Wytrzymać jeszcze trochę #4

155 13 2
                                    


  - Nie potrzebuję Twojej łaski, Potter. Nie potrzebuję Ciebie.

      Nie czekałem na odpowiedź. Ruszyłem do naszego dormitotium, nie odwracając się za siebie. Po wejściu do środka od razu położyłem się na łóżku i przykryłem kołdrą po czubek głowy. Nieważne, że wciąż mi jest niesamowicie gorąco i nie mam ochoty iść spać. Kręciłem się jeszcze długo na łóżku, aż usłyszałem kroki. Zamarłem i udałem, że śpię. Wstrzymałem oddech, by jeszcze lepiej słyszeć gdzie Potter się może znajdować.

Po chwili okazało się, że Bliznowaty przystanął przy moim łóżku i tak chwilę przy nim stoi. Nie widziałem jednak co konkretnie robi czy patrzy na mnie, czy nie, w końcu przed oczami miałem jedynie ciemność przez przysłaniające moją twarz okrycie. Chwilę jeszcze starałem się oddychać jak najciszej, nie mogąc już wstrzymywać całkiem oddechu. Po dobrych kilku minutach Potter w końcu się poruszył, usłyszałem jeszcze cichutkie skrzypienie jego łóżka i westchnienie. Łóżko Pottera, na szczęście, nie stało tuż przy moim, a odległość między nim a mną miała około półtora metra, dzieliło nas okno i komoda pod nim.

      Od tamtego momentu nie rozmawiałem z Potterem, a przeciwnie, starałem się go unikać, sam nie do końca wiedząc czemu. Przecież tak naprawdę przydałaby mi się jego litość, gdyby wtedy wszyscy przestali się mnie o wszystko czepiać, bo byłbym pod pewnego rodzaju "ochroną" Pottera... Ale nie mogłem na to przystać. Moja cholerna duma za bardzo ucierpiała od czasu, gdy odrzucił moją przyjaźń na początku, jeszcze przed przydziałami do domów, na pierwszym roku. Od tamtej pory przez cały czas mniej więcej właśnie przez to tyle wycierpiałem, więc... Nie mogłem teraz po prostu zgodzić się na to. Nie mogłem dać mu tej satysfakcji zostania MOIM bohaterem. Może nim być dla wszystkich innych, ale nigdy nim nie będzie dla mnie.

      Nim się obejrzałem, do Hogwartu przybyli goście z Akademii Beauxbatons i Durmstrangu, a Minister Magii ogłosił przywrócenie Turnieju Trójmagicznego. Uczniowie każdej ze szkół wydawali się podekscytowani, zdawało mi się, że jestem jedynym, którego to nie obchodzi. W końcu nawet nie mam 17 lat i nie mogę choćby pomyśleć o startowaniu w tym turnieju. Jakby się nad tym zastanowić, to faktycznie spore wydarzenie, skoro nawet profesor Snape zaczął gonić Ślizgonów do nauki tańca, żeby "nie przynieśli złego imienia jego domowi"!

W końcu nadszedł dzień odczytania Wybrańców, którzy mieli reprezentować każdą z 3 szkół. Oczywiście Durmstrang miał Kruma, Beauxbatons Delacour, a Hogwart Diggory. Salę przeszły salwy oklasków po każdym przeczytanym nazwisku. Gdy już każdy z nas myślał, że już wszystko zostało ustalone, z Czary Ognia wyleciał jeszcze jeden kawałek papieru. Nastąpiła chwila ciszy, przez myśl mi przeszło, że to jakaś pomyłka, gdy nagle donośny głos wypowiedział kolejne, ostatnie już, nazwisko. Odbijało mi się ono echem po głowie, nie mogłem tego jednak przyswoić...

 - Harry Potter!

To było coś, jakby sen. Harry Potter, ten, który ocalił świat przed potężnym czarodziejem, którego imienia nie wolno nawet wymawiać, teraz tak po prostu postanowił, będąc kilka lat młodszym niż przeciwnicy, wziąć udział w turnieju, w którym umarło już wielu czarodziejów. Czy on jest cholernym masochistą? A może mamy do czynienia z samobójcą? Nie wiedziałem ale jedno było pewne. To niemożliwe, by wziął w tym udział. To wbrew regulaminowi. Każą mu przeprosić i iść w cholerę.

      Nie kazali. W tym czasie Potter stał się niemal tak bardzo znienawidzony jak ja. Nie pojmowałem tego - był ich cholernym bohaterem! Nie powinni go czasem wielbić i wspierać, skoro mówił, że ktoś podrzucił kartkę za niego? Ale co ja się tam znam, sam nie przypuszczałem nigdy, że będę jednym z popychadeł dla tego całego plebsu. Pierwsze zadanie, walka ze smokiem, po zwycięstwie Pottera nagle te fałszywe gęby znów obstają za nim. Przyjęcie, na którym nie było mnie z wiadomych przyczyn - nie miałem po co i z kim tam siedzieć, zaś Potter był, z tego co wiem, z Patil. Drugie zadanie, godzinne nurkowanie w zimnej wodzie w zimnym okresie no i trzecie wielkie zadanie, które będzie już pojutrze. Cholera, nie dało się nie śledzić tego wszystkiego. Potter sobie radził! Nie spodziewałem się, jednak faktycznie dawał sobie radę. Oczekiwałem już końca Turnieju Trójmagicznego, żeby tylko odetchnąć, widząc Pottera żywego. To idiota, zgadza się, ale wcześniej mi pomógł, a ja nie chciałbym widzieć kogoś, kto mi - mimo wszystko - pomógł, w trumnie.

      Znów śniły mi się koszmary. Wydawało mi się, że tym razem co nieco zapamiętałem z nich i chyba był to koszmar o tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Nie pamiętam za wiele, tylko zielony kolor i wężowaty, zimny wzrok, ale jestem pewny, że to nie zwykły wąż się na mnie gapił. Oddychając ciężko, usiadłem na łóżku, odpychając od siebie przerażający obraz sprzed chwili. Zerknąłem na zegarek, w pokoju już było dość jasno. Czwarta czterdzieści nad ranem.

Wstałem, nie patrząc na lokatorów, wyszedłem z dormitorium. Potrzebuję długiej kąpieli. Gdy chciałem przejść przez Pokój Wspólny okazało się, że i cholerny Bliznowaty nie śpi. Zatrzymałem się i, po upewnieniu się, że mnie nie widział, patrzyłem na niego zza ściany. Siedział na tym samym miejscu, na którym ostatni raz z nim w ogóle rozmawiałem. Trzymał ręce na opuszczonej głowie. Wzdrygnąłem się na jego cichy szloch... To nie było coś, co ktokolwiek powinien usłyszeć, a tym bardziej ja. Potter teraz bezwstydnie wylewał swoje smutki, myśląc, że jest sam i próbując samemu się z nimi uporać, a ja tymczasem patrzyłem na to wszystko. Że też on, kurwa, musi odpieprzać zawsze gdy ja jestem w pobliżu... Zakuło mnie coś w brzuchu. Czyżby to był moment, w którym mogę odwdzięczyć się trochę? Zawsze lepiej być zadłużony przez jedną przysługę, niż ciągle przez dwie. Ruszyłem niepewnym, wolnym krokiem w jego kierunku.

 - Potter... Wszystko w porządku? - No tak, Draco, jak zawsze wiesz co powiedzieć. Gość ryczy w samotności, na pewno jest wszystko w porządku! Ty idioto! - Znaczy... Coś się stało? - No brawo. Nic się, kurwa, nie stało, tylko stracił lata temu rodzinę, a w tym roku wszyscy się na niego wypieli, łącznie z najlepszym kumplem. Wzdrygnął się, słysząc moje pierwsze słowa i spojrzał na mnie wpierw jakby przerażony, zaraz jednak sam jego wzrok próbował mnie zabić za wtrącanie się w nie swoje sprawy. Czy to dobry moment na ucieczkę? W razie czego mogę go szantażować! Wielki Harry Potter ryczy w Pokoju Wspólnym przede mną! Pałeczka po mojej stronie, prawda? Ku mojemu zdziwieniu po chwili Potter westchnął głośno i znów pozwolił sobie na szloch, chowając się jednak za dłońmi.

 - Mam za dużo na głowie, Malfoy. To wszystko. Jestem po prostu zmęczony. - Tłumaczy mi się!

 - Rozumiem Cię... W końcu ten cały Turniej... Ale nieźle Ci idzie. Pojutrze już koniec, Potter.

 - Wiesz, - zabrał ręce z twarzy, by ponownie na mnie spojrzeć, przerywając na chwilę, wpatrując się we mnie - nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będziesz starał się mnie pocieszyć. - Poczułem ciepło na policzkach. Cholera jasna, niech mnie teraz nie prowokuje jak próbuję go pocieszać! - Usiądziesz ze mną?

 - Co?

 - Pytam czy usiądziesz, Malfoy. To chyba nie zbrodnia? - Powtórzył się z lekkim uśmiechem. Drwisz ze mnie, Potter?!

 - Co, chcesz wypłakać mi się w rękaw? - Prychnąłem. Niech sobie nie myśli!

 - Chętnie. - Co? Cholera, zaczęło mi się robić gorąco. Pewnie dlatego, że ten idiota mnie tak wkurza! - Draco, dlaczego właściwie odrzuciłeś moją pomoc? Naprawdę na krótki czas mnie zostawili przyjaciele i... Draco, bycie samotnym to coś... To coś przerażającego. Jestem pewien, że z tobą jest podobnie. W sumie... Jak tak się dłużej zastanowię, to odkąd zostałeś przydzielony do Gryffindoru, nie widziałem Cię z tymi przygłupami, Goylem czy Crabbem. Czy kimkolwiek innym-

 - Nie Twój zasrany interes, Potter! - przerwałem mu niemal krzycząc. Jakim prawem się wywyższa?! Nie potrzebuję tamtych idiotów! Dobrze mi jest samemu! - Jeśli liczysz na to, że będę tak nędzną karykaturą jak ty i zaraz rozryczę się z powodu braku lizodupów przy mnie, to się grubo mylisz! Nie jestem Tobą, Potter, nie potrzebuje, w przeciwieństwie do Ciebie, zdrajców krwi!

 - Nie o to-

 - Zresztą, - znów nie dałem mu dojść do słowa - nie jestem tu po to, żeby się Tobą przejmować. - Odwróciłem się do wyjścia z Pokoju Wspólnego. Za bardzo dajesz się ponosić emocjom, Draco, musisz być cichszy, spokojniejszy. Nie będziesz się przejmował cholernym Potterem! Wyszedłem i skierowałem się do łazienki Marty. Odkąd po raz pierwszy się tam ukryłem i zauważyłem, że nikt tam nie zagląda, niemal codziennie, gdy tylko mam okazję, idę tam, żeby odpocząć od wszystkiego. No i mam z kim pogadać o tej bandzie przygłupów. 

Nie taki Ślizgon zielony jak go piszą || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz