Minęło dwadzieścia dni od wypadku, kiedy Baekhyun przestał wierzyć w odnalezienie go. To trwało zbyt długo. Zaczynał rozumieć, że chyba nadszedł jego koniec. Prawdopodobnie wiele osób na jego miejscu rozpoczęłoby rozmyślanie na temat przeszłości, na temat grzechów, które popełnili i dóbr, jakie po sobie zostawiają. Jego umysł był już jednak tak zaćmiony, że wątpił, aby był w stanie to zrobić. Leżał więc w jednym miejscu, co jakiś czas uchylając oczy, aby spojrzeć w stronę Simby. Był głodny, ale uznał, że czekoladę będzie jadł przed snem, ponieważ w nocy temperatura spadała jeszcze bardziej, a on czuł się gorzej.
Jego ciało już tak nie drżało, co zdawało mu się dziwne, w końcu było mu tak okropnie zimno. Białe kłęby pojawiały się w powietrzu, kiedy oddychał przez uchylone usta. Piekły go. Były popękane od niskiej temperatury i straciły swoją naturalną, różową barwę.
Nie wiedział co robić. Nie miał pojęcia jaki krok powinien wykonać. Próbować przeżyć, udawać, że wszystko jest w porządku oraz dalej naiwnie wierzyć w powrót do domu? Może powinien popełnić samobójstwo i uwolnić się od bólu, zimna i głodu?
Nigdy w całym swoim dwudziestodwuletnim życiu nie miał momentu, kiedy chociażby przez moment pomyślał o odebraniu sobie życia. Kochał niemal wszystko co go otaczało i niemal we wszystkim potrafił odnaleźć dobro. Chanyeol mówił, że to niezwykłe oraz godne naśladowania. Schlebiał mu tym. Teraz jednak pierwszy raz pomyślał, że samobójstwo zdaje się dobrym pomysłem, może nawet najlepszą z dostępnych opcji.
Spoglądał w stronę Simby jakby szukając odpowiedzi, ale jego gardło za bardzo bolało, aby wydał z siebie jakikolwiek dźwięk, jakiekolwiek pytanie. Przez umysł przeszła mu całkowicie niedorzeczna myśl, że jeśli umrze to Simba zostanie tu na zawsze. A przecież obiecał temu królikowi tyle rzeczy! Chciał zabrać go do Francji, pokazać mu zwierzę, po którym odziedziczył imię oraz miejsce, do którego docelowo podróżowali te dwadzieścia dni temu, aby w końcu przekazać tą maleńką maskotkę w dłonie całkowicie nieświadomego, prawowitego właściciela. Czy naprawdę nie będzie miał okazji to zrobić?
Dotarło do niego jak wiele planów nie spełnił i zabolało go to dużo bardziej niż sądził. Nigdy nie stanie na scenie, nie zdobędzie żadnego fana, nie zobaczy ponownie Francji, nie kupi rodzicom spaniela, o którym marzyli, nigdy nie wypuści już lampionów z najlepszym przyjacielem, nie wyjaśni już nikomu znaczenia tatuażu na jego stopie, nie pojedzie więcej do Busan, w którym spędzali co roku pewną część wakacji wraz z Parkiem, nie zobaczy jak jego siostry idą do ołtarza, ani nie pozna ich wybranków, nie zostanie najlepszym na świecie wujkiem i nigdy nie powie Chanyeolowi, że w głębi serca zawsze pragnął pozwolić mu się kochać, ale za bardzo się bał.
Miał wrażenie, jakby leżał w tym samym miejscu wieki. Nie miał siły się ruszyć. Chciał spokoju, jakikolwiek miałby on być. Przestał już myśleć o tym co się dzieję, kiedy chwycił w słabe dłonie notes i długopis.
Pora napisać listy pożegnalne.
**
Chanyeol czuł się we Francji zadziwiająco dobrze, dużo lepiej niż za pierwszym razem. Nie było to miejsce, w którym pragnął mieszkać, ale jeśli Baehyun faktycznie by to zrobił, to Park nie miałby nic przeciwko temu, aby ruszyć za nim. Dzień przed ślubem wszyscy mieli ręce pełne roboty, a oni, jak to najmłodsi, siedzieli w swoim pokoju jedząc makaroniki, które kupiła im Pani Patricia, mama Jeana. Właściwie jedli je codziennie, ponieważ starszy zakochał się w tej przekąsce. Zawsze lubił słodkie jedzenie, a to dodatkowo miało wyjątkową strukturę. Brunet już mu obiecał, że po powrocie poszukają miejsca w okolicy ich domu, gdzie wciąż będą mogli je kupować.
CZYTASZ
Missing |ChanBaek|
FanfictionW wyniku wypadku 20-letni Baekhyun zostaje uwięziony w samym środku lasu na długie tygodnie. Ranny, w trakcie zimy, bez jedzenia i picia nie traci nadziei na to, że ktoś go odnajdzie. Spędza ten czas na wspominaniu całego życia, które spędził u bok...