Kim jest Draco Malfoy? #10

128 6 0
                                    


      Siedząc przy stole Ślizgonów razem z Blaisem i jego paczką, okazało się, że wciąż mam wiele do powiedzenia jako arystokrata. Powiem więcej, puszyłem się jak paw, wtrącając się w ich rozmowy o ministerstwie, o czystości krwi czy choćby o beznadziejności tej szkoły i niektórych nauczycieli. Parkinson zaczęła wlepiać we mnie spojrzenia, śmiać się prawie z każdej mojej złośliwej anegdoty i żartu. Schlebiało mi to. Według jakiś tam książek jak kobieta śmieje się z byle jakiego żartu faceta, to jest nim zainteresowana. Nie wiem ile w tym prawdy i czy w ogóle mogę nazwać Parkinson kobietą, niemniej jednak taka myśl dodawała mi nieco pewności siebie. Zwłaszcza, gdy zaczęła łapać mnie za ramię i przysunęła się bliżej. Nie jest może i idealna, jeśli chodzi o wygląd, ale to wciąż osoba, która zdaje się być zainteresowana. Siedząc tak z nimi już dobre pół godziny, dawałem się wciągać w coraz nowsze tematy, z każdym w pobliżu - niektórzy zaczęli pytać jakim cudem ja, Draco Malfoy, trafiłem do Gryffindoru. Mówiłem, że to wina tej pomylonej czapki. Zakładałem, że jest już po prostu zbyt stara, by prawidłowo działać. Niektórzy zgodzili się ze mną, że Tiara faktycznie wygląda już na starą.

 - Draco ma ten zaszczyt być w domu wraz z Naszym Wielkim Bohaterem! - Odezwał się rozbawiony Zabini, patrząc gdzieś ponad stołem. Kilka osób się zaśmiało, niektórzy bijąc do tego brawa. Spojrzałem w kierunku, na którym skupiał się Blaise, kpiąc z Pottera. Patrzył on na wejście do sali, a konkretniej - na Gryfona, który wraz z przyjaciółmi pojawił się w końcu na śniadaniu. Potter teraz tylko stał i patrzył w naszym kierunku. Zabini objął mnie ramieniem - gdyby nie to, że nie możliwe jest, by wiedział, że zaszło coś między Potterem, a mną - mógłbym pomyśleć, że jest zazdrosny i pozuje tak, zaznaczając naszą "bliską relację". Ale widziałem już wcześniej kilka razy jak kogoś podobnie obejmował. Chociaż wtedy nie przypuszczałem, że jest gejem, a zakładałem, że to zwykłe przyjacielskie objęcie ramieniem. Granger, widząc, że jej przyjaciel zatrzymał się w przejściu i patrzy się na stół Ślizgonów, wróciła do niego, najwyraźniej o coś pytając, również na nas zerkając. Czarnowłosy coś odpowiedział, kręcąc głową i ruszyli znów, zająć swoje miejsca. Jednak Gryfon nie odpuścił, co jakiś czas zerkał na nas. Myślał pewnie, że będzie się dłużej ze mnie naśmiewać. Ha! Nie ma na co liczyć! Koniec głupich pocałunków i żenujących zdań, robiących ze mnie idiotę. Poczułem dłoń na brodzie i szarpnięcie. Zaraz widziałem brązowe oczy Ślizgon, z bardzo bliskiej odległości.

 - Księżniczko ty moja, powinieneś się tak wpatrywać we mnie. Czyżbyś już od początku mnie zdradzał z Gwiazdką Hogwartu?

 - Nie obrzydzaj mnie. - Wykrzywiłem się ostentacyjnie, chcąc pokazać jaki jest mój stosunek do Pottera.

 - To dobrze, Draco. - Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, dzielił nas może centymetr. - Bo to mój masz być. - I jak gdyby nigdy nic, pocałował mnie. Pocałował mnie w Wielkiej Sali, przy tych wszystkich ludziach. Nie musiałem się długo zastanawiać, czy moje policzki zrobiły się czerwone, bo płonąłem od środka żywym ogniem, który wychodził ze mnie przez policzki, które parszywie teraz piekły. Gdyby mój ojciec się o tym dowiedział... Zabini oderwał się ode mnie, z przepełnionym pewnością siebie, spojrzeniem.

 - Nie popisuj się, Zabini. - Syknąłem, wyrywając mu się. - Nie potrzebuję publicznego obmacywania. - Chwyciłem za swojego tosta, biorąc ostatniego gryza i wstałem. Za niedługo będzie lekcja, to najwyższy czas na odniesienie książki do biblioteki, w drodze na numerologię.

      Lekcje tego dnia mijały mi w miarę szybko, niewiele się działo, kilka razy bezmózgie osobniki próbowały zrobić sobie ze mnie żarty, jednak byłem dziwnie zobojętniały na zaczepki od momentu, gdy rano podczas śniadania Zabini tak otwarcie mnie pocałował. Myślenie o czymkolwiek innym nie przynosiło żadnych efektów, bo wciąż wracałem do tego myślami. Otwarcie przyznawał się do mnie. To było dla mnie coś nowego - wcześniej, nawet gdy ktoś mi pomógł w czymś, albo chociaż zagadał, przy ludziach całkowicie znów mnie ignorował. Blaise Zabini zajmował już dwie z moich godzin lekcyjnych, przez co nie mogłem się skoncentrować. Na szczęście na numerologię byłem jak zwykle bardzo dobrze przygotowany i w krótkim czasie wykonywałem polecenia nauczyciela, potem znów wracając myślami do Wielkiej Sali, a teraz siedziałem na lekcji wróżbiarstwa, więc nie musiałem za bardzo się skupiać.

Nie taki Ślizgon zielony jak go piszą || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz