Sherlock, who is this?

7.8K 218 139
                                    

PROLOG

Młoda dziewczyna siedziała na ławce w londyńskim parku. Obok niej na ziemi stała walizka.

- Witam panno Wolf - podszedł do niej mężczyzna. Miał na oko 35 lat. Był ubrany w garnitur, a w ręce dzierżył parasolkę. Lekko zdziwiło to dziewczynę, bo przecież nie padał deszcz, wręcz przeciwnie, świeciło słońce tak rzadko spotykane w Londynie o tej porze roku.

- Pan Holmes tak? Może mi pan jeszcze raz wytłumaczyć, na czym ma polegać nasza współpraca?

- Tak. Chciałbym, aby jakby to ująć - mężczyzna zawahał się. -Pilnowała pani mojego brata.

- To urocze, ile ma lat ten chłopczyk? - zapytała. Uwielbiała dzieci.

- Ekhm 32. - Tego się nie spodziewała.

- To dlaczego mam go pilnować? Przecież jest dorosły.

- Chyba źle to pani zobrazowałem. On miał problemy z narkotykami. Był nawet przez kilka lat na odwyku. Poza tym robi też inne, dziwne rzeczy. Chcę, by mnie pani informowała na bieżąco, co on robi. - wyjaśnił.

- Mam być pańskim szpiegiem? - ciekawie się zapowiadała jej nowa ,,praca''.

Mężczyzna pokiwał głową. Dziewczyna zaczęła się podnosić z ławki.

- Aha. Wolałbym, żeby Sherlock nie dowiedział się on naszej współpracy. Oczywiście solidnie zapłacę.

- No ja mam nadzieję. - wymamrotała.




Sherlock siedział przy stole w kuchni, badając najnowsze dowody w sprawie. Niby było to zwykłe nudne morderstwo, ale coś mu tutaj nie pasowało. Wszystko wskazywało na to, że ofiarę zabił mąż, ale był za bardzo zrozpaczony śmiercią ukochanej. Usilnie jednak twierdził, że to właśnie on ją zamordował.

- Musisz znaleźć kogoś, kto będzie z tobą mieszkał, Sherlock. Ja mam Mary i niedługo dziecko. Nie mogę już dłużej rozwiązywać niebezpiecznych zagadek. - John chodził po pomieszczeniu w tę i z powrotem. Tak, gadający ciągle John też mu nie pasował, toteż detektyw wstał gwałtownie. Podszedł do przyjaciela, złapał za rękaw i wyprowadził z kuchni, zamykając za sobą drzwi. Błoga cisza wypełniła pokój. Teraz nareszcie można pracować.

Niestety jego spokój nie trwał długo, bo po chwili w mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Ponownie podniósł się by sprawdzić, kto dzwonił. Minął w salonie zdenerwowanego Watsona i poszedł otworzyć.

W wejściu stała młoda dziewczyna. Sherlock przyjrzał się jej uważnie.

Krzywo ścięta grzywka, zapewne strzyże się sama, co sugeruje nieciekawą sytuację finansową. Przeczy temu jednak jej ubiór. Jest schludnie, a zarazem elegancko ubrana. Ma krzywo zapięty płaszcz, więc albo zapinała go w pośpiechu, albo jest wiecznie rozkojarzona. W sumie jedno nie przeczy drugiemu.

- Dzień dobry ja w sprawie ogłoszenia o miesz-

- Tak domyśliłem się. Zapraszam - przerwał jej i nie czekając na nią, zaczął się wspinać po schodach.

Chwilę stała oszołomiona bezpośredniością mężczyzny. Po kilku sekundach jednak otrząsnęła się i ruszyła schodami. Dotarła do salonu, w którym siedziało dwóch mężczyzn. Stanęła w drzwiach, opierając się o framugę. Jej przybycie zwróciło uwagę drugiego mężczyzny.

- Sherlocku, kto to jest? - zapytał.

A więc Sherlock Holmes. Gdzieś już chyba słyszałam to nazwisko.

- Nie wiem. - odparł.

- Annabeth Wolf, ale proszę zwracać się do mnie Ann. - odpowiedziała.

- Co tutaj robisz?

- Przeczytałam, że poszukują panowie współlokatora, więc jestem.

- Jakiego ogłoszenia? - spojrzał na Sherlocka.

- Od kilku tygodni powtarzasz mi, że nie możesz już mi pomagać w rozwiązywaniu spraw, więc znalazłem kogoś na twoje zastępstwo.

Nie ty a twój brat - pomyślała Ann.

- Twój pokój jest na końcu korytarza, po prawej stronie. Łazienka jest naprzeciwko twoich drzwi. Możesz iść i go obejrzeć. Trzeba kupić kilka mebli, dlatego John pojedzie z tobą na zakupy - poinstruował ją Sherlock. Odwróciła się na pięcie i udała w stronę nowej sypialni. Otworzyła drzwi i ją zamurowało. Myślała, że mężczyźnie chodziło o dokupienie jakiejś szafy albo krzesełka, a tu nie było ani jednego mebla.

- Przynajmniej jest duże okno - mruknęła. Postawiła walizkę na podłodze i wróciła do salonu.

- Widzę, że już się rozejrzałaś. No John, czas na was - ponaglił przyjaciela.

Mężczyzna westchnął i wstał z fotela. Gestem dłoni pokazał dziewczynie, by skierowała się do wyjścia.

Sherlock odczekał chwilę i gdy miał pewność, że wyszli już z mieszkania, wziął telefon i...

- Halo?

- Dzień dobry, tutaj Sherlock Holmes. Masz to, o co cię prosiłem?

- Ach to ty. Jasne. Czyściutka, nigdzie nie znajdziesz lepszej.

- Doskonale. Kiedy mi ją przekażesz?

- Choćby teraz. Gdzie jesteś?

- Na Baker Street 221b. Przynieś, bo potrzebna mi na gwałt.

- Już lecę.

Sherlock rozłączył się i czekał na swojego dostawcę. Po niecałych piętnastu minutach przed drzwiami ze złotym napisem pojawił się chłopak, z którym rozmawiał detektyw. Widząc go niemal zbiegł ze schodów.

- Ile płacę? - zapytał, otwierając drzwi.

- Tyle, co zawsze.

Sherlock wziął od chłopaka pakunek i zapłacił za niego.

- Do widzenia - powiedział.

- Do zobaczenia - odpowiedział z lekkim uśmiechem.

Wszedł do mieszkania i odłożył paczkę na stół. Czysta heroina. Już tak długo jest na głodzie. Musi wziąć działkę, po prostu musi.

My name is Sherlock HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz