Which harms me to play a hero.

2.3K 136 46
                                    

ROZDZIAŁ XVII

Z przesłuchania nic nie wynikło, bo Norton nic nie wiedział i szybko został oczyszczony z zarzutów. Jego rodzinie została także przydzielona ochrona.

Sherlock wrócił do mieszkania. Zaczynał odchodzić od zmysłów. Czuł palący ból w piersi, którego o dziwo nie potrafił zdiagnozować. Nie był on z pewnością fizyczny, ale z każdym oddechem miał wrażenie, że płonie żywym ogniem. Chciał ją jak najszybciej odnaleźć. Gdy tylko pomyślał, o tym co mogą jej robić, to przebiegał mu dreszcz po plecach.

Jego uczucia nie pomagały mu w pracy. Jedyne, o czym był w stanie myśleć to Ann, a właściwie jej brak. Nie był w stanie pracować, ale jednocześnie wiedział, że jest jedyną osobą, która może ją odnaleźć.

Od porwania Wolf minęło zaledwie kilka godzin. Holmes miał wrażenie, jakby minęły lata. Na jego ramionach powoli zaczynało brakować miejsca na nowe plastry nikotynowe. Robił wszystko, żeby być skupionym przez cały czas.

Nie był w stanie nic zjeść, jedynie wypił szklankę wody i od razu zajął się rozpracowywaniem Moriarty'iego. W kółko oglądał te same nagrania z kamer, mając nadzieję, że dostrzeże coś, czego nie zauważył za pierwszym razem. Jego gorączkowe rozmyślania przerwał dźwięk SMS-a.

Odblokował telefon. Okazało się, że wiadomość wysłał nie kto inny, a Moriarty. Był to 15-minutowy filmik. Sherlock drżącymi dłońmi włączył nagranie.

Jego oczom ukazał się przerażający widok. Na czterech krzesłach w równej linii i równych odstępach siedziały cztery kobiety. Ostatnią z nich była Wolf. Detektyw widząc ją żywą, poczuł ogromną ulgę.

Każda z nich trzymała kartkę z jakimś napisem.

,, Masz 3 godziny." Do czego?

Nagle zza kamery odezwał się Moriarty.

- Masz 3 godziny na rozwiązanie zagadki, a może wypuszczę jedną z nich. Może nawet pomoże to w odnalezieniu twojej słodkiej asystentki - powoli podszedł do pierwszej kobiety. Była związana zielonym sznurem. Po jej policzkach spływały łzy, a sama kobieta szamotała się rozpaczliwie. Moriarty pogłaskał ją po policzku, po czym gwałtownie uderzył ją w twarz. Zawyła przeraźliwie, jednak to nie powstrzymało mężczyzny przed zadawaniem kolejnych, dotkliwych uderzeń. Gdy kobieta była na skraju świadomości, wyjął pistolet zza paska i przyłożył jej lufę do skroni. Uśmiechnął się szeroko i pociągnął za spust. Jej ciało opadło bezwładnie na krzesło. Rozpętał się istny chaos. Wszystkie kobiety zaczęły na przemian płakać i krzyczeć, poza Ann. Ona wydawała się zbyt zszokowana, tym co zobaczyła. Wydawało się, że usilnie stara się wymyślić jakiś plan ucieczki. Sherlock przyjrzał się jej uważnie. Z nosa leciała jej krew, a na policzku widniał ogromny czerwony ślad. Czuł, jak wzbiera się w nim niewyobrażalny, rozsadzający od środka gniew. - jeśli nie dasz rady, to chyba wiesz, co je czeka. Czas start. - nagranie zakończyło się.

Sherlock był przerażony. Opadł na kanapę i zaczął wpatrywać się beznamiętnie w przeciwległą ścianę. Musiał znaleźć ją jak najszybciej. Z jego gardła wydarł się głośny ryk złości.





Ann była głodna. Nie bała się. Była głodna. Chociaż głód to za lekkie określenie. Miała wrażenie, jakby nie jadła od wieków. Jej brzuch burczał przeraźliwie, a jej żołądek doświadczał gwałtownych i bolesnych skurczów. Gdy organizm nie zaspokoi swoich fizjologicznych potrzeb, jest w stanie myśleć tylko o nich.

Gdy obgryzła skórki wokół paznokci do krwi stwierdziła, że dalsze posilanie się własnym naskórkiem, nie ma sensu.

