6

1.6K 131 19
                                    

Przekroczyli bramę parku, oddzielającą go od parkingu, gdy już robiło się ciemno. Ethan miał zamiar skierować się do domu, ale Rachel pociągnęła go za rękę w kierunku swojego samochodu.

- Jest zbyt ładnie, żeby już wracać. Jedziemy na wycieczkę - oznajmiła.

- Dokąd? - Chłopak wyglądał na zmieszanego. Jak zdążyła zauważyć, nie lubił niespodzianek i utraty kontroli. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

- Przed siebie - wzruszyła ramionami. - Do Northwich, może być?

Nie dając mu czasu na zastanowienie, rzuciła skórzaną ramoneskę na tylne siedzenie i usiadła za kierownicą swojej Hondy. Chcąc, nie chcąc skinął głową.

- Spójrz, jakie piękne niebo - zauważył Ethan, gdy pośrodku niczego wtoczyli się na wzniesienie. Otaczały ich pola i łąki, przecięte czarną wstęgą drogi. Dzięki temu, że wokół nie było żadnych domostw czy latarni, gwiazdy malowały się na tle głębokiego granatu wyjątkowo wyraźnie.

Rachel rozejrzała się i zatrzymała samochód na poboczu. Spojrzał na nią, zdziwiony, a ona odpięła pasy, wysiadła i beztrosko wbiegła między źdźbła trawy. Już w pewnej odległości od niego odwróciła się i zachęciła go gestem ręki, by poszedł za nią.

Niepewnie ruszył w jej kierunku, czując narastające zmęczenie w nogach, aż nagle zniknęła mu z oczu. Rozglądał się, nawołując, gdy jej ręka wyłoniła się z trawy i pociągnęła go za dłoń na pokryte rosą podłoże.

Nie przejmując się panującym chłodem, położyli się i przytulili do siebie. Ich oddechy wymieszały się, nim Rachel złożyła na ustach Ethana najdelikatniejszy i najsłodszy pocałunek, jaki kiedykolwiek przeżył. Kiedy przestali się całować, a rytm dwojga serc zrównał się ze sobą, patrzyli po prostu w gwiazdy.

- Pomyśl tylko - jego szept przeciął ciszę. - Tyle czasu patrzyliśmy w to samo niebo, jakbyśmy byli sobie przeznaczeni, a poznaliśmy się dopiero teraz.

- Miliony ludzi patrzy codziennie w to samo niebo. - Roześmiała się, lecz nie zbiła go tym z tropu.

- Masz rację. Jakieś trzy i pół miliarda osób na naszej półkuli ogląda co noc te same gwiazdy, tymczasem los złączył akurat nas.

- No wiesz, ja nie znam trzech i pół miliarda ludzi, więc nie miałam aż takiego wyboru. Musiałam zdecydować się na kogoś, kogo poznałam - droczyła się dalej.

- Ale pomyśl tylko, ile osób znasz. Ze szkoły, z klubów, z internetu. Codziennie poznajesz kogoś nowego...

- Tyle, że nie każdy rzuca mi się pod koła - zachichotała.

- Cholera, a ja chciałem być romantyczny. - Ethan usiadł i zrobił obrażoną minę. Objęła go, gładząc czule jego szyję.

- No dobrze, masz rację. Jesteśmy sobie przeznaczeni - wymruczała, mając usta w odległości ułamka milimetra od jego ucha, aż czuła muskający ją w wargę meszek, pokrywający jego płatek. Z satysfakcją ujrzała, że ciało chłopaka przeszedł dreszcz i pokryła je gęsia skórka.

- Nie wiem, jak ty, ale ja jestem cały mokry i zaraz przymarznę do gruntu, o ile wcześniej jakiś żądny krwi kleszcz nie postanowi się pożywić na moim tyłku - rzekł głośno, niezgrabnie podpierając się, by wstać, lecz nie udało mu się ukryć szerokiego uśmiechu. Rachel dostrzegła na jego twarzy wielkie szczęście. Chwilę później jednak znikło, ustępując miejsca czemuś na kształt zmartwienia.

- W porządku? - Poderwała się o wiele szybciej i zwinniej od niego.

- Po prostu wracajmy już.

- Nie dojechaliśmy nawet do Northwich - zauważyła, nie okazując troski o jego nagłą zmianę nastroju.

- Może następnym razem. - Ethan wysilił się na słaby uśmiech.

Ruszyli w kierunku drogi i Rachel zauważyła, że każdy krok sprawiał chłopakowi coraz większy trud. Podała mu ramię, oferując swoją pomoc, ale udał, że tego nie zauważył. Postanowiła to zignorować. Faceci chyba tak mają, że starają się nie okazywać słabości.

- Kocham cię, Reise - rzuciła cicho, gdy wychodził z samochodu pod swoim blokiem. Drżał lekko z zimna, poruszał się z wysiłkiem, a jego twarz była tak zmęczona, jakby miał lat siedemdziesiąt, a nie dwadzieścia siedem. Mimo to rozpromienił się, słysząc jej słowa.

- Też cię kocham, Green.

W to samo niebo (NIEBO #1) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz