Co to za trójkąt? #8

135 7 0
                                    

    Trochę czasu zajął mi powrót do wieży, nie śpieszyło mi się za bardzo na kolejne spotkanie z tymi pokrakami. Najchętniej bym został na noc w łazience Marty, ale i ona na dłużej niż kilka godzin staje się zbyt upierdliwa. I hałaśliwa. Nie dałaby mi zasnąć, co chwilę latając wokół mnie lub jak psychopatka wpatrując się we mnie całą noc z tym jej pożądliwym wzrokiem. Marta jak to Marta - jest po prostu dziwna i lepiej nie pozwolić sobie na to, by mi się przejadła, bo straciłbym ostatnie miejsce na odpoczynek. Idąc dalej zastanawiałem się o co chodziło Potterowi z tą popieprzoną akcją. To było chore i piekielnie dziwne, nawet jak dla niego. Została mi prosta droga do przejścia, gdy zauważyłem, że jeden Ślizgon siedzi na schodach przed wejściem. Zatrzymałem się, gdy na mnie spojrzał. Dzieliła nas odległość około 3 metrów, wcześniej pogrążony w zadumie go nie spostrzegłem. Uśmiechną się pewnie i podniósł.

 - Gdzie byłeś, Draco? Czekam na Ciebie już dobre 15 minut.

 - Niepotrzebnie. - Odparłem, prostując się. Znów ruszyłem przed siebie, chcąc zignorować chłopaka i wejść do Salonu Gryffindoru. Byłem już obok niego i robiłem kolejny krok, gdy chwycił mnie mocno za nadgarstek prawej ręki, w której trzymałem książkę do eliksirów. - Puszczaj.

 - Powiedziałem, że chcę pogadać. Chodź ze mną, albo naprawdę się zirytuję Twoją postawą, Draco. - Wbił mi palce z dość długimi paznokciami, a przynajmniej takie wydały się teraz mojej skórze. Skrzywiłem się lekko z bólu.

 - No to gadaj co chcesz i, że się tak kolokwialnie wyrażę, spierdalaj. - Syknąłem wbijając wściekły, a jednak pełen wyższości, jak na Malfoya przystało, wzrok w jego twarz. Uśmiechnął się.

W następnej chwili poczułem na tyle silny ból w nadgarstku, że prawie przykucnąłem.

 - Chodźmy. - Powiedział wesoło i pociągnął mnie za sobą. Już nie polemizowałem. Muszę zacząć ćwiczyć samoobronę!

      Chwilę później znajdowaliśmy się w lochach, a on prowadził mnie dalej, do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Westchnąłem tylko, wiedząc, że zaraz porządnie oberwę od parszywych goryli i reszty węży. Wpatrywałem się w Ślizgońskie przejście, podziwiając moc, która biła od samego obrazu, z zielonymi barwami i potężnym czarodziejem. Zabini powiedział śmiało ich hasło przy mnie, po czym, dalej trzymając mnie, wciągnął do środka dziupli węży. Wszyscy zaczęli się na nas gapić, niektórzy widząc mnie idącego potulnie za nim, zaczęli się śmiać. Prychnąłem cicho na to. Jebać ich, niech już spuszczą mi to lanie i dadzą wrócić do mojego dormitotium - chciałbym już się położyć.

- No proszę, Blaise, wyrwałeś tę blond księżniczkę? Podziel się jak skończysz. - Zawołał jakiś  starszy Ślizgon, gdy już wchodziłem po schodach za czarnowłosym. Chwila, co? Dlaczego on mnie prowadzi do, zapewne, dormitorium? Co znaczy, że "wyrwał księżniczkę"? Otworzyłem szeroko oczy, nagle się zatrzymując i szarpnąłem ręką. O nie, kurwa, nie ma pieprzenia Malfoya. Na za dużo sobie, kurwa, zaczynacie pozwalać, a i tak zwykle na dużo wam pozwalałem. Ale gwałt, na chwałę Merlina, nie wchodzi w grę. Zabini spojrzał na mnie i zdaje się, że musiałem zrobić jakąś dziwną minę, bo uśmiechnął się lekko zaś wolną ręką pogłaskał mnie po głowie.

 - Chodź, Draco, chcę pogadać, nie masz czego się bać. - Nie mam? A gwałt i tamten typ, który już sobie zaklepuje moją szlachetną dupę? Naprawdę jest tu aż tylu gejów? Gdyby mój ojciec się o tym dowiedział... Zabini zbliżył twarz do mojego ucha i szepnął. - Zaufaj mi, że lepiej jak będziemy sami w moim pokoju niż jak będziemy tu tak stać i kusić Twoją piękną buźką resztę chętnych na Ciebie. - Prawie od niego odskoczyłem, ale jego ciągły uchwyt nie dał mi możliwości uciec daleko. Usłyszałem salwy śmiechu za sobą. Odwróciłem się. Wszyscy Ślizgoni w pokoju się na mnie gapili, a typ, który sobie mnie zaklepywał puścił mi oczko. Wzdrygnąłem się. Znów poczułem nacisk i szarpnięcie. Spojrzałem na Zabiniego i ruszyłem za nim.

Nie taki Ślizgon zielony jak go piszą || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz