— Bardzo proszę panią o opuszczenie sali, zaraz przyjdzie na konsultację lekarz specjalista — głos pielęgniarki sprawił, że wyrwana z drzemki Rachel podskoczyła na krześle. Oprzytomniawszy, posłusznie wykonała polecenie i zawlokła się na jedno z siedzeń w poczekalni.
— Riri? — Podskoczyła, gdy ktoś dotknął jej ramienia, dopiero potem rozpoznała głos. Odwróciła się.
— Wujku Gregory! — wtuliła się w tors wysokiego, potężnego mężczyzny jak mała dziewczynka.
— Ten chłopak z Alexandrem, którego mam zbadać... To twój znajomy, prawda? — domyślił się. Bała się, że będzie miał pretensje za brak kontaktu z jej strony. Kolejny raz okazała się egoistką, która nawet nie skorzystała z zaproszenia po tym, jak wykorzystała go do zdobycia potrzebnych informacji. On jednak przypatrywał się jej tylko z troską.
— Tak, to mój chłopak. — Spojrzała na niego tymi swoimi dużymi, lekko załzawionymi oczyma jego siostry. Zdobiły je głębokie cienie, a twarz nastolatki wydawała się blada i bez życia. Flynnowi nie podobało się, że zaangażowała się w związek z tak ciężko chorym chłopakiem, bał się, że dziewczyna ciężko zniesie kolejną stratę i zastanawiał się, czy Bart Green o tym wiedział. Z drugiej strony, im dłużej się jej przyglądał, tym bardziej w niej widział dorosłą, świadomą i silną kobietę, a nie małą dziewczynkę, którą opiekowali się z żoną, gdy jej matka chorowała.
— Umówmy się tak. Zbadam teraz twojego chłopaka, zrobimy mu rezonans magnetyczny i, jeśli się zgodzi, będziesz mogła wejść, a ja wszystko wam wytłumaczę, dobrze? — zaproponował.
Pokiwała głową, więc przytulił ją jeszcze raz, tym razem z jeszcze większą troską, i wszedł do sali. Znów opadła na plastikowe krzesło, uśmiechając się blado na wspomnienie całkiem miłych chwil z dzieciństwa, spędzanych u wuja i cioci. Tata nie radził sobie z opieką nad umierającą żoną i kilkuletnią córką jednocześnie, zarówno psychicznie, jak i fizycznie, więc w pewnym momencie państwo Flynn byli dla niej jak rodzice, nawet pomieszkiwała u nich okresowo. Po śmierci mamy również bardzo im obojgu pomogli, a potem ich drogi jakoś się rozeszły, brakowało czasu i spotykali się coraz rzadziej.
Zrobiło jej się teraz trochę głupio z tego powodu, poczuła się jak niewdzięcznica, zaraz jednak porzuciła tę myśl, postanowiwszy się nią nie martwić. Widać było, że wujek Gregory nie chował urazy, a ona miała teraz ważniejsze problemy.
Czas na odbudowanie relacji z rodziną i przyjaciółkami przyjdzie później. Teraz, jakkolwiek okrutnie to zabrzmi, nie chciała marnować ani chwili, którą mogła spędzić z Ethanem.
Spędziła na korytarzu kolejną godzinę, drzemiąc i martwiąc się na zmianę, aż wreszcie doktor Flynn znów zawołał ją do sali. Stanęła obok niego, wpatrując się w nic jej nie mówiące obrazy z, jak się domyśliła, badania rezonansem.
— Tu — Lekarz wskazał długopisem, zakreślając na kartce papieru niewielkie koło — jest ośrodek bólu, a tutaj ruchu. W obydwu widać już bardzo duże zmiany, uszkodzeniu ulega istota biała mózgu.
— Co to oznacza? — zadała pytanie Rachel, zerkając z ukosa na chłopaka. Po jego twarzy poznała, że wiedział, lub przynajmniej się domyślał.
— Że jest źle. — Flynn westchnął. — A będzie jeszcze gorzej. Mogą się zdarzać takie silne napady nerwobóli, układ nerwowy pana Reise może też mylić ze sobą bodźce: na przykład zwykły dotyk traktować jako ogromnie bolesny, lub odwrotnie, nie rejestrować prawdziwego bólu. Przykro mi to mówić, ale na pewno lekarz prowadzący już pana na to przygotował, trzeba się będzie przyzwyczaić do wózka inwalidzkiego.
— Przy tak szybkim postępie choroby, to powinienem się przyzwyczajać, ale do piachu — zażartował gorzko Ethan. Widać było, że zdążył już się pogodzić z tą wiadomością, w każdym razie nie wyglądał, jakby wizja kalectwa miała go zaskoczyć.
CZYTASZ
W to samo niebo (NIEBO #1) ✓
RomanceNikt w wieku dwudziestu siedmiu lat nie powinien myśleć, że nic dobrego już go w życiu nie czeka. A jednak, Ethan Reise jest o tym przekonany. Praca pozwala mu na zamknięcie się we własnych czterech ścianach, i to właśnie robi: brak bliskich osób oz...