22

773 73 5
                                    

  Wpadła jeszcze do swojego mieszkania, przebrała się i wezwała taksówkę. Tego wieczoru nie zamierzała wracać do domu trzeźwa.

Dwadzieścia minut później znalazła się w swoim żywiole. Głośna muzyka, tańczący ludzie i mrugające światła pozwalały jej zapomnieć o kłótni z Ethanem. Było znów jak dawniej, kiedy jej jedyne zmartwienie stanowiły złe oceny i kolejne zerwanie po dwutygodniowym związku. Przynajmniej to próbowała sobie wmówić.

Bała się trochę reakcji przyjaciółek, które niejako odtrąciła: nim poznała chłopaka, spotykały się codziennie, tymczasem w ostatnich tygodniach wymieniła z nimi tylko kilka telefonów i SMS-ów. Chciała spędzać każdą chwilę z umierającym mężczyzną, by żadnej nie zmarnować, nie przepuścić przez palce bez jak najlepszego wykorzystania — i w całym tym szale zapomniała o trzech dziewczynach, które do niedawna były w jej życiu niezwykle ważne. 

Kiedy Jenna, Hope i Tamara po kolei przytuliły ją i ucałowały, zrobiło jej się jeszcze bardziej przykro; przemknęło jej przez myśl, że marnowała czas na Ethana, który tyle czasu zwodził ją, nie mówiąc o swojej chorobie, a kiedy starała się go wesprzeć w trudnych chwilach, potraktował ją jak śmiecia.

   Kilka godzin później, wykończone tańcem i mocno wstawione usiadły za parawanem na kanapie. 

    — Czyżby twój Romeo się zmył?  — zagadała nagle Jenna, gdy każda po kolei opowiadała, co tam u niej. 

    — Ethan...  — Chciała wymyślić jakieś kłamstwo, ale nie zdołała powstrzymać łez, a duża ilość wypitego alkoholu zadziałała jak eliksir szczerości.  — Pokłóciliśmy się. Mam cholerne wyrzuty sumienia i uważam, że powinnam teraz przy nim być, chociaż powiedział mi kilka przykrych słów.

    — Co ci powiedział?  — zainteresowała się Tamara.

    — Że wszystko mu w życiu poplątałam i żałuje, że mnie poznał  — wyszlochała Rachel niewyraźnie, pochlipując. Przyjaciółka podała jej chusteczkę. 

    — Daj spokój, Green. Przejmujesz się takim bucem?  — roześmiała się Jenna.  — Tego kwiatu jest pół światu. 

   Rachel milczała przez chwilę, skubiąc w dłoniach brzeg swojej bluzki. Łzy znów popłynęły z jej oczu, więc podniosła do twarzy chusteczkę i je obtarła. Jeszcze raz pociągnęła nosem. Przyjaciółki jej nie rozumiały, sądziły, że problem leżał tylko w nieprzyjemnych odzywkach Ethana. Ona tymczasem mogłaby przymknąć na nie oko, gdyby w zamian jej ukochany tak nie cierpiał i mógł przeżyć. Oddałaby wszystko za choćby cień szansy.

   — On umiera — powiedziała tak cicho, że pozostałe dziewczęta ledwo usłyszały ją przez muzykę. — Lekarze dają mu czas najwyżej do końca lipca.

   Jej trzy przyjaciółki popatrzyły po niej, jakby widziały ją pierwszy raz w życiu. Milczały, nie znajdując dobrych słów na takie wieści. W końcu Jenna bez słowa odebrała ich kurtki z szatni i wezwała taksówkę.

   — Myślę, że mamy dość na dzisiaj — zadecydowała. — Rachel, twój tata dzisiaj pracuje na nockę? — Zapytana dziewczyna potwierdziła, pochlipując, więc Jenna kontunuowała. — Masz wolną chatę, zajebiście. Śpimy dzisiaj wszystkie u ciebie.

   Obudziło ją słońce, wpadające przez okno jej pokoju. Obok w łóżku, oraz na materacu rozłożonym na podłodze, pochrapywały jej przyjaciółki. Po cichutku wyślizgnęła się z pokoju, próbując opanować mdłości i ból głowy.

   Zaczęła od zrobienia sobie kawy. Kiedy ekspres pracował, postanowiła się ubrać. Nie chciała korzystać ze swojej szafy, bojąc się obudzić śpiące dziewczęta, więc z suszarki ściągnęła dziurawe jeansy i jakiś t-shirt, a z szafy taty wyjęła bluzę, którą na koniec na siebie naciągnęła, nie przejmując się jej stanowczo za dużym rozmiarem.

   Podniosła właśnie filiżankę do ust, gdy w zamku zazgrzytał klucz. Zmęczony mężczyzna wtoczył się do mieszkania, rzucił plecak na szafkę w przedpokoju i zamarł na jej widok.

   — Cześć, skarbie. — Dosiadł się do niej, nalewając kawy i dla siebie. — Myślałem, że jesteś u Ethana.

   — Pokłóciliśmy się, więc poszłam na imprezę z dziewczynami. Śpią u mnie, postaraj się ich nie obudzić — przyznała się. Jej ojciec cmoknął z dezaprobatą.

   — To coś poważnego? — zapytał. Kochała go za to, że nie oceniał, nie krytykował, tylko starał się pomóc.

   — Nie wiem, chyba tak. Powiedział mi, że żałuje naszej znajomości i wyszłam, zostawiłam go takiego chorego, i... — głos jej się załamał.

   — Więc mówisz, że źle się czuł, kiedy tak ci powiedział? 

— Właściwie, trząsł się z bólu. Nie mógł dostać morfiny — przyznała. Pan Green westchnął. 

— Skarbie, on jest ciężko chory. Na wiele rzeczy przy umierającej osobie trzeba przymknąć oko. Gdybym słuchał wszystkiego, co w bólu mówiła twoja matka, już przy pierwszym rzucie choroby bylibyśmy po rozwodzie.

   Rachel wydawała się zaskoczona. Wiedziała, że tacie było ciężko, gdy mama chorowała, ale nie znała jej od tej strony. Widocznie musieli dobrze ukrywać jej reakcję na cierpienia, by mała córka tego nie oglądała.

   — Pędź do niego, a ja się trochę prześpię i zrobię dla dziewczyn śniadanie. Jestem pewien, że cię przeprosi... Nie macie już zbyt dużo czasu, więc nie marnuj ani godziny. 

W to samo niebo (NIEBO #1) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz