I hope that you don't lie

3.5K 170 128
                                    

ROZDZIAŁ II

- Coś ty taka uradowana? - tym zdaniem przywitał Ann Sherlock, gdy weszła do salonu następnego dnia rano.

- Ach to już moja słodka tajemnica - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

Sherlock zlustrował dziewczynę wzrokiem.

- Idziesz na randkę?

Szlag. Mogłam przewidzieć, że on to wywnioskuje. Tylko JAK?

- Okay, masz pytanie - spojrzał na nią.

- Tak. JAK?

- Co jak?

- Skąd wiesz? Czyżbym miała jakiś pyłek z jego koszuli, a może pachnę jego perfumami? Albo nie, wiem, mam na podeszwie kawałki błota spod jego domu.

- Nie. Po prostu ładnie się ubrałaś, ale cieszy mnie to, że strzeliłem w dziesiątkę - kąciki jego ust minimalnie się podniosły.

Przez chwilę jeszcze wpatrywała się w mężczyznę, jakby chciała coś jeszcze dodać, jednak po chwili skierowała się do kuchni. Wstawiła wodę na kawę i poszła do swojego pokoju po telefon. Gdy wróciła, po wodzie w czajniku nie było śladu. Rozejrzała się po pomieszczeniu i jej spojrzenie zatrzymało się na detektywie popijającym czarny napój.

- Ekhm. Przepraszam bardzo, ale to była moja kawa.

- Zrobisz sobie następną.

- A dlaczego TY nie zrobisz?

- Bo ja swoją mam - odparł, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

Ugh co za człowiek


Do randki zostało już tylko piętnaście minut. Ann coraz bardziej się denerwowała. Charlie miał po nią przyjść i razem mieli iść do tej kawiarni. Dziewczyna jednak nie była pewna czy może zostawić Sherlocka samego. Pani Hudson wyjechała na wieś do swojej przyjaciółki, a John wraz z Mary nad morze.

- Przecież to dorosły facet - mruknęła sama do siebie. - Poradzi sobie beze mnie te kilka godzin.

Uśmiechnęła się i spojrzała w lustro. Miała na sobie czarne lekko przetarte jeansy, koszulkę w paski z krótkim rękawem, koszulę w kolorze ciemnego jeansu, białe trampki oraz wełniany szalik typu komin na grubych oczkach. Włosy jak zwykle przerzucone na jedną stronę, dzisiaj wyprostowała i puściła swobodnie na ramiona. Wysłała zdjęcie do przyjaciółki.

Chwilę później, po krótkim przesłuchaniu, kilku poradach na temat pierwszej randki i tym podobnych Ann mogła już iść na spotkanie. Usiadła na parapecie i spojrzała na codzienny ruch na ulicy Baker Street. Pokochała tę ulicę. Stwierdziła, że nawet jeśli Sherlock wyrzuci ją stąd, to i tak znajdzie mieszkanie w tej okolicy. Nagle jej telefon rozdzwonił się.

- Halo?

- O, hej Charlie.

- Jestem już na dole w taksówce, możesz wychodzić.

- Jasne już idę.

Chwyciła swoją torebkę oraz telefon i ruszyła w stronę schodów. W połowie drogi zatrzymał ją Sherlock.

- Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów.

- Właściwie to mam r...

- Czyli nic ważnego - odparł. - Jedziesz ze mną na miejsce zbrodni.

- SŁUCHAM?

- Miejsce zbrodni to takie miejsce, gdzie ktoś bardzo zły robi coś złego komuś innemu - tłumaczył sarkastycznie.

- Nah co ty nie powiesz - żachnęła się dziewczyna. - Chętnie bym pojechała z tobą i pooglądała jakieś trupy, ale tak się składa, że akurat mam randkę...

- On ma narzeczoną.

- ...i nie mam zamiaru jej przekładać... Czekaj. CO?

- Tak, za dwa miesiące bierze ślub, sprawdziłem go.

- Żartujesz, prawda?

- Chciałbym. - posłał w jej stronę współczujący uśmiech. Oczywiście sztuczny. - Chodź, taksówka na nas czeka.

Ann nie miała już siły się kłócić. Poza tym było jej przykro. Kolejny zawód miłosny. Chyba to uczucie jest nie dla niej. No, ale na złamane serce najlepsze są jakieś zwłoki. Tak, to zawsze pomaga w trudnych chwilach. Możesz sobie wyobrazić, że to twarz tej osoby, jak powoli i w męczarniach ją zabijasz. Jak błaga cię o litość.

Dobra stop. Zaczynam się siebie bać.- pomyślała brunetka.

Przed kamienicą czekały na nich dwie taksówki. Z jednej wysiadł Charlie, a do drugiej zaprosił ją Sherlock.

- Chodź Ann, bo zaraz nam ten dzban Anderson podepcze wszystkie dowody. - ponaglał ją.

- Dzban? - zdziwiła się dziewczyna.

- Młodzieżowe słowo. Często pojawia się na twitterze.

- Jakoś nie pasuje mi do ciebie mowa potoczna. - zaśmiała się.

W tym momencie podszedł do nich Norton.

- Ann? Zdaje się, że byliśmy umówieni.

- Właśnie, dobrze, że to podkreśliłeś. BYLIŚMY - warknęła.

- Nie rozumiem. Zrobiłem coś nie tak?

- Jeszcze pytasz? Masz narzeczoną i umawiasz się ze mną. Wybacz, ale nie mam zamiaru być twoją odskocznią. Nara. - pomachała mu.

- Ja wcale...

- Skończ.

Charlie odwrócił się na pięcie i wsiadł do taksówki.

- Mam nadzieję, że nie kłamałeś - mruknęła Ann.

Sherlock tylko uśmiechnął się tajemniczo i otworzył jej drzwi od samochodu.

My name is Sherlock HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz