W czwartek dopadł go pierwszy poważniejszy kryzys. Już kiedy otworzył oczy czuł, że nie będzie to dobry dzień. Spał wiele godzin, ale wciąż był zmęczony. Ledwo mógł utrzymać otwarte powieki. Czuł się słabo, jakby lewitował między snem a jawą. Z trudem łapał każdy kolejny oddech. Był pewny, że ma gorączkę. Bolały go nie tylko rany, ale i gardło. Z tym, że dużo bardziej niż w poprzednich dniach. Padał śnieg. Jego cienka warstwa opadła na okna i pozostała na nich nieruchomo. Spowodowało to, że w samochodzie było niemal całkowicie ciemno. Jedyne co Baekhyun zrobił to włączył lampkę wmontowaną w dach i za pomocą znalezionej dnia poprzedniego parasolki zasłonił okno, przez które do środka wpadał biały, lodowaty puch. Mocno zakrył się kocami, schował w nich twarz, zasłonił czapką głowę i trwał tak kilka godzin. Był przytomny, ale nie do końca wiedział co się dzieje. Czuł się okropnie. Nawet głód nie był dłużej wyczuwalny. Zupełnie, jakby jego organizm popadł w stan hibernacji. Nie czuł swoich stóp ani swoich dłoni. Bardzo martwił się o palce, przecież łatwo było je wymrozić na tyle, aby konieczna była amputacja. On tak bardzo kochał grać na pianinie, nie wyobrażał sobie dnia, kiedy nie mógłby tego więcej robić. Z kolei w związku ze stopami martwił się o taniec. Obiecano mu wielką karierę. Czy idol może być bez któregokolwiek palca? To byłoby dziwne. Nie słyszał o takiej sytuacji.
Zastanawiał się czy jego wytwórnia już teraz jest wściekła. Nie dość, że wyjechał to jeszcze nie wracał tak długo. Zdziwią się, kiedy poznają prawdę o jego nieobecności. Pierwszy raz będzie miał porządne wytłumaczenie.
Nie ruszając się nawet o milimetr otworzył oczy i podniósł je na pluszowy breloczek zawieszony na przednim lusterku. Nie był duży. Mógł mieć wielkość połowy jego pięści. Nie był też jakoś niesamowicie wykonany. Ot taka mała zabawka. W sumie jak przyjrzał się nieco bardzie uznał, że jest uroczy i naprawdę, ale to naprawdę przypomina Simbę. Był rudy zupełnie jak królik Chanyeola i miał wysoko postawione uszy. Oczy tworzyły dwa maleńkie, błyszczące, czarne koraliki. Nitką wyhaftowany został nos i usta w postaci dwóch zaokrąglonych kresek.
- Nie martw się. Wrócimy do domu. - Szepnął Baekhyun. Przez chwilę patrzył na maskotkę, jakby oczekując jej odpowiedzi, ale w końcu ponownie zamknął oczy i zapadł w ciężki sen.
Obudził się kilka godzin później. Nie czuł się ani trochę lepiej, ale miał wrażenie, że jego umysł jest odrobinę bardziej trzeźwy. Wmusił w siebie kilka niedobrych chipsów. Zrobiły się miękkie co dodatkowo pogarszał ich walory smakowe.
- Myślisz, że powinniśmy rozpalić ogień? - Zapytał Simbę. Myślał o tym już wcześniej, ale co chwilę padał śnieg. Nie sądził, aby ogień mógł utrzymać się w śniegu, ale z drugiej strony o survivalu wiedział tyle co nic. Może powinien poszukać czegoś nie przemoczonego i spróbować. Martwił się jednak, że niepotrzebnie zużyje ostatnie zasoby energii, jakie posiadał. Musiał to dokładnie przemyśleć, kiedy poczuje się odrobinę lepiej.
Postanowił zmienić opatrunek na boku, jednak kiedy go odkrył ponownie zrobiło mu się słabo. Rana nie chciała się zasklepić. Wyglądała źle. Na tyle źle, że z białych, mocnych plastrów zrobił coś na wzór szwów mając nadzieję, że kiedy zmniejszy obszar rana w końcu zacznie się goić. Usiadł i ponownie okrył się od stóp do głowy najdokładniej jak potrafił. W tej pozycji bolała go kostka, ale miał wrażenie, że jest mu cieplej, kiedy jest tak mocno skulony.
- To mój ulubiony płaszcz, wiesz, Simba? - Zapytał spoglądając na królika. Potrzebował jakiegoś punktu zaczepienia. Wokół wszystko było białe i jednakowe. W środku pojazdu zakrwawione i pełne szkła. Postanowił, że pozbędzie się go jutro na tyle na ile będzie potrafił. Musiał być cały czas ostrożny, a mimo to na jego skórze pojawiło się kilka nowych nacięć kiedy przemieszczał się między fotelami na tył. - Kupiłem go z Chanem, twoim przyszłym właścicielem. Byliśmy wtedy w Paryżu na ślubie jego siostry. Był piękny. Wszędzie były białe kwiaty, a tort był brzoskwiniowy. Nie wiem jakim cudem, ale to mój ulubiony smak. Był naprawdę dobry. Jak wrócimy do domu to namówię Chana, żeby zrobił nam podobny. Nie umie piec, wiesz? - Zaśmiał się ochryple. - Ale to nic. I tak to zjemy, prawda? - Zapytał nawet nie licząc na odpowiedź. Nie był naiwny, ale czuł się odrobinę lepiej rozmawiając z zabawką. Nie był tak bardzo samotny.
**
Kiedy Baekhyun miał 12 lat do ich klasy została dołączona nowa osoba. Nazywała się Bomi i była od nich odrobinę młodsza, ponieważ przeskoczyła jedną klasę dzięki swojej inteligencji. Była naprawdę ładna. Tak przynajmniej twierdzili wszyscy chłopcy z jego klasy. Nie rozumiał tego. Według niego wyglądała bardzo podobnie do reszty dziewcząt, które znał. Może odrobinę ładniej się ubierała, ale słyszał, że jej mama jest projektantką i dba o jej wygląd. On sam nigdy się tym nie martwił. Ubierał to co było czyste. Po co miał przejmować się czymś tak płytkim?
Trochę przerażały go spojrzenia chłopców kierowane w stronę Bomi. Byli nią wyraźnie zainteresowani, ale on nie. Czy powinien być? Żeby być fajnym powinien mieć dziewczynę, ale one wcale go nie interesowały. Były nudne. Wolał spędzać czas z Chanyeolem. Nie potrzebował nikogo innego.
Niestety młodszy zdawał się równie zauroczony nową koleżanką. Baekhyunowi wcale się to nie podobało. Raz nawet przytrzymał dla niej drzwi, kiedy wchodzili do sali. Zawsze robił to dla Baekhyuna. Nie powinien robić tego dla kogokolwiek innego.
- Baek!
- Hyung. - Mruknął starszy, spoglądając na przyjaciela, który wybiegł za nim ze szkoły. Cieszył się, że lekcje w końcu dobiegły końca. Chciał wrócić do domu i schować się pod kołdrą z jedną z mang, które podwędzał Hayoon. Haeun uważała to za stratę czasu, ale czasami przychodziła do jego pokoju i czytała je razem z nim.
- Jestem od ciebie wyższy, nie muszę mówić do ciebie w ten sposób.
- Jesteśmy tego samego wzrostu.
- Jestem dwa centymetry wyższy!
- Ciocia powiedziała, że to się nie liczy, bo ta różnica jest za mała.
- Nie oszukuj. - Mruknął Chanyeol, a z jego twarzy nawet na moment nie zniknął uśmiech. Był z siebie dumny, ponieważ w końcu przerósł najlepszego przyjaciela. Jego mama mówiła, że prawdopodobnie będą podobnego wzrostu przez to, że jego ojciec również nie był wysoki. Mimo to dla Parka liczyło się to, że nawet, jeśli tylko o dwa centymetry, był wyższy. - Mama mówiła, że mam zabrać ciebie, Hayoon i Haeun do nas na obiad.
- Nie chcę.
- Ciocia Yujin jeszcze nie wróciła, prawda? - Zapytał młodszy, na co Baekhyun westchnął i pokręcił głową. Tęsknił za mamą. Chciał, żeby ponownie mieszkała w ich domu. Powiedziała, że wróci, ale odeszła dwa miesiące temu i nic nie wskazywało na to, że szybko pojawi się ponownie.
- Powiedziała, że wróci kiedy tata się zmieni.
- Dlaczego tego nie zrobi?
- Stara się.
- Gdybyś odszedł zrobiłbym wszystko, abyś wrócił. - Zapewnił Chanyeol. Baekhyun zaśmiał się i zacisnął dłonie na szelkach plecaka. Zaraz jednak w jego głowie pojawiła się myśl.
- Odejdę, jeśli będziesz spędzać czas z Bomi. - Oświadczył poważnie. Oczywiście nie miał gdzie pójść i mama prędzej zamknęłaby go na strychu niż pozwoliła opuścić dom. Mimo to Chanyeol przecież nie musiał o tym wiedzieć, prawda?
- Nie będę tego robił.
- Naprawdę? - Zapytał zaskoczony. To było zbyt proste. Z drugiej strony Chanyeol to Chanyeol. Był specyficzny.
- Oczywiście. Nie będę rozmawiać z Bomi. - Oświadczył powodując satysfakcje drobniejszego chłopca. Wystarczyło jedno zdanie, aby go uszczęśliwić. - To przyjdziesz na obiad? Potem możemy wziąć Merry na boisko.
- Pewnie!
___________________
Szczerze to lubię tutaj rozdziały tak.. Jak chłopcy mają po 15 lat w górę. Pewnie zorientujecie się dlaczego 😂 co tam u was? Ja znów mam wisielczy humor 😢
Kocham was! 😘
CZYTASZ
Missing |ChanBaek|
FanfictionW wyniku wypadku 20-letni Baekhyun zostaje uwięziony w samym środku lasu na długie tygodnie. Ranny, w trakcie zimy, bez jedzenia i picia nie traci nadziei na to, że ktoś go odnajdzie. Spędza ten czas na wspominaniu całego życia, które spędził u bok...