Pojednanie? #3

158 11 0
                                    


      A potem poczułem ból... Gdy ten imbecyl, Finnigan, skoczył na mnie swoją grubą dupą.

- Ty kompletny idioto! - Wrzasnąłem od razu, gdy tylko zdołałem wciągnąć powietrze do płuc. Przeklęty, bezmyślny debil, nie wpadł na to, że faktycznie mogło mi się stać coś gorszego niż chwilowy ból. Albo wpadł na to i miał to w dupie. A żeby tak dostał kiedyś klątwą crucio... On, Thomas i Weasley wybuchnęli śmiechem gapiąc się na mnie, próbującego się wydostać spod, teraz już kurczowo mnie trzymającego, podpalającego, znanego z przypadkowych wybuchów, idioty.

- Dracuś, chyba nie powiesz nam, że...

- Zostaw go, Seamus. - Co?

- Co? - No proszę, niby wybuchający debil, a czyta mi w myślach.

- Mogłeś nie tylko go wystraszyć ale też złamać jakąś kość swoim głupim skokiem. To chyba wychodzi ponad skalę żartów, czyż nie? - No proszę, bohaterski Potter naprawdę staje w mojej obronie. Już drugi raz mi dziś pomaga. Chyba nie szuka sobie dłużnika, co? Irlandczyk patrzył na niego, nie widziałem jego twarzy, a i tak mogę sobie wyobrazić jaką głupią minę teraz robił.

- Harry, to tylko Malfoy. Założę się, że nic mu się nie stało.

- Ja nie byłbym tego taki pewny - prychnąłem, czując jak teraz mocniej przygniatał moją głowę do poduszki, trzymając mnie za włosy. Drugą ręką, którą podtrzymywał moją własną, tak, że była niewygodnie wygięta i przyciskana do moich pleców, również wzmocnił uścisk. Finnigan, choć nie wygląda, ma parszywą krzepę w łapach.

- Puść go w końcu. - Potter westchnął, podchodząc do Seamusa, jakby podchodził do małego, nieposłusznego dziecka i chwycił go za nadgarstek. - Nie ma sensu zaczynać kłótnie na noc.

Palce w moich włosach zaczęły się rozluźniać, a ucisk malał z każdą sekundą. Ciężar ciała Granatowookiego zniknął mi z pleców, już nie uwierając żeber naciskiem.

      Ostatnim dzisiaj spojrzeniem na Pottera natrafiłem na jego oczy, patrzące w moje. Skinąłem lekko głową z cichym "dziękuję", odwróciłem się i zakryłem kołdrą po uszy. Zamknąłem od razu oczy. Nie słuchałem już o czym gadają. Ciało jakby samo zaczęło się układać do snu i nogi przyciągnąłem do siebie, zwijając się w kulkę. Nuciłem w myślach piosenkę, którą niegdyś śpiewała mi matka do snu, by i teraz ułatwiło mi to zaśnięcie. Nie obchodziła mnie ta niezwykła wymiana zdań pomiędzy tymi wszystkimi idiotami. Nie obchodziło mnie to, że Potter stanął po mojej stronie zaś Irlandczyka zaczął bronić Weasley i Thomas. Nie interesowało mnie też to, że w tym sporze i Longbottom przyłączył się do, broniącego mnie, Pottera.

      Nie obchodziło mnie to i tego nie słuchałem.

Tylko dlaczego teraz znam każde ich słowo i wyobrażam sobie ich miny, nie mogąc kontynuować nucenia? Przecież nie obchodzi mnie to, niech robią co chcą. Tylko niech się w końcu zamkną i dadzą mi spać.

Spór wygrał Potter, twierdząc, że prawdziwy Gryfon nie zachowuje się jak bezduszny idiota i być może Finnigan powinien był trafić do Slytherinu, skoro jego wymówki składają się z cwanych wymijających odpowiedzi, jak na ślizgonów, przystaje. Irlandczyk automatycznie zaczął zaprzeczać i zgodził się, że nocą nie powinni podejmować takich tematów.

Być może jeszcze zdążę się wyspać.

      W końcu głosy ucichły, a ja pogrążyłem się w niezbyt spokojnym śnie.

      Niestety, nie dane mi było dziś się wyspać, bo przez koszmary, które zapomniałem tuż po otwarciu oczu, nie byłem w stanie znów zasnąć. Nie wiem co mi się śniło, jednak było to coś przerażającego i nie daje mi wciąż spokoju. Westchnąłem ciężko, po raz kolejny przekręcając się z miejsca na miejsce po łóżku. Nie zasnę, nie mam na co liczyć. Podniosłem się do siadu i rozejrzałem, po słabo oświetlonym, jedynie światłem księżyca, pokoju. Przechodziłem wzrokiem po łóżkach współlokatorów, aż zatrzymałem się na łóżku Wielkiego Obrońcy Świata, które teraz stało puste, co więcej jego właściciela nie było w tym pokoju.

Nie obchodzi mnie gdzie polazł. Ja po prostu właśnie wstaję, żeby opłukać twarz wodą i się napić. Jestem rozgrzany przez zły sen, więc chłodna podłoga daje odrobinę ulgi bosym stopom. Wyciągam ze swojego kufra butelkę z jabłkowym sokiem. Przechodzę najciszej jak się da, obok łóżka Thomasa potem Finnigana, które dzielą odległość między moim łóżkiem, a drzwiami. Wychodzę, udaje mi się ich nie obudzić. Schodzę po schodach, nagle wpierw chcąc napić się w Pokoju Wspólnym i chwilę pooddychać czymś innym niż biednym perfumem Weasleya.

      W Pokoju Wspólnym panował mrok większy niż w dormitorium. Dało się zauważyć tylko niektóre z ustawionych w nim mebli, a w sumie jedynie ich kontury. Podszedłem do sofy, mając zamiar na niej usiąść i się odprężyć w towarzystwie samotności, która stała mi się w ciągu tych kilku lat, bliską przyjaciółką. Tylko pochyliłem się do siadu, gdy poczułem, że jak na sofę, zdecydowanie za wysoko byłby jej spód. Odskoczyłem jak poparzony, wlepiając wzrok z odległości, mniej więcej metra, na to coś, a raczej tego kogoś, leżącego na kanapie. Usłyszałem coś w rodzaju cichego pomruku. Postać zaczęła się poruszać.

Cholera zaczynam panikować.

- J-ja... Przepraszam, nie widziałem, że ktoś tu leży... - Kurwa, kurwa, piękny początek nowego dnia... Dostać wpierdol o 3 w nocy, tak, właśnie o tym marzyłem. Pierdolony fart. A mogłem leżeć w łóżku. Był już spokój, cisza, może trochę za ciepło, ale odkryłbym się i zaraz moja temperatura by się zmniejszyła. Ale nie. Ja musiałem, kurwa, na spacer się wybrać. I teraz, zmęczony, muszę się znów komuś tłumaczyć. Marzenia się spełniają.

- Naprawdę nie chciałem... Pójdę już, dobrze? - Z opuszczonym wzrokiem zacząłem przedzierać się obok stołu, gdy zatrzymał mnie zaspany głos Pottera.

- Malfoy?

- Tak, to ja... Słuchaj, Potter, nie ma chyba po co w środku nocy się kłócić, prawda? Tak, tak, jestem ślepym kretynem i naprawdę bardzo Cię przepraszam za budzenie, Potter, - bo oczywiście musiałeś mieć akurat dzisiaj świetny plan, żeby się tu położyć, idioto. Tego mu na głos lepiej nie dodawać. Westchnąłem. - Powiedzmy, że wojnę możemy zacząć tak jakoś po ósmej, dobrze? - Znów się odwróciłem z zamiarem odejścia ale i tym razem zatrzymał mnie jego głos.

- Nie szukam kłótni z byle powodu, Malfoy. A to jest Pokój Wspólny, więc nie tylko ja mam prawo do siedzenia tu. Położyłem się na chwilę ale musiałem usnąć...

Między nami zapanowała cisza, a mi, choć tu czułem się niezręcznie, naprawdę nie chciało się wracać do dormitorium. No i niekulturalnym byłoby wyjść, w żaden sposób nie kończąc rozmowy, prawda? Nawet jeśli chodzi o tego wieśniaka, Pottera, moje dobre wychowanie nie pójdzie w kąt.

- Jak twoje plecy? Znaczy... Seamus Cię nie uszkodził, nie? - Oh...

- A od kiedy to obchodzą Cię moje plecy, Potter? - Spojrzałem na niego kpiąco, choć i tak nie sądzę, by to zauważył w tej ciemności.

- Cóż... - Nie dałem mu dokończyć, zdając sobie z czegoś sprawę. Moja mina zrzedła.

- Dlaczego dziś ciągle za mną obstajesz, Potter? - Poczułem się pewniej, choć sam nie wiem dlaczego, i ruszyłem się o krok do przodu, w jego kierunku. - O co ci chodzi, że nagle zaczęło Cię obchodzić co się ze mną dzieje? Czego ty chcesz, Potter?

- Ja...

No już, Bliznowaty, przestań się wahać, mów co chcesz i odpierdol się. Wszyscy się po prostu odpierdolcie.

- Ja po prostu myślę, że nie mam powodu, by śmiać się z tego jak Cię traktują. Nawet nie wiem dlaczego to robią... Nie zasługujesz na takie traktowanie... A ja dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że to co się dziś wieczorem stało... To, że ktoś z, najwyraźniej, moich znajomych, Cię dziś przywiesił do sufitu w korytarzu.. No i Seamus tak po prostu się na Ciebie rzucił... Dosłownie... Draco, chcę zrozumieć dlaczego Ci to wszystko robią... Żeby wiedzieć jak to zatrzymać. 

Nie taki Ślizgon zielony jak go piszą || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz