Ciężar, który nosi. #13

111 7 3
                                    

       Pewien Gryfon samotnie przechadza się po korytarzach Hogwartu, oczywiście, tych najmniej uczęszczanych. Chłopak pogrążony jest we własnych myślach. Już niemal dochodzi godzina ulubiona dla prefektów, jednak jemu jest to obojętne. Jest zmęczony po dzisiejszym dniu, pełnym niewygodnych pytań, na które w najmniejszym stopniu nie miał ochoty odpowiadać. Harry Potter w końcu zdał sobie sprawę, że chodzenie wcale nie pomaga mu uporządkować myśli, więc usiadł, za wielkim, zasłaniającym go w całości, posągiem i wrócił do zadumy.

      Harry lubił Cho, nawet bardzo. Myślał, że może coś z tego być, bo niby dlaczego miałby nie spróbować? Podobała mu się odkąd po raz pierwszy zwrócił na nią uwagę dwa lata temu, gdy przechadzała się po korytarzu w towarzystwie swoich koleżanek i uśmiechała się w intrygujący, przyciągający sposób. Nikt nie wiedział dlaczego ten uśmiech był taki fascynujący - a jednak każdy widział w nim coś niezwykłego. Tak samo było z Harrym. Spojrzał na nią wtedy i coś ukuło go w serce. W momencie, w którym na niego spojrzała, wiedział już, że chciałby się do niej jak najbardziej zbliżyć, co zresztą próbował robić przez trzecią i część czwartej klasy. Dawał sobie chwilę przerwy dopiero po innym spojrzeniu na Draco Malfoya, choć nie zmieniło to po całości jego zachowania czy uczucia względem Cho. Malfoy zawsze wydawał mu się irytującym gnojkiem, który, na szczęście, dostawał za swoje. Zmieniło się to jednak, gdy Harry przyjrzał mu się bliżej, w zeszłym roku, gdy zastał go wiszącego ponad podłogą, do góry nogami. Gdy zaś chciał mu wtedy pomóc, chłopak zaczął się obawiać, że mógłby zrobić mu coś jeszcze. Jak czternastolatek mógł pomyśleć, że Harry, tak po prostu, za nic, zechce go jeszcze dobić w takim momencie? Wtedy brunet postanowił chociaż spróbować to wszystko pojąć. Później znów zobaczył jego strach, gdy obaj nie mogli spać w dormitorium. Wtedy Harry zrozumiał, że chłopak tak naprawdę nie był ciągle wtrącającym się we wszystko, chamskim, oprychem, który szukał zaczepki. Był wyciszony, spokojny... Lękliwy. Harry nie przypominał sobie, by on kiedykolwiek uśmiechnął się, tak normalnie, szczerze albo, by z kimś rozmawiał, lub chociaż nie siedział sam na jakiejś lekcji. Za to pamiętał, że ciągle trafiały do niego jakieś papiery. Zawsze miał pełno pogiętych, podrzuconych kartek pergaminu. Nie widział, by na jakiekolwiek odpowiadał. A po lekcji wszystkie lądowały w koszu na śmieci. Pewnego razu poczekał, aż wszyscy, łącznie z blondynem, opuszczą salę i podszedł do kosza, do którego trafiły te, interesujące go, papiery. Wyjął jeden z nich, rozprostował i przeczytał "Malfoy, zdechnij". Pierwszą jego reakcją było uniesienie brwi w niezrozumieniu. Wyjął kolejną kartkę. "Mam nadzieję, że dziś zdechniesz, Malfoy. Czekam na twój pogrzeb, żeby naszczać Ci na grób." Treść następnych, to "Nie mogę patrzeć na Twój obrzydliwy, Malfoyowski ryj. Zrób nam tę przysługę i wyskocz z wieży przez okno, prosto na gębę.", "Dzisiaj się zabawimy, Malfoy! Moja różdżka już czeka, z odpowiednim zaklęciem, na Ciebie!", "Ty pierdolony śmieciu! Jakim prawem jeszcze chodzisz po tym świecie? Obrzydliwe jest przebywanie z Tobą w jednym pomieszczeniu i oddychanie tym samym powietrzem!".

Co jest, do cholery?, pomyślał Harry i wyjął resztę pogiętych, co się okazało, w większości, pogróżek. Kartki, których nie można było uznać za pogróżki, były seriami obelg, skierowanych pod adres Malfoya. Harry zabrał wszystkie kartki i wyszedł z klasy. Od tej pory zaczął się przyglądać Malfoyowi, choć wtedy jeszcze nie mógł być tak dokładny - tamten rok był dla niego ciężki, ze względu na Cho, Turniej oraz kłótnie z przyjaciółmi, a i sam Dracon unikał Harrego.

W piątej klasie Harry zrezygnował z próby zbliżenia się do Cho, sam do końca nie był pewien, dlaczego. Po spotkaniu z Voldemortem popadł w depresję. Widział jakby ponowne narodziny tego potwora, a potem śmierć kolegi i jeszcze ludzie oskarżali go o kłamstwo. To wszystko sprawiło, że stracił ochotę na bieganie za brunetką. Widząc ją, przypominał sobie śmierć Cedrica. Harry miał zamiar odstawić dawne problemy i miłostki na bok. Odczuwał tylko wściekłość i nie potrafił się uspokoić, jednak już na samym początku piątego roku, wpadł na Draco i chłopak znów zamieszał w jego głowie. Harry roztargniony ostatnimi miesiącami, chwycił od razu za różdżkę, gotowy bronić się, nim zorientował się kto przed nim stoi. Draco wydawał się wystraszony i, jednocześnie poruszony jego stanem. Głos Hermiony wybudził go z dziwnego stanu i zostawił chłopaka, kierując się do środka Wielkiej Sali. Zajął swoje miejsce i zanurzył się w myślach o blondynie, na chwilę zerkając na niego.

Zrozumiał skąd jego zainteresowanie chłopakiem. Draco Malfoy nie był paskudnym, bezczelnym gnojem bez serca. Draco był... Piękny, nieśmiały... Niewinny. Serce Pottera zabiło szybciej. To był właśnie kulminacyjny moment, w którym zrozumiał, dlaczego chciał odpuścić sobie Cho Chang. Był zakochany i dopiero wtedy przyjął to do wiadomości. I dopiero wtedy, gdy zauważył obrzydliwy wzrok Zabiniego ze Slytherinu, po raz drugi, naprawdę chciał kogoś zabić, przyrównując obrzydliwego Blaisa Zabiniego do Voldemorta.

Draco go odrzucił. Harry nie mógł zrozumieć, dlaczego wybrał właśnie tego cholernego Ślizgona, zamiast niego. Nie miał sił wciąż i wciąż o wszystko walczyć, i przeżywać kolejne rozczarowania. W wieku piętnastu lat miał już tyle na głowie - Voldemort powrócił, widział na własne oczy śmierć, Dolores Umbridge terroryzowała jego i resztę, wybranych przez siebie, uczniów, a Hermiona namówiła go do trenowania grupy rówieśników, na wypadek wojny... Nie było czasu na walkę z Zabinim o Draco.

Wtedy właśnie, po jednej z lekcji obrony, których udzielał, Cho Chang została z nim sama. Była wystraszona, niepocieszona i potrzebowała bliskości. Stali blisko siebie, a Harry pomyślał, że kiedyś było to jego marzeniem, więc pocałował dziewczynę, która płakała w jego ramionach, jednocześnie oddając kolejne pocałunki.

      Harry gwałtownie wstał, przeszedł obok posągu i skierował się do Wieży, zatrzymał się jednak przy jednym z okien i poczuł chłód, jedynie zerkając przez nie. Został zaledwie tydzień do przerwy świątecznej. Śnieg przykrył swoim puchem każdy centymetr ziemi, korony drzew, zamek. Ta zima zdawała się być szczególnie mroźna. Ale i piękna. Biel zawsze jest piękna.

Harry odwrócił wzrok od szyby i ruszył znów w kierunku Pokoju Gryffindoru. Wciąż nie mógł pojąć jednego. Dlaczego pocałunek z piękną dziewczyną, o której myślał od tak dawna, nie przyniósł mu najmniejszej satysfakcji? Gdy dotknął Draco, jego ciało paliło z podniecenia, ledwo mógł nad sobą zapanować. Gdy dotknął Cho, przyciągał ją do siebie jak najbliżej, by cokolwiek poczuć... By spróbować zatracić się w pocałunku... Jednak to nic nie dało. Po wszystkim miał wyrzuty sumienia. Będąc pod przejściem do Pokoju Wspólnego myślał tylko o jednym.

        Spróbuję Cię znów pokochać, Cho... 

Nie taki Ślizgon zielony jak go piszą || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz