Tego dnia doświadczył naprawdę dziwnego snu. Przez większą jego część stąpał po lodzie, w skąpym obuwiu i letnich spodenkach. Śmiał się, ale nie miał pojęcia z czego. Wyglądało to na zamarznięte jezioro, ale nie powodowało to jego niepokoju. Nie bał się, że lód złamie się pod jego ciężarem. Czuł się tak dobrze. Było mu ciepło, świeciło słońce, wokół było zupełnie jasno. Trzymał czyjąś dłoń. Kiedy to zauważył obejrzał się nieco do tyłu.
Oh. To Chanyeol.
To dlatego się nie bał.
W pewnej chwili młodszy mężczyzna szeroko się uśmiechnął. Tak promiennie i radośnie, że Baekhyun chciał odwzajemnić gest, jednak w tym samym momencie Park puścił jego dłoń. Stał obok patrząc, jak lód pęka, a mniejszy wpada w ciemną, zimną otchłań.
Chciał krzyczeć, ale nie potrafił. Cały czas spoglądał w górę, gdzie nad lodem mógł zobaczyć sylwetkę najlepszego przyjaciela.
Nikt mu nie pomógł, kiedy upadał coraz niżej.
Obudził się nagle. Nie dyszał, nie krzyczał, nie płakał i nie czuł strachu. Jego oczy po prostu się uchyliły, a on skupił wzrok na czarnej pustce wokół. Spojrzał na zegarek na nadgarstku.
Siedemnasta. Wciąż było dość wcześnie, a na zewnątrz dopiero się ściemniało. Westchnął. Nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Od dwóch tygodni był pośród tego pustkowia, bez najmniejszego połączenia ze światem. Brakowało mu tego. Chciał spotkać się z przyjaciółmi, rodziną, porozmawiać z kimkolwiek, kto byłby w stanie mu odpowiedzieć. Chociaż może to i dobrze, że był tu sam? Jego głos niemal całkowicie poległ. Sam siebie ledwo słyszał. Spowodowałoby to między nim a jego towarzyszem niezręczną ciszę. Właściwie nie powinien zaprzątać sobie głowy gdybaniem. Było tyle sytuacji, które mogłyby ochronić go przed tą, w jakiej się znalazł. Może, gdyby został nieco dłużej z Chanyeolem, spotkałby kogoś w drodze tutaj? Ten ktoś mógłby mu pomóc. Albo gdyby posłuchał się wytwórni i w końcu skupił na karierze wcale nie podróżowałby w tym kierunku? Nawet, jeśli wypiłby trochę więcej dzień wcześniej mógłby teraz nie być pośród lasu, a wyjechałby dopiero po wyleczeniu kaca. Przecież to były jego urodziny.
Na dobrą sprawę wciąż w oczach wielu ludzi był dzieciakiem. Miał 22 lata, ale miewał wrażenie, że to nie jego wiek jest tu wyznacznikiem tego spojrzenia, a jego zachowanie. Nawet Chanyeol nie raz patrzył na niego trochę z góry, jak na dziecko, którym trzeba się zająć, o którym cały czas trzeba pamiętać, którego trzeba pilnować. Miał po prostu taki charakter. Nie chciał nudnego życia. Chciał się bawić. Pijacko wykrzykiwać słowa ulubionych piosenek na pustych, nocnych ulicach, sypiać z ludźmi, których nigdy nie spotkał i nigdy już nie spotka oraz wyśmiewać się z tych wszystkich kujonów, którzy tracili czas na książki. To był on. Nie chciał na siłę dorosnąć, dojrzeć.
Nawet jego urodziny były specyficzne. Było dużo ludzi, ale zawsze miał pełno znajomych. Na dobrą sprawę całą noc przepychał się między nimi, aby przyjąć życzenia i porozmawiać z każdym choćby dwie minuty. W końcu Chanyeol to przerwał.
Właściwie ciężko powiedzieć jakim cudem ich przyjaźń wciąż trwała. Napotkali na drodze sporo problemów. Raz nawet jeden poważny. Nie tak dawno, właściwie jakiś rok temu, kiedy Park w złości wykrzyczał, że żałuje, że zakochał się w kimś takim jak on. Dawno nic nie bolało go tak bardzo jak te słowa. Przecież nie prosił go o miłość. Chanyeol był po prostu głupiutki. Głupiutki i naiwny myśląc, że przyniesie ona cokolwiek dobrego.
**
- O Boże, Baekhyun.
- Hayoon! - Krzyknął wspomniany nastolatek, podnosząc się z kanapy, na której urzędował od dobrych dwóch godzin. Widząc bliźniaczki stojące w drzwiach wejściowych natychmiast rzucił się w ich kierunku.
CZYTASZ
Missing |ChanBaek|
FanfictionW wyniku wypadku 20-letni Baekhyun zostaje uwięziony w samym środku lasu na długie tygodnie. Ranny, w trakcie zimy, bez jedzenia i picia nie traci nadziei na to, że ktoś go odnajdzie. Spędza ten czas na wspominaniu całego życia, które spędził u bok...