Zaczęła chodzić po pokoju. Obmacywała każdą ścianę w poszukiwaniu jakieś poluzowanej cegły, którą mogłaby wybić okno. Nie miała w sumie pojęcia, czemu chciała je wybić, ale nic sensowniejszego nie przychodziło jej do głowy.

Podeszła do drzwi. Były stare, drewniane z mosiężnymi zawiasami. Prawdopodobnie znajdowała się w jakimś kościele.

Dobra podsumujmy to. Jestem w kościele lub jakimś zamku. Nie wiem, ile byłam nieprzytomna, ale sądzę, że wygodniej było pójść do opuszczonego kościoła na przedmieściach, więc pewnie tutaj mnie przetrzymują. Zapewne jest to miejsce nieodwiedzane przez innych, więc nie ma sensu krzyczeć. Trzeba przeprowadzić cichą akcję.

Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Do środka wszedł łysy mężczyzna ubrany na czarno. Rzucił w jej stronę kajdanki.

- Wiem, że umiesz je założyć. Zakładaj i chodź. - rzekł zachrypniętym, niskim głosem.



Trzymał ją mocno za ramię. Na głowę założył jej czarny bawełniany worek. Podróż z jednego końca budynku do drugiego trwała długo, szczególnie że dziewczyna co chwilę się potykała, a mężczyzna do najdelikatniejszych nie należał.

Gdy wreszcie dotarli na miejsce, zdjął jej materiał z głowy i posadził na krześle. Obok niej siedziały jeszcze 3 inne kobiety. Każda z nich płakała i prosiła mężczyzn, żeby nie robili im krzywdy. Jedna z nich nawet zaczęła głośno odmawiać pacierz. Ann zaśmiała się z ich głupoty.

Jeśli będą chcieli nam coś zrobić, to żadne modlitwy czy błagania nam nie pomogą.

- Coś cię bawi? - zapytał jeden z oprawców. Ann poczuła nagły przypływ idiotycznej odwagi i zaśmiała się głośniej. Jeden z nich nie wytrzymał i uderzył ją pięścią w nos. Drugi podszedł i zaraz po nim, wymierzył jej siarczysty policzek. Ann wypluła krew na podłogę.

- Przestań kozaczyć. Wiesz, że nie wyjdziesz stąd żywa.

- Więc co mi szkodzi grać bohaterkę. - odpowiedziała i uniosła wysoko głowę, patrząc mu prosto w oczy.



Sherlock przeglądał właśnie ostatnie nagranie. Dochodziła 2 w nocy. Nagle jego wzrok przyciągnęło jedno z aut. Nie zwracał na nie wcześniej uwagi, ponieważ wszystkie wozy dostawcze były w kolorze białym, a to był ciemnozielony pojazd.

Nagle rozległ się dzwonek telefonu.

Niemożliwe, że minęły już 4 godziny! Nie, nie, nie, nie!

Odebrał roztrzęsiony. Starał się opanować i mówić pewnym głosem jednak on sam mu się załamywał, a detektyw był bliski płaczu.

- Gdy zegar trzykrotnie północ wybija, duchów zaczyna się godzina. Niedługo asystentkę chował będziesz, chyba że rozwiązanie zdobędziesz. Trawa nie jest biała.

- Tak wiem. Samochód był zielony. - warknął Sherlock. Nie był w humorze na popisy Moriarty'iego.

- No niestety masz rację. Obiecałem, to obiecałem. - pstryknął palcami. Rozległ się cichy szept kobiety. Dziękowała i płakała. - Weź ją, ogłusz, bo mi działa na nerwy - zwrócił się do kogoś. - Masz kolejne 3 godziny. Życzę szczęścia. Kobietę znajdziecie w rzece. Jak przeżyje, to będzie mi przykro - zaśmiał się. - Oby tylko twoja Ann przeżyła.

- Po prostu powiedz mi do cholery, gdzie ona jest! - Sherlockowi puściły nerwy.

- Sherlocku, czyżbyś się o nią martwił? - mężczyzna zaśmiał się szyderczo. - Spokojnie, postawię jej piękny nagrobek.

- Gdzie ona jest. - wycedził przez zaciśnięte zęby Holmes.

Mężczyzna rozłączył się.

My name is Sherlock HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz