11

997 90 5
                                    

   — Co go ugryzło? — Tamara zmarszczyła brwi. Kiedy poruszała głową, jej długie kolczyki ocierały się o odkryte ramiona.

   — Ja wiem, że miłość jest ślepa, ale bez przesady. Mówiłaś, że można z nim o wszystkim porozmawiać i że macie podobne poczucie humoru — zawtórowała jej Hope, dla odmiany ubrana w czerwoną sukienkę z długim rękawem, za to z odkrytymi ramionami — a ten facet nie potrafi wyjąć kołka z dupy.  gdybyś była tak sztywna jak on, już dawno byś z nami nie wytrzymała. Zatłukłabyś nas gazetą za te wszystkie głupie żarty.

   — Słuchajcie, Ethan ma teraz ciężki okres. — Rachel postanowiła wziąć ukochanego w obronę, choć była na niego wściekła. Przyniósł jej wstyd przed przyjaciółkami, a w dodatku zabrał kluczyki do auta i pewnie wrócił do domu, gdy ona została bez transportu. Do mieszkania Reise'a co prawda było niedaleko, ale ona mieszkała na drugim końcu miasta. — Jest chory, ciężko chory. Nie mówiłam wam, bo nie wiem, czy by tego sobie życzył, ale sprawa jest poważna, może nawet umrzeć.

   Nie zamierzała wprowadzać ich w szczegóły i mówić o tym, że śmierć chłopaka w zasadzie była nieunikniona i stanowiła tylko kwestię czasu. Wiedziała, że spowodowałoby to tylko napiętą atmosferę oraz niezrozumienie z ich strony. 

Sama nie do końca pojmowała, dlaczego nie próbowała się wyplątać od trudnego związku, który przecież ledwo co się zaczął i niby nic takiego by się nie stało, gdyby się skończył — a jednak, miłość była silniejsza. Uznała, że tyle informacji wystarczyło, by go wytłumaczyć. Przejęte miny dziewcząt powiedziały jej, że miała rację.

   — Idę zapalić — rzuciła Jenna i wstała. Jeśli była trzeźwa, to zazwyczaj ona stanowiła tą myślącą i milczącą część ich paczki. W przeciwieństwie do pozostałych dziewcząt, nigdy nie miała chłopaka, a jej nastawienie do imprez było bliższe Ethanowi niż jej przyjaciółkom.

 Rachel dopiła drinka i wpatrywała się smętnie w dno pustej szklanki, przemyśliwając zamówienie kolejnego, gdy w torebce zawibrowała jej komórka. Odczytała SMS od przyjaciółki.

   „Chodz tu. On tu siedzi".

   Poderwała się z miejsca, i, przepychając się pomiędzy tańczącymi, wstawionymi młodymi ludźmi, pobiegła do wyjścia z klubu. Chłodne, jesienne powietrze orzeźwiło ją trochę, a cisza, kontrastująca z przytłumionymi teraz odgłosami imprezy, paradoksalnie uderzyła w uszy. Rozejrzała się po okolicy.

   Ethan siedział w jej samochodzie bokiem do kierownicy, stopy wciąż opierając na chodniku. Nie mogła dostrzec jego twarzy nie z powodu ciemności — zaparkowała pod latarnią — lecz dlatego, że chował ją w dłoniach, drżąc lekko. Obok kucała Jenna, trzymając go za ramię i wpatrując się z troską.

   — Reise, nie przesadzaj. Najpierw odwalasz w klubie jakieś żałosne scenki, a później jeszcze ryczysz w moim aucie. — Rachel postanowiła być stanowcza. Jenna gwałtownie pokręciła głową.

   — Chyba źle się poczuł. Nagle zgiął się wpół, pomogłam mu otworzyć drzwi i usiąść.

   Z ulgą przyjęła, gdy jasnowłosa dziewczyna zajęła jej miejsce. Jenna wstała, odeszła kilka kroków i odpaliła papierosa, wciąż jednak pozostając w pobliżu na wypadek, gdyby przyjaciółka jej potrzebowała.

   — Przepraszam. — Rachel poczuła palące łzy wstydu, płynące jej po policzkach. Miała przecież nie marnować ani jednej wspólnej chwili, lecz była tylko człowiekiem, tą samą lekko egoistyczną, narwaną nastolatką, co w dniu, gdy się poznali. — Co się dzieje?

   — Boli — usłyszała cichy szept, ledwo słyszalny w szumie miejskiej nocy, gdyż wciąż nie podniósł twarzy. Urwał, jakby nie mógł złapać tchu. — Nie umiem... się ruszyć.

   Trzęsącymi się dłońmi wyciągnęła telefon z kieszeni, do której wcisnęła go po odebraniu SMS-a, i wybrała numer alarmowy.

   — Wszystko będzie dobrze. Cały czas będę przy tobie — zapewniła go, gdy wezwawszy już karetkę, głaskała jego włosy.

W to samo niebo (NIEBO #1) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz