Po raz kolejny siedziała w poczekalni szpitala, gdy za drzwiami lekarze walczyli o jego zdrowie i życie. Po raz kolejny obgryzała paznokcie, to siadała na piekielnie twardym krześle w poczekalni, to znów wydeptywała ścieżkę wzdłuż oświetlonego halogenami korytarza.
Przeklinała w duchu dzień, w którym poznała Ethana, i cały ten pieprzony związek, który tylko ciągle przysparzał jej cierpienia. Za chwilę znów płakała z żalu i wyrzutów sumienia, powodowanych tymi myślami. Odczuwała tęsknotę za chłopakiem jak niemal fizyczny ból, nie mogąc doczekać się, aby znów poczuć jego ciało w ramionach.
— Riri? — usłyszała za plecami znajomy głos. — Kolega, który tu pracuje, zadzwonił do mnie pół godziny temu. Chciał się poradzić, bo ma kogoś z Alexandrem w stanie krytycznym. Tak właśnie myślałem, że to twój przyjaciel.
— Wujku Gregory! — Rozpłakała się na dobre i wtuliła w ciało doktora. Pachniał papierosami i miał szorstkie, lodowate dłonie, ale jej to zupełnie nie przeszkadzało. Chciała, żeby ją pocieszał jak małą dziewczynkę, najchętniej schowałaby się w jego płaszcz przed całym złem tego świata.
— Krytycznym? Jest aż tak źle? — wyszeptała przez ściśnięte gardło.
— Nie wiem za wiele, ale nie będę ci ściemniał. Z tego, co mówił doktor Alvarez, rokowania nie są dobre. Zresztą, poszukamy go razem i może czegoś się dowiemy... — Mężczyzna rozejrzał się, lecz nim podjął decyzję, w którą stronę pójść, jedne z drzwi stanęły otworem. — O, już nie musimy. Roberto! — Pomachał do wychodzącego lekarza.
Doktor Roberto Alvarez mógł być w wieku Grega, ale wydawał się przy nim dość drobny. Na jego twarzy malowało się zmęczenie, a w oczach coś, co sprawiło, że w serce Rachel wlały się bardzo złe przeczucia — smutek. Ściągnął lateksowe rękawiczki i, podchodząc do nich, wyrzucił je po drodze do kosza na odpady medyczne. Podawszy drugiemu lekarzowi rękę, opadł ciężko na krzesło, które dziewczyna przed chwilą zajmowała, i spuścił głowę.
— Chcieliśmy cię trochę podpytać o tego młodzieńca z Alexandrem — wyznał Gregory, a Rachel aż wzdrygnęła się na nazwę choroby. Nienawidziła tego słowa, bo nazywało coś, co odbierało jej Ethana, i coraz wyraźniejsza była wizja, że odbierze jej go już na zawsze. — To moja siostrzenica, a jego narzeczona, Riri Green.
Alvarez obrzucił ją ciekawskim spojrzeniem. Czy interesowało go, dlaczego młoda, zdrowa dziewczyna zakochała się w umierającym chłopaku, bardziej przypominającym pociągnięty skórą szkielet, niż mężczyznę, z którym warto by flirtować? A może po prostu spojrzał z uprzejmości, ot, przyjaciel przedstawił mu członka swojej rodziny, więc wypadało nawiązać kontakt wzrokowy?
— Cóż, pan Reise miał zawał i reanimowaliśmy go ponad pół godziny. W końcu do nas wrócił, ale nie mam pojęcia, jakie spustoszenia niedotlenienie zasiało w jego mózgu. Zresztą, ciężko byłoby je odróżnić od zmian spowodowanych przez chorobę. Wiecie pewnie dobrze, że śmierć chłopaka jest kwestią czasu, więc nie będę owijał w bawełnę. Obawiam się, że pneumokokowe zapalenie płuc właśnie to przyśpiesza i nie pomoże nawet kombajn z antybiotyków, który mu obecnie fundujemy.
Rachel przygryzła wargę, aż poczuła w ustach smak krwi. Pozwoliło jej to nie wybuchnąć płaczem. Bezpośredniość doktora zaskoczyła ją, ale prawdziwy policzek wymierzyło znaczenie jego słów. Spodziewała się, że mają z Ethanem jeszcze przed sobą kilka miesięcy, wiosnę przynajmniej, a tymczasem ta diagnoza zabrzmiała tak... ostatecznie.
Osunęła się na krzesło obok lekarza, tracąc kontakt ze światem. Obraz wirował jej przed oczyma, w uszach szumiała głośno krew, a dziwne mrowienie spływało od karku wzdłuż kręgosłupa. Nie słyszała, o czym rozmawiają mężczyźni tuż obok, zupełnie nieświadomi dramatu, rozgrywającego się w jej głowie.
CZYTASZ
W to samo niebo (NIEBO #1) ✓
RomanceNikt w wieku dwudziestu siedmiu lat nie powinien myśleć, że nic dobrego już go w życiu nie czeka. A jednak, Ethan Reise jest o tym przekonany. Praca pozwala mu na zamknięcie się we własnych czterech ścianach, i to właśnie robi: brak bliskich osób oz...