Nic mu nie jest #16

105 6 0
                                    


      Blaise Zabini budzi się późnym wieczorem, długo po zachodzie słońca, które o tej porze roku znika zdecydowanie za szybko, przyprawiając o depresyjny nastrój. Blaise zauważa białe ściany i łóżka z zielonkawymi parawanami obok, wszystko typowe dla szpitalnych skrzydeł. Stwierdza, że właśnie tam musi być, jednak nie potrafi sobie przypomnieć jak się tam znalazł i, co ważniejsze, dlaczego całe jego ciało promienieje od bólu? Podnosi się z trudnością do siadu, sycząc przy tym i niewyraźnie klnąc. Blaise naprawdę nienawidzi takich miejsc. Pociesza go jedynie fakt, że nikogo innego tu nie ma. Odkrywa się i powoli wyciąga nogi poza łóżko; prawą, potem lewą, staje na podłodze i zaczyna się rozglądać za swoimi rzeczami, które znajduje na krześle po przeciwnej stronie łóżka. Znów przeklina los i, nie mając siły nachylać się przez materac, postanawia przejść obok, okrążając go. Staje naprzeciw swojego calu jakim jest jego poskładana szata wierzchnia i zaczyna się przebierać, chcąc zdążyć nim przyjdzie pielęgniarka. Zapina guzik pod szyją i siada na łóżku, chwytając za obuwie. Zaczyna wkładać but na nogę, gdy słyszy skrzyp drzwi i automatycznie kieruje wzrok w stronę dźwięku. Do sali wchodzi znienawidzona przez większość uczniów Poppy Pomfrey i natychmiast zaczyna krzyczeć, że nie powinien wstawać z łóżka i ma natychmiast wrócić na swoje miejsce, a poza tym, powinien się cieszyć, że jeszcze żyje. Puszcza buta, który z hukiem upada na podłogę i wzdychając zgadza się znów położyć. Przynajmniej może zapytać co się stało, że tu wylądował.

_____

– Dlaczego ty się mnie tak uczepiłeś? Dlaczego nie możesz dać mi świętego spokoju, Potter?! – Draco niemal krzyczy, mocno wtulając się w ramiona Harrego. Nie rozumie jak to się stało, że jest w takiej sytuacji - obejmowany przez tego Cholernego Bohatera, który przecież powinien go nienawidzić. Draco stwierdza w myślach, że nic z tego nie ma sensu, jest całkowitym jego przeciwieństwem, idealną osobą na miano wroga; nie ma w nim ani krztyny odwagi. Kłamie niemalże przez cały czas, byle tylko udało mu się wyjść z twarzą albo chociaż bez siniaków, gdy w grę wchodzą wściekli uczniowie, gryfońskiego męstwa czy szlachetności też nie kojarzy - bo to w żaden sposób nie pomogłoby mu przetrwać tylu lat w Hogwarcie. Jakby starał się stawiać czy bronić, byłby jeszcze ciekawszym celem dla wszystkich, a tego na pewno nie chciał. Dlaczego więc pieprzony Harry Potter już tyle czasu za nim lata i robi za dobrego ducha? A przynajmniej chce robić, bo w tym momencie przez niego Draco stracił jedyną osobę, która chciała się z nim trzymać. No i nawet Draco, klęcząc i dusząc się, w tamtej chwili poczuł moc Harrego. Była przerażająca i potężna, czy Blaise z tego wyjdzie? Co w zasadzie zrobił mu Harry? Chyba nie próbował go zabić?

– Musisz mi uwierzyć, że nie chciałem się Ciebie, jak to zgrabnie ująłeś, uczepić. Teraz przypadkiem zobaczyłem jak on się zamachuje i uderza Cię, więc nie mogłem tak po prostu przejść obok. Malfoy, czemu mu na to pozwoliłeś? Widziałem, że nie miałeś najmniejszego zamiaru oddać mu albo chociaż obronić się.

– Ja... To nie Twój interes! Nie wiesz jaki jest i o co poszło, a się wpierdalasz! Nie jestem dzieckiem, Potter! Mogę się sam bronić! Co ty mu w ogóle zrobiłeś?! – Harry zamyślił się chwilę nim odpowiedział.

– Nie wiem. – Westchnął z irytacji. – Nie wiem, co mu zrobiłem. Byłem wkurzony i... Nie mam pojęcia czy w ogóle wypowiedziałem jakieś zaklęcie... No ale nie patrz tak na mnie! Jedyne o czym myślałem, to żeby więcej Cię nie tknął! Zamiast się wściekać, winien mi jesteś podziękowanie, Draco!

Draco wciąż patrzył na Harrego z szeroko otwartymi z przerażenia oczyma. Z jego słów jasno wynikało, że chłopak stracił nad sobą panowanie, tylko dlatego, że Draco mógł oberwać od Blaise'a, a przecież to tylko Draco. Wie doskonale, że w tej szkole, choć pewnie nie tylko tu, jest nikim. Żadne nazwisko czy pieniądze nie dały mu tego, co inne dzieciaki nazywają szczęściem - żadne prezenty od rodziny, drogie stroje i czystość krwi nie pomogły mu znaleźć prawdziwych przyjaciół, albo chociaż tych fałszywych, których utrzymywałby przy sobie dzięki prezentom i dobremu imieniu. Przez kilka lat był poniżany i nienawidzony, dopiero niedawno udało mu się poczuć smak szczęścia i przynależności do jakiejś grupki, dzięki Blaise'owi, a jednak wciąż wie, że jest dla innych zwykłym popychadłem - w końcu nawet Blaise miał go tylko z kaprysu. On jest po prostu nikim. A tymczasem Harry Potter wściekł się, bo działa mu się krzywda. Ten Harry Potter, którego niemal wszyscy kochają i szanują za samo życie. "To nie jest normalne", myśli Draco, starając się zrozumieć co z tym Cholernym Bohaterem jest nie tak.

Nie taki Ślizgon zielony jak go piszą || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz