23

761 73 7
                                    

   Zaciągnęła hamulec ręczny i wrzuciła luz. Wzięła głęboki oddech. Wysiadła z auta i po mokrym śniegu pobiegła do drzwi. Idąc po schodach, przeskakiwała po dwa stopnie — byle jak najszybciej go zobaczyć i przytulić. Stanąwszy przed wejściem do mieszkania, uświadomiła sobie, że dzień wcześniej zostawiła swoje klucze do niego, więc zmuszona była użyć dzwonka.

   Kiedy jej otworzono, musiała zadrzeć głowę do góry, by ujrzeć ponurą minę Jamesa. Mężczyzna musiał spędzić tu noc, gdyż ubrany był jedynie w luźne spodnie od piżamy, a jego naga, umięśniona klatka piersiowa unosiła się równo w rytm oddechów. Jego powrót wydawał jej się trochę dziwny, dopóki nie uświadomiła sobie, że zapewne Ethan potrzebował pomocy. A jej przy nim nie było. Border skinął jej głową na powitanie.

   — Cześć — zawahała się. — Ja do Ethana.

   — Tak przypuszczałem, chociaż miałem jednak cień nadziei, że do mnie — mimo zmęczenia malującego na twarzy, wysilił się na marny dowcip. Przesunął się, wpuszczając ją do środka. — Je śniadanie w kuchni. 

   Rozebrała się z zimowych ubrań. Założyła puchate kapcie, które Ethan kupił jej do swojego mieszkania, gdy zaczęli się spotykać, i podążyła do wskazanego pomieszczenia. Reise siedział tyłem do niej w wózku, pochylając się nad stołem. Okrążyła go i usiadła naprzeciw niego.

   — Ethan, co to...? — Gwałtownie wciągnęła powietrze, po czym zatkała sobie usta dłonią. Zawiesiła wzrok na gipsie, sięgającym od palców do połowy przedramienia jego ręki. On za to milczał, wpatrując się uparcie w kubek kawy przed sobą. 

   — No, przyznaj się, mistrzu, co odpierdoliłeś. — Border zbliżył się i oparł o ścianę przy drzwiach. Jego przyjaciel wciąż się nie odzywał, więc to on poczuł się w obowiązku rozjaśnić sytuację. — Zadzwonił do mnie wieczorem i poprosił, żebym przyjechał. Dopiero o trzeciej w nocy wróciłem z tym jełopem z ostrego dyżuru, bo wsadził sobie rękę w drzwi i przytrzasnął, łamiąc cztery kości.

   — Jak? Dlaczego? — Rachel nie mieściło się to w głowie, więc gwałtownie nią pokręciła. Olbrzym cmoknął z niezadowoleniem.

   — Żeby zagłuszyć ból — szepnął Reise, wciąż patrzący na swoją prawą, zdrową dłoń, dzierżącą duży kubek. — Boże, jaka to była ulga. 

   — Nie pierdol głupot, chłopie, dobra? — Border wyglądał na wściekłego. — I tak jesteś w chujowej sytuacji, brakuje ci jeszcze samookaleczania do szczęścia? Ciekawe, jak teraz będziesz popylał tą swoją bryką.

   Ethan znów zamknął się w sobie. Zapadła cisza, przerywana tylko tykaniem dużego, ściennego zegara w kształcie cytryny i ciężkim, ponurym dyszeniem Jamesa. W końcu Border postanowił przerwać impas i postawił przed nowoprzybyłą dziewczyną talerz z kanapkami.

   — Strasznie mi wstyd przed wami — odezwał się wreszcie drobny brunet, spoglądając na pozostałą dwójkę. 

   — Nie wydurniaj się — przerwał mu olbrzym. — Wiesz przecież, że będziemy z tobą do końca, co by się złego nie działo. Mam rację, laluniu? — zwrócił się do dziewczyny.

   — Jeszcze raz nazwiesz mnie lalunią, a kopnę cię w jaja — zagroziła. — Mam na imię Rachel.

   — Spróbuję zapamiętać — obiecał, lecz nie zwróciła na niego uwagi. Chwyciła ukochanego chłopaka za zdrową dłoń, mocno ścisnęła i uśmiechnęła się łagodnie.

   — Oczywiście, że będziemy z tobą, cokolwiek by się działo. Przepraszam za moje naigrywanie się, i za to, że cię zostawiłam — wyszeptała. — Przecież wiesz, że nie takie rzeczy przetrwamy, kochanie.

   — Darujmy sobie grupowe przytulasy, bo jeszcze się wzruszę — mruknął ironicznie Border, wychodząc do łazienki i pozostawiając zakochanych samych ze sobą.

W to samo niebo (NIEBO #1) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz