36

1K 80 20
                                    

W zasadzie, nie pamiętała ani wizyty w szpitalnej kostnicy, ani załatwiania formalności, ani przygotowań do pogrzebu. Była nieprzytomna, poruszała się jak lunatyk, wykonując mechanicznie to, co jej kazano. Czuła się martwa w środku, kiedy potwierdzała, że leżące przed nią ciało to Ethan Reise — choć sama przecież w to nie wierzyła.

Z jednej strony, był to najgorszy czas, jakiego w życiu doświadczyła. Z drugiej jednak pokazał jej, że miała na kogo liczyć nawet w trudnych chwilach. Wszyscy, których kochała, byli przy niej: rozumiejący jej emocje tata, równie załamany co ona James, wspierające i opłakujące chłopaka razem z nią Jane, Tamara i Hope. Nawet wujek Greg pomiędzy dyżurami wpadał, by pomóc jej w załatwianiu formalności czy po prostu dotrzymać jej milczącego towarzystwa.

— Mój tata zaprasza cię na czwartą po południu — oznajmił Border dzień przed pogrzebem. Rachel obdarzyła go nierozumiejącym spojrzeniem. — Mówiłem ci chyba kiedyś, że jest prawnikiem. Ethan korzystał z jego usług i ojciec ma teraz zadanie przedstawić jego testament i dopilnować, aby został on wykonany.

Testament? Świat runął, sensu nie było, a ktoś ma zamiar zajmować się rzeczami tak przyziemnymi jak majątek? Przecież to było dzielenie skóry na jeszcze ciepłym niedźwiedziu.

Mimo to poszła. Nigdy wcześniej nie zastanawiała się nawet, czy dostanie cokolwiek po śmierci Reise — takie rozumowanie nie mieściło jej się w głowie — ale skoro została zaproszona, widocznie on sobie tego życzył, może miał dla niej jakiś plan.

W drzwiach do sali konferencyjnej kancelarii niemal zderzyła się z matką Ethana. Choć ubrana na czarno, kobieta jak zwykle bawiła się telefonem z niewzruszonym wyrazem twarzy. Rachel uświadomiła sobie, że ta ani razu nie zaproponowała pomocy w ogarnianiu spraw urzędowych czy organizacji pogrzebu, a wciąż jak gdyby nigdy nic zajmowała mieszkanie syna, z którego dziewczyna nawet nie zdążyła zabrać swoich rzeczy.

— Co ona tu robi? — syknęła, wbijając palce w ramię młodego Bordera. Jego ojciec siedział już przy biurku i witał się z nimi skinieniem głowy. Na jego twarzy nie było cienia standardowego uśmiechu i Rachel nie wiedziała, czy po prostu byłoby to zawodowo niestosowne, czy rzeczywiście również przeżywał żałobę po przyjacielu swojego syna.

— Nie wiem, nikt jej nie zaprosił. Ethan nie uwzględnił jej w testamencie — dodał.

— Myślę, że są już wszyscy zainteresowani — prawnik odchrząknął. W dość dużym pomieszczeniu miejsca przy stole zajmowali tylko Rachel, James, Theresa, lekarka z hospicjum oraz nieznany dziewczynie mężczyzna w ciemnym garniturze. — Ogromnie mi przykro z powodu przedwczesnej śmierci pana Ethana Reise. Miałem zaszczyt znać go nie tylko zawodowo, ale i osobiście — głos mu zadrżał. — Ethan powierzył mi zadanie, jakim jest odczytanie jego testamentu, sporządzonego, gdy jeszcze cieszył się w miarę dobrym zdrowiem. To dlatego was dzisiaj tutaj zaprosiłem.

Powiódł wzrokiem po zgromadzonych, na chwilę zatrzymując się na Theresie i marszcząc brwi. Wydawało się, że ją rozpoznał. Jego mina podpowiadała, że nie był zbyt zadowolony z jej obecności.

— Pieniądze nie są celem życia, pisze pan Reise, pieniądze są środkiem. Sam doświadczyłem powodzenia finansowego, ale wiem, że nie wszyscy mieli w życiu takie szczęście. Mam na myśli szczególnie osoby chore, które nie mogą zbyt wiele poradzić na swą złą sytuację, dlatego też dziesięć tysięcy funtów postanowiłem przeznaczyć na Europejską Fundację na Rzecz Osób z Chorobą Alexandra. 

Mężczyzna w garniturze, najwidoczniej przedstawiciel organizacji, skinął z wdzięcznością głową.

— Kolejne dziesięć tysięcy funtów chciałbym przeznaczyć na rzecz St Luke's Hospice, w którym przebywałem. Jestem głęboko przekonany, że placówka ta spożytkuje pieniądze na zapewnienie jak najlepszej opieki potrzebującym.

Lekarka uśmiechnęła się z wdzięcznością.

— Pozostałą część majątku chciałbym pozostawić osobie, która rozświetliła zmierzch mojego życia swoim światłem, Rachel Green. Mam w szczególności na myśli nieruchomość w postaci mieszkania, a także dostęp do wszystkich kont bankowych. 

Twarz Theresy zapłonęła nienawistnym rumieńcem.

— Chciałbym także, aby to Rachel wygłosiła mowę pogrzebową podczas ceremonii. Jestem pewien, że nikt inny nie wyrazi tak dobrze tego, co ja chciałbym po swojej śmierci wszystkim powiedzieć.

Dziewczyna zaniosła się płaczem. Nie chciała ani mieszkania, ani pieniędzy — chciała mieć przy sobie uroczego chłopaka, którego spojrzenie spod zbyt długich, ciemnych włosów sprawiało, że miękły jej nogi. Chciała stanąć z nim przed ołtarzem, i aby jego skronie pokryło u jej boku srebro. Ale skoro nic nie mogła zrobić z tym, że już go nie było, to nie pozostało jej nic innego, jak wypełnić jego ostatnią wolę.

— Co za bzdury! — Wzrok wszystkich osób w pomieszczeniu skierował się na wściekłą panią Wolf, która w końcu zdecydowała się na odłożenie komórki. — Ethan był przez chorobę upośledzony umysłowo i nie mógł świadomie decydować o swoim majątku. Poza tym, to ta smarkula go zabiła.

— Thereso, radzę ci zamilknąć — wycedził przez zaciśnięte zęby pan Border. — Skąd możesz wiedzieć cokolwiek o świadomości Ethana, skoro cię przy nim nie było? Zważaj proszę na słowa, bo od teraz reprezentuję panią Green i, jeśli się nie uspokoisz, będę zmuszony pomyśleć o pozwie za pomówienia. Zabójstwo to bardzo poważny zarzut, więc jestem pewny, że masz na to dowody.

— Skoro tak chcesz rozmawiać, to wkrótce spotkasz się z moim prawnikiem. — Wstała i opuściła salę konferencyjną. James objął ramieniem Rachel, zanoszącą się od płaczu.

W to samo niebo (NIEBO #1) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz