OSTRZEŻENIA: NIE DLA KAŻDEGO, HARD SMUT, BARDZO brutalne sceny, gore, możliwy gwałt, prostytucja, morderstwa, dużo przekleństw, używki, BDSM, przejawy pedofilii i nekrofilii. Dużo przewijających się, wszelakich shipów. Zmieniony wiek postaci i niekt...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
| Lana Del Rey - Yayo |
Baekhyun zapukał do drzwi, pod którymi sterczał. Dobrze znane i znienawidzone drzwi, choć te nigdy nic mu same nie zrobiły, to jednak nie raz mu się nimi oberwało.
Długie, kościste palce opinały chłodnego glocka. Nie zastanawiał się nawet skąd się tutaj wziął, bo z jakiegoś powodu po prostu wiedział, co powinien zrobić.
Usłyszał jej głos, nim nikłe światło wnętrza mieszkania oświetliło jego osobę. Wszystko działo się szybko, a Harin krzyczała, błagalnie wypytując 'dlaczego?'. Kiedy chłopak odezwał się, nie poznawał własnego głosu. Był gruby i mrukliwy, znajomy.
Postrzał powalił kobietę na podłogę, tuż przy łóżku. Długie, mokre włosy w gwałtownym odrzucie zmieniły kolor z czarnego w odcień tlenionego blondu, a załzawione oczy, spoglądające pod łóżko, nie należą już do jego matki.
– Ren! – Wrzask chłopaka wyczołgującego się z pod łóżka wprawił Baekhyuna w osłupienie. Zrozpaczony JR ujął głowę ukochanego, a szloch wstrząsał jego ciałem. Ciężko dyszał, jakby dławił się łzami, powtarzając jego imię. – Nie, kurwa, proszę, nie zostawiaj mnie w tym gównie samego... Miałem tylko ciebie, Minki... –
Baekhyun jedynie patrzył, nie potrafiąc się poruszyć. Pistolet upadł przy jego eleganckich butach, kiedy Jonghyun zamaszyście zwrócił się ku niemu ze spojrzeniem pełnym nienawiści. Byun przełknął ślinę i cofnął się o krok, wpadając na coś plecami. Ktoś objął go od tyłu, nasuwając dłonie na pierś i szyję. Miękkie wargi poruszając się, muskają subtelnie jego ucho.
– Zabij go, Bunny. Zajeb, zanim on zabije ciebie. – Szept jest elektryzujący, ale wzbudza w nim tylko większy strach. Chyba nawet bardziej boi się jego, niż kipiącego mordem chłopaka przed sobą. – No co jest? Myślisz, że pozbawiając ich życia, zabrałeś im coś cennego? Nie. To wybawienie. Ukojenie. Sam wiesz po sobie... Ile razy chciałeś już zdechnąć? Wciąż prosisz się o śmierć, mimo to, o dziwo jeszcze egzystujesz. Dlaczego? Po co światu taki śmieć jak ty? Czym się od nich różnisz? – Baekhyun przełknął ślinę, próbując zerknąć w bok na Chanyeola, ale on tylko mocniej zaciska palce na jego szczęce, uniemożliwiając mu to. – Powiem ci – mrukliwy śmiech owiewa jego szyję – jesteś od nich o wiele gorszy, a twój żywot to kara. Możesz sobie wmawiać, że ból to twój przyjaciel, ale dobrze wiesz, że tak nie jest i nigdy nie było. Będziesz cierpiał o wiele dłużej niż oni, a ja ci w tym pomogę. – Obraz przed oczami zachodzi mgłą. Jonghyun stoi, jak w zatrzymanej klatce filmu, a obejmujące Baekhyuna ramiona poluźniają uścisk. Chanyeol przykucnął, by sięgnąć po broń. Bez zwlekania, płynnie się podniósł i wymierzył bezlitosny strzał w sam środek czoła JRa.
Wraz z hukiem wystrzału i brzękiem łuski, Baekhyun wzdrygnął się na siedzeniu pasażera, łapiąc za podłokietnik. Rozejrzał się gorączkowo po samochodzie, zatrzymując wzrok na Chanyeolu, który wpatrując się w niego z powagą, opierał dłoń po środku kierownicy, na klaksonie.