2

2.3K 184 18
                                    

Kilkadziesiąt minut później droga już nie wydawała się ciemna. Na odsiecz ledwo zipiącym latarniom na poboczu przybyły silne lampy halogenowe, rozstawione przez strażaków na czas akcji ratunkowej.

— Proszę dmuchnąć. — Polecenie policjanta, podającego jej alkomat, sprawiło, że jej dłonie natychmiast zrobiły się mokre od potu i zaczęły jej drżeć.

— Co z tym chłopakiem? — zapytała drżącym głosem, patrząc funkcjonariuszowi w oczy. Choć potężny jak niedźwiedź, wydawał się dość sympatyczny.

— On także będzie miał pobraną krew na obecność alkoholu i substancji psychoaktywnych. — Mężczyzna musiał źle zrozumieć jej pytanie, ale nie drążyła. Nie było sensu dłużej tego odwlekać. Zamknęła oczy i dmuchnęła w alkomat.

— Wszystko w porządku, dziękuję — oznajmił policjant. Otworzyła oczy, odetchnęła z ulgą. — Ma pani jak wrócić do domu?

Spojrzała na samochód, który strażacy wydobyli z płytkiego rowu. Miał tylko lekko wgniecione drzwi i prawe nadkole, poza tym był sprawny, ale nie mogła nim jechać. Jak jej oznajmiono, ukochany Chrysler jej ojca musiał trafić na policyjny parking, dopóki nie okaże się, czy potrącenie było tylko kolizją, czy wypadkiem. Wszystko zależało od obrażeń chłopaka, a Rachel nie miała wielkich nadziei, przypominając sobie bolesny jęk z głębi gardła i bezwładne ciało.

Ze łzami w oczach pokręciła głową.

— W porządku, odwiozę was — obiecał wielki policjant. — Tylko porozmawiam z kolegami i zaraz do was przyjdę.

— Moje przyjaciółki są pijane — ostrzegła dziewczyna. On tylko uśmiechnął się dobrotliwie.

— Najważniejsze, że pani była trzeźwa. Ja też byłem kiedyś młody.

Rachel zbliżyła się do pozostałych trzech dziewcząt, okrytych kocami przez strażaków, by oznajmić im, że wrócą do domów radiowozem. To wszystko wydawało się takie nierzeczywiste: już pomijając sam wypadek, jeszcze wczoraj wyobrażała sobie, że w takich sytuacjach policja zakuwa kierowcę w kajdanki i rzuca nim o chodnik, by czekał na transport do aresztu. Tymczasem ją tylko wstępnie przesłuchano, ratownicy zbadali, czy żadna z nich nie miała obrażeń, a policjanci okazali się zaskakująco empatyczni.

Wysiadła przed swoją kamienicą. Tamara i Jenna trafiły już bezpiecznie do domu, policjant miał jeszcze odwieźć Hope, mieszkającą najdalej. Rachel podziękowała i zatrzasnęła za sobą drzwi. Odetchnęła chłodnym, nocnym powietrzem, mimowolnie zauważając, że horyzont zdążył się już rozjaśnić i niedługo nadejdzie świt.

Wspięła się po schodach na górę. Wcisnęła przycisk dzwonka na drzwiach, ale nikt jej nie otworzył. Zresztą, nawet się tego nie spodziewała, wiedziała przecież, że ojciec miał nockę w pracy i wróci dopiero rankiem. Wciąż trzęsącymi się rękoma poszukała klucza w torebce i po trzech nieudanych próbach udało jej się umieścić go w zamku.

Cisza wewnątrz mieszkania wydawała się ciężka jak ołów. Z ramek na ścianach spoglądali na nią rodzice, ale pomimo uśmiechów na twarzy, wydawali się patrzeć surowo i z dezaprobatą. Rachel przetarła oczy, starając się zatrzeć to wrażenie, które musiał wygenerować jej zmęczony całą sytuacją umysł. Wiedziała, że z ojcem czeka ją niezła przeprawa, ale matka nie skarci jej za to, co się stało. W ogóle tego nie skomentuje z jednego prostego powodu — bo nie żyje.

Dziewczyna czuła się rozbita fizycznie i emocjonalnie, a złość na siebie mieszała się z ochotą, aby ktoś ją przytulił i zapewnił, że to nie jej wina. Może gdyby matka tu była, tak by zrobiła, bo tak właśnie Rachel ją zapamiętała: jako czułą i troskliwą mamę, która nie krzyczy i nie ocenia, nim nie spróbuje zrozumieć. Ale dziewczyna nie wierzyła w Boga ani żadne życie pozagrobowe, toteż nie mogła nawet wmawiać sobie, że matka patrzy na nią z góry i cały czas przy niej jest. Nie pozostało jej nic innego, jak położyć się do łóżka i spróbować odpocząć.

W to samo niebo (NIEBO #1) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz