliwych zdań z ich Królem.
Tak też teraz, przeklinając w myślach bliźniaków Weasley, którzy przygotowali dla mnie zasadzkę i, gdy przechodziłem korytarzem, nadepnąłem na kawałek sznura, który natychmiast owinął się wokół moich nóg i uniósł mnie nad ziemię. Najgorsze było to, że zwisałem w drodze przez skrót do biblioteki, gdzie rzadko kiedy jakikolwiek nauczyciel przechodził, a moja różdżka wypadła mi z kieszeni od razu gdy zawisnąłem głową w dół.- No zobacz tylko, Fred, fredka wpadła w pułapkę.
- Właśnie widzę, George. Ciekawe czy nasza mała fredka da radę się uwolnić, czy zostanie złapana i zjedzona przez jakiś kłusowników?
- Dokładnie to samo przeszło mi przez myśl, Fred. Powodzenia, fredko, trzymamy za Ciebie kciuki! - Tymi słowami postanowili zakończyć przedstawienie i odejść, zostawiając mnie samego, szarpiącego się z węzłami. Przeklęci Weasleyowie i ich pomysły na niszczenie mi szkolnego życia.
Szarpałem się tak dobrą godzinę, nim się poddałem. Trudno, muszę liczyć na to, że ktoś będzie teraz, o 21, szedł do biblioteki... I, że będzie szedł akurat tą, najmniej uczęszczaną, drogą. Czym ja sobie na to zasłużyłem? No tak, nazwałem Pottera "tępym okularnikiem" zaraz po tym jak prawie wszystkich uspał, dodając złego składniku, na eliksirach. Chociaż Snape mnie wtedy poparł, wyzywając go od "bezmyślnego głupca, który nie powinien w ogóle przejść z klasy do klasy". Ale to mi się teraz obrywa.
Mam wrażenie, że minęło kolejne pół godziny odkąd tak wiszę. Już przeszedłem fazy od "zaraz będę wymiotować", przez "chyba mdleję", po "nieważne, jutro będzie lepiej". Tak, na pewno jutro będzie lepiej. O ile ktoś mnie tu znajdzie, zanim zdążę skonać.
Cholera, znów przypomina mi się nieprzyjemna rozmowa z moim ojcem, gdy po pierwszej klasie opowiedziałem mu jak mnie wszyscy prześladują. Nigdy nie zapomnę jego słów, że zawiodłem go i nie spodziewał się, że jego syn będzie kimś tak słabym. Koniec końców nie zgodził się mnie przenieść do innej szkoły, a ja przestałem się skarżyć nauczycielom i ojcu na to wszystko, bo po tym było tylko gorzej. No i wciąż prześladuje mnie ten wzrok... Ludzie mieli rację. Lucjusz Malfoy jest przerażający...Ciekawe jak to wszytko by się potoczyło, gdybym nie trafił do Gryffindoru, a do Slytherinu. Czy i wtedy byłbym tak traktowany przez wszystkich? Dalej musiałbym się bać wyjść z klasy? Crabbe i Goyle wciąż atakowaliby mnie przy każdej możliwej okazji? Kiedyś byliśmy kolegami, przed Hogwartem..
Eh, nie ma co się nad tym zastanawiać. Jak widać są fałszywi, więc pewnie w Slytherinie byłoby to samo. Albo gorzej. Musiałbym częściej widzieć Ślizgonów i narażać się na ich atak. Pieprzony Hogwart.
No dalej, niech ktoś mnie w końcu stąd zdejmie.. Na pewno jakiś Krukon jeszcze nie śpi i koniecznie musi przeczytać jakąś książkę! Niech mnie ktoś zdejmie!
CZYTASZ
Nie taki Ślizgon zielony jak go piszą || Drarry
Short StoryGdy jesteś przyszłym dziedzicem fortuny swojej bogatej rodziny i masz wszystko, czego tylko zapragniesz, nieoczekiwane sytuacje, na które nie masz wpływu - mogą Cię pogrążyć bardziej niż się tego spodziewasz. Ale przecież gorzej już być nie może, pr...