Nowy Początek? #5

139 13 0
                                    


 - On wrócił! Wrócił! Voldemort wrócił!

      Te słowa od kilku dni ciągle chodzą mi po głowie. Słowa Pottera po zwycięstwie w Turnieju. Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, miałby teraz wrócić? Niegdyś ojciec opowiadał mi o tym jak było za czasów jego panowania, żałował, że zginął. Ale teraz ten martwy czarodziej miałby powrócić? Jak? Nie dostałem żadnej sowy od rodziców, a chyba by o tym wiedzieli, prawda? Na pewno. Jutro wracamy do domów, to dobrze. Wakacje od tego wszystkiego dobrze mi zrobią. Tylko czy na pewno będzie dobrze, jeśli On faktycznie powrócił? Ten, który sprawił, że każdy obawia się o nim choćby wspomnieć. Ojciec mówił, że kiedyś wróci - czy to właśnie ten czas? Z drugiej strony nie ma powodu, by Potter kłamał na ten temat. Nienawidzi Go prawdopodobnie bardziej niż większość z Jego przeciwników. W końcu nie każdy stracił rodzinę z Jego ręki. Wolałem o tym nie myśleć, ale sam Doumbledor powiedział o śmierci Diggoryego. Potwierdził słowa Pottera. To wszystko napawa mnie lękiem. Co jeśli Ten, Którego Imienia Nie Można Wymawiać, jest bezwzględnym psychopatą i po jego powrocie postanowi zabić swoich sojuszników? Co, jeśli On powrócił, a moi rodzice wybiorą służbę Jemu, bez względu na "koszty", które mogą przynieść Jego rozkazy? Malfoyowie od zawsze stali wysoko rangą wśród czystokrwistych. Co, jeżeli On.. Jeżeli będę musiał dołączyć i eliminować szlamy? Mój ojciec i matka zawsze stali przy Nim, to znaczy, że i ja powinienem to robić. Co, jeżeli-

- Malfoy. - Czemu wyrywasz mnie z zadumy, ty pierdolony debilu?

- Weasley. - Odpowiadam tylko.

- Nie powinieneś już dawno stać przy Sam Wiesz Kim i lizać mu dupy jak Twoja cała rodzina?

- Nie powinieneś już błagać o życie, klęcząc bez honoru jak Twoja cała rodzina?

- Ty pieprzony...! - Oho, dostanę. Tylko tyle przyszło mi do głowy, gdy Rudzielec wziął zamach. Pochyliłem się lekko, zacisnąłem powieki i wystawiłem przed siebie ręce, by zminimalizować uderzenie, które jednak nie nastąpiło. Otworzyłem oczy spodziewając się najgorszego.

- Przestań, Ron. Ta bójka nie miałaby sensu. Powiedziałem, że był tam Malfoy ale Lucjusz, nie on.

Potter trzymał nadgarstek Weasleya, hamując jego pięść tuż przed moją twarzą, jedynie przysłoniętą moimi dłońmi. Weasley spojrzał zaskoczony, jednocześnie zdenerwowany na swojego kolegę. Jak zawsze jego parszywa gęba okazywała jego niskie IQ. Otwarte usta i oczy, pomarszone czoło i nos. Obrzydliwy jak zawsze.

- Ale, Harry, skoro to syn Lucjusza Malfoya, to-

- Nie, Ron. Chodźmy, Hermiona na nas czeka.

To był ostatni raz w tym roku szkolnym, gdy Potter spojrzał na mnie w ten dziwny, pobłażliwy, pełen litości, sposób. To była również nasza ostatnia rozmowa, o ile można to tak nazwać. Parszywy bohater. Znów to samo. Jestem pieprzonym dłużnikiem.

      Droga powrotna do domu zdawała się niemiłosiernie ciągnąć, a ja sam czułem się źle. Nie wiedziałem o czym powinienem teraz myśleć - o Potterze, o tym czy On faktycznie wrócił, o tym co czeka mnie w domu, jeśli to prawda, czy może o tym co czeka mnie po wakacjach w kolejnym roku szkolnym? Wszystkie te tematy nieprzyjemnie na siebie nachodziły, powodując ból głowy, a ja coraz bardziej chciałem po prostu odrobiny spokoju.

      To, co spotkało mnie w domu, przerosło wszelkim oczekiwaniom. Jasne, byłem gotowy na kolejny wykład o Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Ale nie na samą jego obecność.

Spotkanie z tym... Czarodziejem, było dużo gorsze niż wężowe koszmary, które natychmiast mi się przypomniały po spojrzeniu w to przerażające oblicze. Natychmiast opuściłem wzrok pod wpływem siły Jego spojrzenia. To nie był człowiek. Wąż też nie. Co to, do cholery, było? Chłodny głos, który mnie powitał zmroził mnie na tyle, że nie byłem w stanie choćby drgnąć. Nie ośmieliłbym się ponownie spojrzeć na tę twarz. Przeszło mi nawet przez myśl, że łatwiej byłoby umrzeć niż to zrobić.

Na szczęście na długo u nas nie zawitał, miał "ważniejsze rzeczy do zrobienia", choć mówiono, że to u nas jest jego kryjówka. Wyszło na to, że moje lato minęło w miarę spokojnie, obyło się bez kłótni z ojcem i matka zdawała się być bardziej poruszona moją obecnością.

      Wakacje mijały szybko i czas nadszedł wrócić do szkoły, na piąty rok nauki. Rozumiem wagę wykształcenia, ale skoro Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, wrócił, to czy nie powinien się ujawnić i czy świat nie powinien się choć odrobinę zmienić? Na razie żadnych zmian nie odczuwam, być może ma jakiś dobry plan, by pokazać się w jeszcze straszniejszym świetle. Nie byłbym w stanie zaprzeczyć, gdyby ktoś zapytał czy oczekuję Jego ukazania się światu. Oczywiście, stresowało mnie to, jednak jestem Malfoyem, a Malfoyowie zawsze stali wysoko, a za czasów Jego panowania byli mu najwierniejsi, a przynajmniej jednymi z najwierniejszych, za co nagradzał nas nie tylko pochwałami ale i sławą, i dawał nam rządzić szlamowatymi i zdrajcami krwi. Wolałem nie pytać jaka była tego cena. Po prostu nie mogłem się doczekać, kiedy stanę się kimś więcej niż cholernym Gryfonem do bicia.

      Powrót do Hogwartu okazał się ciężki. Miałem dość już bycia pomiatanym i tylko błagałem w duchu, żeby w końcu moja egzystencja zaczęła coś znaczyć. Do pierwszego zetknięcia się z oczami Pottera, byłem święcie przekonany, że wydarzenie z Turnieju będzie dla mnie cholernym zwycięstwem. Ale Potter... Wory pod oczami, twarz wykrzywiona, minimalnie, jednak z bólu, włosy i ubranie jakby bardziej potargane, wymięte niż zwykle, ale przede wszystkim te szmaragdowe oczy... W życiu nie widziałem w nich tyle bólu czy żalu. Pottera spotkałem zaraz po wejściu do Hogwartu, dosłownie na mnie wpadł, pewnie szukając Rudzielca, którego akurat teraz z nim nie było. Patrzyliśmy chwilę na siebie, Szlama zaczęła coś mówić, ale nie słuchałem. On też nie. Po chwili zauważyłem, że mocno ściska trzonek różdżki, jakby w każdej chwili gotowy do ataku.

     Potter, czyżby nawet Ciebie On zdołał zniszczyć już teraz?

- Harry, chyba nie chcesz go teraz zaatakować? Uspokój się, dobrze?

Że co? Co ta Szlama powiedziała? Ty chcesz mnie...? Potter wzdrygnął się, dłoń przyłożył do blizny na czole, po czym bez słowa odszedł, a dziewczyna za nim. 

Nie taki Ślizgon zielony jak go piszą || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz