Zebranie piesków Voldiego.
- Witam was po fiasku w Ministerstwie Magii. Po tej, że akcji zmieniły się nieco moje zamiary względem pana Pottera. Potter jest dla was nietykalny, aż do odwołania. Jak wpadnie wam w ręce bezzwłocznie przyprowadzić do mnie i ma mu, do cholery żaden jebany włos nie spaść z tej rozczochranej głowy! Rozumiemy się? – spytał zimno, patrząc na swoich ludzi.
- Tak, panie – odparli Śmierciożercy.
- Severusie, Lucjuszu zostańcie, a reszta może odejść — po tym, jak ostatni Śmierciożerca się oddalił i Marvolo za pomocą klątwy wygonił Glizdogona przeszli do gabinetu Toma i tam usiedli, a CAP poczęstował ich winem, po czym zaczął mówić: – Nie wiem, co mam o tym myśleć, ale on jest moim Horkruksem. Pieprzony złoty rycerzyk tego starca ma w sobie część mojej duszy — powiedział zbolałym głosem Tom.
- Teraz rozumiem – szepnął Sev, a pozostała dwójka spojrzała na niego wzrokiem "Mów, co wiesz" – Starzec mi mówił, że Potter też ma zginąć, jak już przyjdzie czas przed ostateczną bitwą i, że ma zginąć z twojej ręki, Tom – wyjawił Snape – Po tym, jak już będziesz pozbawiony wszystkich Horkruksów.
- A to perfidny starzec! Jakbym zabił Pottera, nie wiedząc, że jest w nim cząstka mojej duszy, to tak jakbym zniszczył swego własnego Horkruksa, a za to karą jest klątwa śmierci, więc nawet jakbym wygrał, to bym zginął za góra trzy tygodnie od śmierci złotego chłopięcia – myślał na głos CAP.
- No cóż, trzeba go jakoś do nas przekonać, panowie. Może zyskamy silnego sprzymierzeńca i to nie jednego, bo za Potterem pójdą ludzie jemu wierni, np. Ten wilkołak i rodzina Weasley – zamyślił się Tom.
- Ja bym na twoim miejscu się tak nie zapędzał. Najpierw przekonaj do nas złotego chłopca – stwierdził Lucjusz.
Tymczasem Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Gabinet Albusa.
Wokoło kruczowłosego Gryfona wirowały przedmioty znajdujące się w dyrektorskim gabinecie, by po chwili rozbić się w drobny mak o najbliższą ścianę.
- Harry, chłopcze uspokój się – poprosił lekko przestraszony staruszek.
- Uspokój się? Uspokój?! Ty chyba kpisz! – kipiał z wściekłości nastolatek – Jak ty śmiałeś to przede mną ukrywać!? Za kogo ty się do chuja uważasz!? Gdybyś mi to powiedział wcześniej, to Syriusz, by żył, ty pieprzony starcze! Jakim pieprzonym prawem mi nie powiedziałeś, że mam go zabić, albo być pieprzonym barankiem ofiarnym! – mówił wypranym z emocji głosem nastolatek, co napawało Albusa jeszcze większym strachem, że jego rycerzyk się zbuntuje i pójdzie do Toma po śmierć, a to zdecydowanie za wcześnie. Najpierw muszą zniknąć Horkruksy, a potem ten Gryfon się poświęci w imię większego dobra. W tej chwili do gabinetu wleciał Fawkes. Spojrzał na nastolatka, wydał głośny trel i chwycił bruneta szponami za ramię, po czym zniknął z nastolatkiem w płomieniach.
Po wylądowaniu avadooki rozejrzał się.
- Fawkes, gdzie my jesteśmy? — spytał ptaka, jakby ten miał mu odpowiedzieć. Stał nad jakimś wrzosowiskiem, a za jego plecami była brama, na której widniała róża opleciona wężem – Zaraz, zaraz... Skąd ja znam ten herb? – zastanawiał się na głos młodzieniec – Róża i Wąż... Myśl Harry... No tak! To herb rodziny Prince, czyli to dom przodków Snape'a. Ciekawe, co mnie czeka, jak wejdę, jak myślisz Fawkes? – ptak tylko go trącił łepkiem, jakby chciał powiedzieć: "Wejdźże w końcu za tę bramę" – Idę, już idę – powiedział i pchnął lekko bramę, po czym wszedł na dworek, a ptak zniknął w kuli ognia.
CZYTASZ
Nie możesz zabić
FanfictionTomarry. Ciekawe, jak mi wyjdzie. Zobaczymy w trakcie pisania. Z góry sorry za błędy. Całość opowiadania jest betowana przez Cessidy84.