— Z kim spędzisz Wigilię? — zagadał któregoś wieczoru Ethan, zbijając ją z tropu tym pytaniem. Od razu przygryzł wargi, jakby popełnił jakieś faux pas.
Zmarszczyła brwi: nie zastanawiała się wcześniej nad tym. Przeddzień Bożego Narodzenia nie był dla niej jakimś wyjątkowym czasem. Tata zwykle szedł wtedy do pracy, a ona w samotności oglądała filmy, bo wszyscy znajomi zajęci byli świętowaniem. Szczerze mówiąc, ostatnie przeżycia pochłonęły ją do tego stopnia, że gdyby nie przerwa od szkoły, nawet nie zanotowałaby w głowie, iż zbliżają się święta.
— A ty jakie masz plany? — Postanowiła zrobić unik i odpowiedzieć pytaniem na pytanie. Przekręcił się na bok, krzywiąc się z bólu, i spojrzał jej w oczy.
— Zwykle przygotowywałem coś skromnego do jedzenia, a później szedłem do kościoła i spędzałem tam czas aż do nocy, ale w tym roku nawet tego nie dam rady — odparł gorzko. — Głupio mi się wpraszać w tak rodzinny dzień, w końcu jestem dla ciebie obcy...
— Jesteś drugą najbliższą mi osobą, a Wigilii nie świętujemy jakoś szczególnie, bo nie wierzymy w Boga — przypomniała mu. — Także nie ma sprawy, możemy się na wtedy umówić.
Pokiwał głową. Wydawał się jakby spokojniejszy niż na początku rozmowy. Rozumiała to — też chciała z nim spędzać każdą możliwą chwilę. Gdy już przypomniała sobie o zbliżających się okolicznościach, ucieszyła ją myśl o wolnych dniach, które mogła przeznaczyć na wylegiwanie się z nim. Ciągle miała z tyłu głowy myśl, że nie mogą marnować czasu, ani minuty, którą mogliby zagospodarować wspólnie.
Przyjrzała mu się. Jego oczy powoli gasły, włosy nie były już tak gęste ani błyszczące, bo wytarły się od poduszki. Ciało, o ile to możliwe, było z każdym dniem coraz chudsze.
— Możemy zaprosić Jamesa, jeśli chcesz — zaproponowała, porzucając swoją niechęć dla niego. Ku jej radości, zaprzeczył.
— On będzie ze swoimi rodzicami. Wiesz, to porządna, zamożna rodzina. Nie wybaczyliby mu nieobecności w święta. Już i tak trochę krzywo patrzą, że prawie nie widują go podczas przepustki, bo ciągle siedzi tutaj, chociaż oczywiście to rozumieją — wyjaśnił.
Zdziwiła się nieco. Olbrzym, z jego brukowymi manierami, kojarzył jej się raczej z jakąś patologiczną rodziną, lub przynajmniej niezbyt zamożną albo niepełną. Zaraz się zreflektowała. Nie mogła tak łatwo oceniać ludzi, jeżeli zamierzała zostać pracownikiem socjalnym.
— Jego mama wykłada prawo, a tata jest radcą prawnym — objaśnił Ethan, widząc jej minę. — Nie byli zbyt zadowoleni z drogi, jaką wybrał ich najmłodszy syn, ale też nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Ale to dobrzy ludzie: pani Border robiła najlepsze kanapki pod słońcem. Gdy przychodziliśmy po szkole, a pan Border całe weekendy spędzał na graniu z nami w nogę, budowaniu domki na drzewie i wycieczkach nad rzekę. Byli zupełnym przeciwieństwem moich rodziców. Wychowywałem się u nich.
Zaczęła poniekąd rozumieć bliską, niemal braterską relację, łączącą jej chłopaka z przyjacielem. Nie to, że od razu polubiła Jamesa, do tego było jej doprawdy daleko, ale wiele jej to rozjaśniło w głowie.
— Ciężko mi się oddycha — westchnął, gdy już prawie zasypiała. Podniosła się na łokciu i obdarzyła go troskliwym spojrzeniem. Jasne włosy rozsypały się kaskadą wokół jej głowy.
— Otworzyć okno?
— To nic nie da. Mięśnie oddechowe są coraz słabsze, nie mam nad nimi kontroli. Wygląda na to, że zaraz po świętach przenoszę się do hospicjum, żeby podpięli mnie pod tlen. — Wziął kilka płytkich wdechów i przymknął oczy, jakby sprawiły mu ból. — Nie zostało mi może wiele życia, ale nie mam ochoty do końca czuć się tak, jakbym się dusił.
CZYTASZ
W to samo niebo (NIEBO #1) ✓
RomanceNikt w wieku dwudziestu siedmiu lat nie powinien myśleć, że nic dobrego już go w życiu nie czeka. A jednak, Ethan Reise jest o tym przekonany. Praca pozwala mu na zamknięcie się we własnych czterech ścianach, i to właśnie robi: brak bliskich osób oz...