Czwarta w nocy, a ja znów się budzę. Przeklęta szkoła. Wzdycham gdy po raz trzydziesty zmieniam pozycję na łóżku, a i to nie pomaga mi zasnąć. Podnoszę się do siadu i rozglądam po pokoju. Przynajmniej dzisiaj nie natknę się na dole na Pottera - śpi, choć najwyraźniej męczy go koszmar, zaciska mocno powieki i pięści, skopał okrycie z siebie, a mimo to nawet z mojego łóżka mogę zobaczyć kroplę potu spływającą po jego czole, na pewno nie z ciepła. Dopiero po chwili orientuję się, że jest dziwnie jasno jak na czwartą w nocy. Zerkam w kierunku Longbottoma, śpi trzymając jakąś świecącą kulę. Idiota, pewnie znów dał sobie coś wkręcić. Wróciłem wzrokiem na Pottera. Czy powinienem się odwdzięczyć i wybudzić go z koszmaru? Nagle do głowy przychodzi mi pewna myśl - skoro on mi pomógł, a wczoraj też pocałował, to i ja jednocześnie się zemszczę za robienie ze mnie idioty jakimiś pieprzonymi pocałunkami, a i odwdzięczę się za jego pomoc. Dzięki niemu ja już nie wiszę powieszony na suficie, a on się obudzi. Idealna transakcja. Podszedłem bliżej, od razu wyczuwając bijące od chłopaka ciepło. Usiadłem na skraju jego materaca i, chwilę się mu przyglądając, postanowiłem nie wymiękać i wdrożyć w życie mój plan.
Nachyliłem się bliżej, już prawie dotykałem twarzą jego twarzy, gdy nagle ten się podniósł, z całkiem głośnym "nie", uderzając głową mój nos. Syknąłem z bólu, spadając z materaca. Od razu zerknąłem na resztę - jak mogą mieć tak mocne sny?!
- Draco? Przepraszam... - Chwilę po tych słowach Potter kucał przy mnie, namawiając, żebym dał mu spojrzeć na mój nos, bo chciał sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Prychnąłem cicho, czując spływającą mi po twarzy krew. Na pewno wszystko jest w porządku, Potter! To normalne, że z nosa leje się komuś krew jak woda z kranu! - Cholera, Draco, nie powinieneś tak nade mną stać jak śpię... Chodź, pójdziemy do łazienki, umyjesz krew z twarzy, a ja postaram się naprawić Twój nos. Tylko chwila, gdzie moja różdżka... - Sięgnął na szafkę nocną. - Dobra, mam ją. Chodźmy.
Długo się nie zastanawiając, przyjąłem pomoc. Lepsze to niż kolejna wizyta u naszej walniętej pielęgniarki. Z czym bym nie przyszedł, zawsze twierdzi, że dramatyzuję i podaje mi najobrzydliwsze z możliwych lekarstw. Poszliśmy do łazienki męskiej i stanąłem nad kranem, pozwalając krwi lecieć do zlewu zamiast na moją koszulkę. Próbuję przemyć twarz, ale nowa krew ciągle spływa. Potter stanął obok mnie.
- Dobra, Draco, jest chyba złamany. Pokaż mi się, naprawię to Episkey.
Odwracam się do niego i daje mu działać, choć w mojej głowie pojawiło się pytanie czy na pewno zna się na tym zaklęciu i nie będzie gorzej. O to też pytam nim pozwalam mu na wyciągnięcie w moją twarz, różdżki. Odpowiada, że nie muszę się martwić. Mówi, że jedynie samemu sobie nie umiałby pomóc tym, ale zaklęcie już testował i działało idealnie. Nie ufam mu, ani trochę! Ale co innego mi pozostaje? Niech chociaż krew przestanie ze mnie wypływać, a jutro zgłoszę się do profesora Snapea. Wypowiedział zaklęcie z różdżką wycelowaną w mój nos. Zabolało. Od razu spojrzałem w lustro. O dziwo, najwyraźniej pomogło. Umyłem znów twarz czując się już dużo lepiej. Westchnąłem z ulgą.
- Draco. - Spojrzałem na Pottera pytająco. Naprawdę oczekuje podziękowań po tym jak to właśnie on walnął mnie w nos?! Już chciałem podziękować, byle się odpieprzył, ale nie dał mi dojść do słowa. Złapał za moją uprzednio białą, a teraz czerwoną od krwi, koszulkę i przyciągnął mnie do siebie, wbijając się w moje usta. Przestałem myśleć, po prostu odwzajemniałem pocałunki. Zamknąłem oczy, było mi teraz po prostu dobrze, ciepło bijące od jego ciała przyciąga mnie. Nawet zapach potu mnie jakoś nie odrzuca, a przeciwnie - miło czuć innego człowieka tak blisko siebie. Czuję zawód, gdy nagle przerywa pocałunek. Znów czuję się niepewnie. Jego następne słowa sprawiają, że policzki zaczynają mnie piec. Potter wkurwia niemiłosiernie, robi ze mnie znów idiote - góruje nade mną! Jeszcze parszywie się przy tym śmieje.
- Chciałeś mnie wcześniej pocałować, prawda? Czyżbyś stęsknił się za tym po wczoraj?
- Chciałem się tylko odwdzięczyć za twoją pomoc, Potter. Nie dodawaj sobie. Chciałem Cię tylko obudzić, żebyś się nie moczył przez koszmarki. Co, Potter, rodzinka się przyśniła? - Prycham w odwecie i wykrzywiam wargi w uśmiechu, na co Bohater robi wkurzoną minę i zaciska dłonie w pięści. Przesadziłem, prawda?
Nie? Wzdycha głośno i kręci głową z dezaprobatą.
- Mógłbyś nie chcieć się kłócić z każdym przez cały czas? Normalna konwersacja, mówi Ci to coś?
- To nie ja się chciałem ciągle kłócić. Wspaniale, Cudowny Harry Potter próbuję mnie wyśmiać i obrazić, a ja nie mogę się nawet bronić. Słyszysz jak to brzmi, Potter? Powinieneś przestać uważać się za nadczłowieka i walić hipokryzją. Naprawdę, Potter, mógłbyś się umyć, walisz nie tylko hipokryzją. - Wygląda na zrezygnowanego, jednak mimo wszystko nie sądziłem, że tak łatwo sobie odpuści.
- Wracam do łóżka, Draco, jest jeszcze sporo czasu, żeby poleżeć. - Ruszył w kierunku wyjścia, patrzyłem w jego plecy. Zatrzymał się nagle. - Nie chciałem Cię teraz obrazić. To by mi całkiem pasowało, gdybyś rzeczywiście chciał mnie pocałować. - I wyszedł. Tak po prostu, wprowadzając potężniejszy zamęt w mojej głowie. Nienawidzę go. Nienawidzę ich wszystkich. Niech ten przeklęty rok skończy się szybciej...
Rano gdy jestem już w Wielkiej Sali, zmierzam do mojego codziennego miejsca przy naszym stole, gdy nagle ktoś chwyta mnie za ramię i ciągnie w całkiem innym kierunku. Patrzę na tego osobnika - Zabini. Ciągnął mnie do stołu Ślizgonów, na co mu pozwalam, niewyspanie dziś sięga jakiegoś zenitu, nie jestem skłonny do szarpanin. Siadam między nim, a zdziwioną Parkinson.
- Draco od dziś jest nietykalny, jasne? - Zabini patrzy ostro na dwa tępe goryle. Potakują, jednak dalej zdziwieni się na mnie gapią. - Draco, pomożesz mi na eliksirach, nie? Jesteś chyba najlepszy, a na mnie ostatnio Snape się uwziął. - Ah, to o to chodzi. Chce naiwniaka, który odwali za niego całą robotę na zajęciach. Wzruszam ramionami.
- Oczywiście, że jestem najlepszy. - Chce pomocy i za to będzie udawał mojego kumpla, no dobra. Wchodzę w to.
CZYTASZ
Nie taki Ślizgon zielony jak go piszą || Drarry
Short StoryGdy jesteś przyszłym dziedzicem fortuny swojej bogatej rodziny i masz wszystko, czego tylko zapragniesz, nieoczekiwane sytuacje, na które nie masz wpływu - mogą Cię pogrążyć bardziej niż się tego spodziewasz. Ale przecież gorzej już być nie może, pr...