10

1.1K 93 14
                                    

   — Ubieraj się, leniwy ziemniaku. — Wpadła do jego mieszkania jak burza i od razu rzuciła się do rolet, by je podnieść. Światło jesiennego słońca wpadło do pokoju, oślepiając Ethana. Później było już tylko gorzej, bo lodowate powietrze wpadło przez otwarte na oścież okno. Zawsze tak robiła, gdy gdzieś wchodziła. — Wychodzimy.

   — Dokąd? — Zdziwił się, ale wstał z kanapy i pokuśtykał w kierunku szafy. Ostatnimi czasy ich wspólna aktywność ograniczała się do leżenia w łóżku, przytulania i oglądania razem seriali.

   — Do klubu. Moje przyjaciółki chciałyby cię poznać. — Obserwowała uważnie jego reakcję. Nie mogła co prawda dostrzec wyrazu twarzy, gdyż stał do niej tyłem, ale widziała, jak zastygł w połowie ruchu, napinając się.

   — Dziewczyno, miej litość. Ledwie tydzień temu wróciłem ze szpitala. — Odwrócił się wreszcie, a na jego twarzy gościł wystudiowany, sztuczny uśmiech.

   — Ale nie jest ci gorzej niż przed. Od kiedy ze sobą jesteśmy, najchętniej siedziałbyś w domu, a przynajmniej z dala od ludzi. Nie mogę na to patrzeć — odparła. Podeszła bliżej i wyciągnęła z jego półki czarne jeansy, jasnoszarą koszulę i marynarkę, w której jeszcze nigdy go nie widziała. Sama wybrała na tę okazję krótką, czarną sukienkę, połyskliwe rajstopy i swoją znoszoną ramoneskę. Chyba po raz pierwszy widział ją w butach na obcasie zamiast trampek.

   — I niby co miałbym tam twoim zdaniem robić? Wyobrażasz sobie mnie tańczącego, kiedy ja się ledwo ruszam? — oponował dalej, jednak czuł już, że był na przegranej pozycji.

— Żyć, Reise. Póki twoje serce bije, po prostu żyj, zamiast zapierać się przed tym nogami i rękami — poprosiła gorzko.

   Wcisnęła mu ciuchy w ręce i zaprowadziła go do łazienki. Zostawiwszy tam chłopaka, chichocząc pod nosem, przeszła do kuchni napić się wody z cytryną.

  Zagwizdała, gdy pojawił się w drzwiach. Odstawiła szklankę, poprawiła kołnierzyk jego koszuli i wpiła się wargami w jego usta. 

   — Powinieneś sobie dorabiać jako model — mruknęła, obcierając z jego twarzy ślady wściekle czerwonej szminki. Oblał się rumieńcem.

   — Nie chcę tam jechać — spróbował raz jeszcze ją przekonać, ale pokręciła głową. Spuścił wzrok. — Będą patrzyli. Oceniali.

   — Co oceniali? — Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.

   — To, jak chodzę i jak się ruszam. Nie cierpię tego pełnego współczucia wzroku, jakbym był ostatnim inwalidą.

   — Skarbie, tam połowa ludzi jest zwykle pijana. — Wybuchnęła śmiechem. — Jak ktoś się trzyma na nogach i idzie w miarę prosto, to jest ponadprzeciętnie sprawny. Poza tym, nie rób się już takim pępkiem świata. Cała ludzkość nie jest skupiona na tobie i na każdym twoim ruchu.

   Bez słowa podążył za nią do samochodu. Przez większość drogi nie odzywał się, wpatrując się uporczywie za okno. Na szczęście z jego osiedla do jej ulubionego klubu było całkiem blisko. 

To stamtąd wracał w sierpniu, kiedy uderzyła w niego samochodem. Może lepiej byłoby dla nich obojga, gdyby się wtedy nie spotkali?

   Jeszcze nim weszli, muzyka rozsadzała mu uszy. W środku było tylko gorzej, dodatkowo oślepiały go migające światła, a przez ciągły ruch — lamp, tańczących ludzi, kelnerów — tracił orientację i czuł zawroty głowy. Pożałował, że zgodził się na to szaleństwo jeszcze zanim na dobre się zaczęło. Modlił się, by błyski nie wywołały kolejnego ataku drgawek.

   — Poprowadzisz w drodze powrotnej? — zapytała, a on zgodził się zdawkowym kiwnięciem głowy. Kupiła więc sobie drinka i poprowadziła go do stolika, przy którym - ku jego zaskoczeniu - siedziały już trzy dziewczęta.

   — Kochanie, to Jenna, Hope i Tamara. Tamtego wieczoru, kiedy się poznaliśmy, jechały razem ze mną. Bardzo chciały cię poznać.

   — Cześć, Ethan — odezwała się Jenna, całując zdębiałego chłopaka w policzek.

   — Miło cię poznać — dodała Hope i zrobiła to samo. 

   — Nie słuchaj jej, ona chciała cię zabić — zaśmiała się Tamara i przytuliła go po przyjacielsku. Chłopak wyglądał na bardzo spiętego, a po jej słowach dodatkowo zmarszczył brwi.

   — To znaczy? — zapytał, a Hope oblała się rumieńcem.

   — Miała pomysł, żeby cię dobić i gdzieś porzucić — chichotała dalej Tamara, która najwyraźniej miała już za sobą kilka drinków. — Wiesz, żeby nie iść do więzienia za wypadek, że niby w filmach tak robią.

Roześmiały się wszystkie cztery, na co i on się sztucznie uśmiechnął. Zaraz jednak spoważniał i pobladł.

  — Może byłoby dla nas wszystkich lepiej, i tak do tego wszystko zmierza — syknął, odwrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia, nim zaszokowana jego zachowaniem Rachel zdążyła zareagować.

W to samo niebo (NIEBO #1) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz